2 listopada, w Dzień Zaduszny zmarli podobno nawiedzają żywych prosząc o modlitwę, bo tylko żyjący mogą im pomóc wydostać się z czyśćca. O wierzeniach związanych z tym tajemniczym dniem rozmawiamy z dr. Tadeuszem Baraniukiem, etnologiem z Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu Warszawskiego.
Zmarli, dusze chodzące po ziemi, czyściec... Dzień Zaduszny to dosyć tajemnicze święto.
dr Tadeusz Baraniuk: Tak się ułożyło w kalendarzu, że Dzień Świętych Pańskich czyli Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny sąsiadują ze sobą. Pierwszy dzień to święto zmarłych – świętych, którzy są już w niebie i są zasłużeni dla Kościoła. Dzień Zaduszny, przypadający na 2 listopada, jest związany bardziej z tradycją rodzinną. Modlimy się wtedy za naszych zmarłych, przodków, niekoniecznie świętych.
To święto jest bardziej swojskie i ludowe, bo wiąże się z tymi, których znaliśmy. Idąc w ślad za zwyczajem, można by metaforycznie powiedzieć, że 1 listopada to żywi odwiedzają umarłych, a drugiego to umarli odwiedzają żywych.
Według dawnych przekonań dusze przychodzą na ten świat przeważnie w nocy z 1 na 2 listopada. Można wtedy nawiązać z nimi kontakt, zobaczyć je i z nimi porozmawiać. Niektórzy mogli spotykać je we śnie. W noc zaduszną te dwa światy – żywych i umarłych przenikały się.
Przychodzą zmarli, którzy są w czyśćcu?
Tak. Przychodzą dusze, które nie uzyskały odpuszczenia. Oczywiście żywi nie mogą wyrokować, kto w tym czyśćcu jest, bo nikt tego nie wie. Więc jest to święto wszystkich zmarłych, których Kościół nie ogłosił świętymi.
Gdzie, według tradycji, możemy spotkać te dusze?
Według wierzeń umarli mogą przyjść np. w postaci kobiety ubranej na szaro, ani żywej, ani martwej, pojawiającej się przy bramie cmentarza lub jako cień przy dzwonnicy kościelnej. Zmarli przychodzą, żeby prosić o "zdrowaśki". Poza tym w noc zaduszną odprawia się nabożeństwo. Przy ołtarzu stoi kapłan, który nie odprawił wszystkich mszy w intencji zmarłych, za które przyjął pieniądze. Na mszę podobno przychodzą też zmarli.
Czyściec – według Kościoła katolickiego bolesne dochodzenie duszy do absolutnie doskonałej miłości, koniecznej do osiągnięcia szczęścia Nieba. CZYTAJ WIĘCEJ
Wikipedia
Było też takie wierzenie, że człowiek, który wejdzie do Kościoła na tę mszę, może z niego już żywy nie wyjść. Jest taka legenda o matce, która bardzo tęskniła za zmarłą córką. Przyszła do Kościoła w noc zaduszną, żeby się z nią spotkać. Siedziała w ławce, a do Kościoła schodzili się bliscy zmarli, sąsiedzi, ale nigdzie nie było jej córki. W końcu, jak msza się skończyła, pojawiła się córka kobiety i niosła dwa wiadra wody na ramionach. Matka się zapytała: "Dlaczego nie byłaś na mszy?" Córka odpowiedziała jej, że cierpi, bo musi nosić łzy matki, która ją tak mocno opłakuje.
Łzy, opłakiwanie i woda nie pomagają duszom w czyśćcu. Zgodnie z wierzeniami, jest tam sucho i dlatego woda utrudnia duszom przeistoczenie się. Jeszcze żyje pokolenie, które wylewając wodę za próg domu mówi: "Odsuńta się, bo was obleję!". Chodzi o oczywiście o dusze zmarłych, które stoją u progu. Jak się taką duszę obleje wodą, będzie chodzić za człowiekiem i go nękać.
Skoro woda i łzy nie działają, to co może pomóc duszom wydostać się z czyśćca?
Chleb dla zmarłych. Przed kościołami i przy cmentarzach siedziały kiedyś dziady, które czekały na datki – chleb i pieniądze. Za darowane jedzenie lub grosz dziad obiecywał zdrowaśkę za zmarłych. Jego modlitwa była ważna, bo stary dziad i wdowa uważani są za pół żywych, pół martwych. Uznawano ich za doskonały łącznik między światem żywych i zmarłych. Chleb był darem dla Boga, ofiarowanym za konkretną duszę. Oprócz datków pomagać miały też modlitwy ludzi żyjących, bo dusze same pomóc sobie nie mogą, dlatego przychodzą w dzień zaduszny i o te modlitwy proszą.
W Biblii brak wyraźnej wzmianki o czyśćcu. Kto właściwie wymyślił ten stan przejściowy między piekłem i niebem?
To wymysł średniowiecza, kościelny, ale ma korzenie ludowe, bo kiedyś uważano np., że dusze siedzą na zielonej łące i płaczą. Wierzono, że w czwartą niedzielę postu przychodzi śmierć. W czyśćcu nie chodzi o odbycie kary, za którą uważa się niewidzenie Boga. Czyściec to taki czasowy pobyt, kwarantanna. Zmarły musi odczekać, żeby się oczyścić ze skutków grzechów.
W skróceniu czasu przebywania w czyśćcu miały pomóc też odpusty, które kiedyś można było kupić. Dziś otrzymuje się je w Kościele na specjalnych warunkach.
Tak. Odpusty miały skrócić karę. Można było je ofiarować we własnej intencji, ale również w intencji zmarłych.
Skąd różne wizje czyśćca?
Bywali ludzie, którzy w trakcie snów widzieli czyściec. Mieli wizje. Niektórzy opisywali go jako chłodną krainę, szarą, ludzie są tam skąpo obrani, martwi, ale jeszcze nie kościotrupy. Nie rozmawiają i tańczą bez muzyki. Czas jest tam zwolniony. W tradycji było wiele wierzeń związanych z tym stanem przejściowym między życiem i śmiercią. Np. jeśli dziecko urodziło się w Dzień Zmartwychwstania Pańskiego, a było bardzo słabe, nie chrzczono go od razu. Czekano do północy. Noc Zmartwychwstania to zwycięstwo życia nad śmiercią. Jeśli dziecko by ochrzczono, a w nocy by zmarło, zostałoby mieszkańcem dwóch światów. Byłoby nieszczęśliwe, bo byłoby takim listonoszem, które rozmawia i ze zmarłymi i z żywymi.
Na Ukrainie wierzono z kolei, że jeśli dziecko urodzi się w wigilię Bożego Narodzenia i spojrzy w rozgwieżdżone niebo, będzie miało moc uzdrawiania, ale będzie również mediatorem miedzy światem żywych i umarłych. To nie są takie stare wierzenia. Ludzie wierzyli w to jeszcze głęboko i kilkanaście lat temu.
Ujrzałam Anioła Stróża, który mi kazał pójść za sobą. W jednej chwili znalazłam się w miejscu mglistym, napełnionym ogniem, a w nim całe mnóstwo dusz cierpiących. Te dusze modlą się bardzo gorąco, ale bez skutku dla siebie, my tylko możemy im przyjść z pomocą. Płomienie, które paliły je, nie dotykały się mnie. Mój Anioł Stróż nie odstępował mnie ani na chwilę. I zapytałam się tych dusz, jakie ich jest największe cierpienie? I odpowiedziały mi jednozgodnie, że największe dla nich cierpienie to jest tęsknota za Bogiem. CZYTAJ WIĘCEJ