Specjalna policyjna grupa, która miała za zadanie znaleźć zabójców generała Marka Papały, mogła podsłuchiwać i obserwować znane publicznie osoby. Takie podejrzenia mają prokuratorzy badający działalność policyjnego zespołu - pisze "Dziennik".
W "Dzienniku" czytamy, że prokuratorzy prowadzący tajne śledztwo dotyczące policyjnej grupy "Generał" (miała wytropić zabójców Papały) podejrzewają, że agenci tej grupy zbierali haki na polityków, dziennikarzy i urzędników. Nieoficjalnie wiadomo, że prokuratorzy znaleźli zapisy z podsłuchów i raporty z obserwacji znanych publicznie osób.
- Fundamentalne pytanie brzmi: czy były podstawy do inwigilowania. Na podsłuchy były zgody sądu. Ale sędziemu można przedstawić kłamliwe uzasadnienie. że np. XY jest związany z handlem narkotykami. Nie wspominając, że to ważny polityk - mówi anonimowy rozmówca "Dziennika". Jeszcze łatwiej mogło przyjść agentom rozpracowywanie publicznie znanych osób z ukrycia. To nie wymaga bowiem zgody sądu, a taka obserwacja - jak wskazują meldunki agentów - dostarczyła wiele informacji z życia prywatnego obserwowanych osób.
Policyjna specgrupa "Generał" działała od 12 lat. Postępowanie w sprawie jej działalności prokuratura prowadzi od 2008 roku, ale zgodę na dostęp do akt operacyjnych otrzymała dopiero w 2010 roku.
Obserwując przez miesiąc, można dowiedzieć się wszystkiego: czy zdradza żonę lub nadużywa alkoholu. W naszym środowisku panuje przekonanie, że słynna szafa Lesiaka przy aktach "Generała" to drobne wykroczenie.