Wyborcza porażka partii Korwin-Mikkego dostarczyła kolejnych dowodów na to, że z twarzą “krula” nie da się wygrywać. Korwiniści powinni wziąć przykład z PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Receptą na sukces może być wizerunkowa wolta i przywództwo Przemysława Wiplera.
Wina innych
“Szkoda Wiplera. Będzie go brakować w Sejmie” – to głos często powtarzany na prawicy, po tym jak stało się jasne, że partia KORWIN nie przekroczyła progu wyborczego. Były poseł PiS jako jedynka na liście Katowicach otrzymał 17,4 tys. głosów (cztery razy więcej niż w wyborach z 2011 roku). Jednak nawet gdyby jego ugrupowanie przeskoczyło próg, prawdopodobnie nie otrzymałby mandatu, ponieważ KORWiN nie dostałby z tamtego okręgu ani jednego miejsca w Sejmie.
Dla Wiplera to gorzkie doświadczenie. Odchodząc z partii Kaczyńskiego dwa lata temu postawił wszystko na jedną kartę. To on - obok Korwina - był twarzą kampanii partii KORWIN, a do reelekcji zabrakło naprawdę niewiele.
Dlaczego się nie udało? Sam Wipler powody porażki wymienił na Facebooku. Jak pisze, KORWIN musiał w tych wyborach konkurować z mniejszymi komitetami, które zabrały partii brakujące głosy. Listy w niektórych okręgach wystawili Zbigniew Stonoga, Grzegorz Braun i Kongres Nowej Prawicy. Gdyby nie to, korwiniści pewnie prześlizgnęliby się przez próg.
"Do boju wystawiliśmy dziewięciuset ludzi: najmłodszy pod względem średniej wieku komitet. Praktycznie nie mieliśmy pieniędzy, na kampanię wydaliśmy kilka, a nawet kilkadziesiąt razy mniej razy mniej pieniędzy niż konkurujące z nami komitety! Byliśmy dyskryminowani przez media - zarówno prywatne jak publiczne" – przekonuje dalej Wipler.
Oczywiście najłatwiej zwalić wszystko na media. Ale jest też inna przyczyna, o której polityk nie wspomina. To eksponowanie twarzy rzekomo nieśmiertelnego politycznie Korwina. Tego, który jest jednocześnie atutem i największą wizerunkową kulą u nogi swojego ugrupowania.
Im więcej ciebie...
Zwolennicy partii KORWIN żartują, że zawsze, kiedy ich formacja zwyżkuje w sondażach, Korwin odpala jakąś "bombę", jak tę z wypowiedzią, że Hitler nie wiedział o Holokauście. W tej kampanii było nieco inaczej, bo akurat takich wpadek zdołał uniknąć. Co nie znaczy, że "krul" nie pokazywał odrzucającego wyborców oblicza. Przykład? Na kilka dni przed wyborami mówił, że konieczna jest liberalizacja przepisów dotyczących dopuszczalnej ilości alkoholu w organizmie kierowcy, bo "człowiek z jednym promilem nie jest pijany".
Nie ważne, czy taka wypowiedź w kampanii zdarza się raz, dwa czy więcej, Korwin zdążył dorobić się wizerunku politycznego szaleńca. Według sondażu CBOS sprzed miesiąca, króluje w rankingu nieufności do polityków. Nie ufa mu 64 proc. Polaków, więcej niż Palikotowi czy Kaczyńskiemu. Dlatego kiedy Wipler i inni współpracownicy próbują tonować przekaz, twarz Korwina niweczy ich pracę.
Sami zainteresowani zdają się tego nie rozumieć. Korwin występował w kampanijnych spotach, wziął też udział w debacie liderów. I wypadł blado. Nawet cyniczna i jak najgorzej przeze mnie oceniana kampania straszenia imigrantami mogłaby przynieść lepsze skutki, gdyby nie to, że Korwin nazywał uchodźców "śmieciami" i proponował, by byli niewolnikami Polaków.
Jak mawia klasyk, obłędem jest powtarzać w kółko tę samą czynność i oczekiwać tych samych rezultatów. Korwin jest niezbędny swojej partii jako szyld i patron. I w ten sposób już działa, przyciągając rzesze - głównie młodych - wyborców. Obłędem było jednak wysuwanie go na pierwszy kampanijny front. To był strzał w stopę.
Gambit a la prezes
Teraz korwiniści mają najwyżej cztery lata, by naprawić swoje błędy. "Najwyżej", bo możliwe są przedterminowe wybory. Będzie im łatwiej – dostają 17 mln zł subwencji z budżetu. "Musimy zbudować silny ruch społeczno-polityczny, zakorzeniony w każdej gminie, ruch na miarę węgierskiego Fideszu. To wymaga dalszej pracy, konsekwencji, wysiłku" – pisze Wipler.
Poza budową struktur, doborem ludzi, pracą nad programem jest jeszcze aspekt wizerunkowy. I tutaj do sukcesu, którym ma być wejście do Sejmu, potrzeba "rozprawy" z Korwinem. Być może na wzór tej, która odbyła się w PiS. Prezes Kaczyński usunął się w cień i choć wyborcy doskonale wiedzieli, że to on dzieli i rządzi, dali się złapać najpierw na prezydenta Dudę, teraz na premier Szydło.
Dlaczego w KORWIN-ie miałoby się nie udać? W dodatku partia nie musi wystawiać drugo- i trzecioligowych polityków. Ma Wiplera, który wśród aktywnych w internecie wyborców cieszy się równą popularnością, co "krul". Merytorycznie jest lepszy, a w mediach radzi sobie lepiej niż ktokolwiek z jego partii. To on powinien poprowadzić partie do następnych wyborów.
Korwin? Rola emerytowanego "krula" musi mu wystarczyć. A kuce niech postawią na innego konia.