
Kazimierz Wielki, ostatni z dynastii Piastów na polskim tronie, rozbudza wyobraźnię. W szkołach jak mantrę powtarza się, że świetny administrator, fundator Akademii Krakowskiej, wyciągnął kraj, którym władał, z kryzysu. Wszak zastał "Polskę drewnianą, zostawił murowaną".
GWAŁCICIEL?
Roczniki Jana Długosza
Kazimierz pragnący swojej chuci dogodzić, udał chorego i położył się w łóżku, po czym królowa węgierska Elżbieta, która go więcej nieco niż brata miłowała, wiadoma dobrze, iż to była choroba serca, a nie ciała, bo pochodziła z miłości ku dziewicy Klarze, przybywszy do niego niby w odwiedziny, powyprawiała z pokoju usługujących choremu domowników, pod pozorem jakoby coś tajemnego z nim mówić miała, a sama tylko pozostała z rzeczoną Klarą, która z nią razem przybyła; potem wymówiwszy jakieś słowa pozorne, wyszła, a dziewicę Klarę u książęcia Kazimierza zostawiła na zgwałcenie, uważając je za niewielki występek i mniemając, że nawet nikt o nim wiedzieć nie będzie i że bynajmniej nie nadweręży dobrej sławy Klary.
ŻONY I KOCHANKI
NIEWYGODNY KAPŁAN
Kronika Janka z Czarnkowa
Po powrocie (Kazimierza) z tryumfem pomyślności do Krakowa, gdzie był wspaniale przez kler i naród przyjęty, zdarzyło się, że za podszeptem diabła, niejaki Marcin Baryczka, wikariusz katedry krakowskiej, został przed królem fałszywie oskarżony przez jego przybocznych, w dzień św. Łukasza[1] uwięziono go, a następnej nocy utopiono w rzece Wiśle, bez żadnej przyczyny, zupełnie niewinnego. Odtąd, niestety, wszelka pomyślność odstąpiła króla, który pierwej nad nieprzyjaciółmi szczęśliwie tryumfował.
WYSOKI, ALE NIE WIELKI
TRZY POGRZEBY
Rocznicki Jana Długosza
A w czasie pogrzebu królewskiego podniósł się żałosny płacz duchownych i świeckich, rycerzy i ludu, bogatych i ubogich tak, że nie tylko katedra krakowska, ale całe miasto Kraków brzmiało skargami ludzi opłakujących pobożnego króla i skarżących się, że im go zabrała przedwcześnie śmierć.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
