– Jestem gotów stanąć w wyborach na przewodniczącego Platformy Obywatelskiej – oznajmił już kilka dni po wyborach Grzegorz Schetyna. I jak Polska dług i szeroka, tak wśród działaczy i sympatyków Platformy rozległo się gromkie "tylko nie on!". Kim jest więc ten niepozorny na pierwszy rzut oka 52-latek, że wzbudza aż tak skrajne emocje?
Ani dotkliwa porażka z Prawem i Sprawiedliwością, ani zagrożenie rozbiorem nowego klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej przez Jarosława Kaczyńskiego i Ryszarda Petru dla wielu polityków tego ugrupowania zdają się nie być dziś już największymi problemami. Niewiele czasu poświęcają oni też szybkiemu przywróceniu partii formy, która pozwoliłaby wygrać kolejne wybory.
Zatrzymać Schetynę
Najwięcej ich uwagi przykuwa dziś zablokowanie przywódczych ambicji Grzegorza Schetyny, które musiały się odrodzić po tym, co działo się w Platformie przez kilka ostatnich miesięcy. Spora grupa działaczy PO – szczególnie tych najbardziej wpływowych – tak bardzo boi się skutków przejęcia władzy w partii przez Schetynę, że wolą trwać przy pracowitej, ale pozbawionej charyzmy i skłonnej do ryzykownych eksperymentów Ewie Kopacz. Bo dla nich już lepiej pójść z nią na dno, niż dać Platformie odżyć pod twardym przewodnictwem dolnośląskiego polityka.
Podobnie zachowuje się twardy elektorat PO, który tak jak PiS-owski zbudowany jest na uwielbieniu lidera. Dla najbardziej oddanych wyborców Platformy tym jest wciąż Donald Tusk. I świetnie pamiętają oni, jak wyglądały przez ostatnie lata wzajemne stosunki obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej i ustępującego właśnie ministra spraw zagranicznych. Nawet na nowych stanowiskach, które umożliwiały im liczne kontakty, obaj politycy ograniczali wzajemne relacje do absolutnego minimum. Tylko z samej sympatii i szacunku dla Donalda Tuska wielu mówi więc, że Platforma Schetyny nie będzie już ich partią.
Kto strachem wojuje...
Cóż jest w Grzegorzu Schetynie tak strasznego? Przez ostatni rok spędzony w roli szefa polskiej dyplomacji tylko ocieplał on swój wizerunek. Zimą to on zabierał głos w sprawie najważniejszych decyzji Polski związanych z wojną między Rosją a Ukrainą, przygotowywał ewakuację Polaków z Donbasu, a później zajmował się kłopotami polskich turystów. Zaliczył "wpadkę" w sprawie rosyjskiego udziału w wyzwoleniu Auschwitz, ale wśród Polaków w większości krytycznie patrzących na Rosję, powinna ona przysporzyć mu tylko nowych sympatyków.
Niechęć, czy wręcz nienawiść Donalda Tuska oraz tysięcy innych mniej lub bardziej wpływowych ludzi Platformy Obywatelskiej do Grzegorza Schetyny nigdy nie brała się jednak z tego, jak działał on oficjalnie. Wszystko to efekt wielu lat działalności Schetyny w politycznych kuluarach, gdzie trup jego przeciwników ścielił się gęsto, a lojalność nie była zbyt często wykazywaną przez niego cechą.
Ten były działacz Solidarności Walczącej, która z PRL chciała rozprawiać się partyzanckimi metodami, nie porzucił takiego podejścia do polityki także w późniejszej w walce wewnątrzpartyjnej. Grono zrażonych do Schetyny rozrosło się już pewnie do tysięcy osób. To dorobek nie tylko z czasów jego członkostwa w PO, ale i wcześniejszych okresów walki w Kongresie Liberalno-Demokratycznym oraz późniejszej Unii Wolności.
Gama metod, po które potrafił wówczas sięgać Grzegorz Schetyna, by piąć się na szczyt władzy była podobno co najmniej kontrowersyjna. Jego dawni współpracownicy już wielokrotnie zdradzali mediom, jak jedną z ulubionych metod zarządzania tego polityka był po prostu strach. Także wzbudzany w najprostszy, fizyczny sposób. Poszturchiwania, kuksańce, wymowne stawanie twarzą w twarz - to była ponoć codzienność.
Głośno w kręgach zbliżonych do Platformy mówi się także o sposobach Grzegorza Schetyny na rozstrzyganie na swoją korzyść partyjnych zjazdów i kongresów. Od ogłaszania pożaru w chwili, gdy miał być skrytykowany z mównicy, po wyłączanie prądu przed głosowaniami, które miały iść nie po jego myśli. Słynny jest też cytat z rozmowy, którą w 2004 roku miał odbyć ze Sławomirem Nitrasem. – Świat jest tak zbudowany, że jak ja coś każę, to ma być, k...wa, zrobione, rozumiesz? – miał stwierdzić w dyskusji o kampanii jednego z kandydatów na europosłów.
Lepszy od Kopacz, gorszy od Kaczyńskiego?
Jak komentuje dziś w rozmowie z naTemat działacz dolnośląskiej Platformy i tamtejszy samorządowiec, część krążących legend to nieprawda, ale Grzegorz Schetyna nigdy ich nie dementował, bo "krwawe mity tylko go umacniały". – Facet wygląda jak Shrek i przez niektórych jest tak nazywany, więc nigdy nie mógł budować wizerunku, jak Nowak lub Tusk, którzy po prostu wyglądali na liderów – ocenia.
I przekonuje, że w schetynowskim mateczniku wciąż są jednak ludzie w Grzegorza Schetynę zapatrzeni, którym nigdy nie przeszkadzał jego kontrowersyjny styl walki o wpływy i będą stanowili wielkie wsparcie w walce o odebranie Ewie Kopacz fotela przewodniczącego Platformy Obywatelskiej.
– Kłopot zrobią mu jednak "pokrzywdzeni", którzy już dzwonią między sobą z ostrzeżeniami, że gorzej skończą przez Schetynę niż powrót Kaczyńskiego. Trochę to demonizowanie, choć kto go zna ten wie, że kilka głów poleci. Kwaśniewski z Kaliszem dali się nagrać, jak utyskiwali na mściwość Tuska, a chyba słabo znają Schetynę – mówią nam we Wrocławiu.
Znamy się z Grzegorzem Schetyną bardzo długo, bo od 25 lat. Był czas, kiedy blisko i po koleżeńsku współpracowaliśmy. To się zmieniło, bo kiedy Schetyna w Platformie Obywatelskiej uczestniczył w planie, by wyeliminować wszystkich, nasze drogi się rozeszły...Czytaj więcej
Samorządowiec i działacz PO z Dolnego Śląska o Grzegorzu Schetynie
Schetyna od zawsze miał inne sposoby i wzbudzanie strachu, robienie z siebie bossa rzeczywiście działało. Niepotrzebnie tylko wyszedł tak ostro przeciw Tuskowi. Bo Schetyna mógł naprawdę przestraszyć tylko słabych, a tacy w polityce nie są nikomu potrzebni. Ale kiedy chciał za dużo, to stworzono taki klimat, że ci przestraszeni go jednak zjedli na tym słynnym głosowaniu, w którym stracił Dolny Śląsk na rzecz Jacka Protasiewicza.