
Andrzej Stasiuk, ceniony pisarz, ostro diagnozuje narodowców i ich coroczne pochody w rocznicę Święta Niepodległości. Jego zdaniem, osoby, które identyfikują się z narodowymi hasłami, odczuwają "biologiczną potrzebę marszów". Ma też uzasadnienie dla popularności Marszów Niepodległości. Pisarz uważa, że narodowcy czują się silni tylko wtedy, kiedy mają liczebną przewagę. Obrywa się też Wrocławiowi, który dzisiaj wyrasta na drugi Białystok.
Stasiuk odwiedził Wrocław przy okazji festiwalu poświęconego Bruno Schulzowi. Jak zauważył na wstępie wywiadu z "Gazetą Wyborczą", dawniej Wrocław słynął z otwartości, ale dzisiaj po dawnej otwartości nie ma śladu. Porównał również Wrocław do Białegostoku, miasta uznawanego za bastion radykalnych narodowców.
Pisarz ma też jasny pogląd na modę na Marsze Niepodległości i to, że hasła narodowców znajdują coraz większy posłuch. Stasiuk jest przekonany, że takie tendencje trafiają przede wszystkim do męskiej części społeczeństwa, która odczuwa potrzebę walki, co zresztą, jak dodaje, jest uwarunkowane biologicznie.
Przecież nie pójdzie się w marszu z pochodniami o zwiększenie liczby ścieżek rowerowych. Zabrzmi to cynicznie, ale kiedyś wojny, najazdy, ekspansje, konkwisty rzeczywiście regulowały ten naddatek energetyczno-emocjonalny. A teraz nie wiadomo, co robić z chłopakami w czasie pokoju. Nikt nie wymyślił.
