
Spacerując po Mediolanie odkryłem znajomą lodziarnię. – Naprawdę nieźle się ten Grycan rozpycha na zagranicznych rynkach. Dopiero co otwierał lodziarnie w Czechach, na Słowacji, miał być w Niemczech i Wielkiej Brytani, a tu proszę, elegancka miejscówka w Mediolanie. I nagle otrzeźwienie. Coś jest nie tak. Hej, przecież jestem u Groma.
Frederico Grom: – Nasze lody są w stu procentach naturalne. Produkujemy je metodami tradycyjnymi. Tylko z naturalnych składników, bez konserwantów, a lody truskawkowe, czy malinowe są przygotowywane z dodatkiem tylko świeżych sezonowych owoców.
Grom Gelato to niewielka firma z Turynu, którą w 2002 roku założyli Guido Martinetti i Frederico Grom. A było to tak: Marinetti przegryzał kanapkę i czytając gazetę, w której bożyszcze włoskiego slow foodu Carlin Petrini mówił o upadku tracyjnie produkowanych lodów we Włoszech. – A jaki to problem, my możemy je produkować – stwierdził Grom. Rok później otworzyli pierwsza lodziarnię.
Zdaję sobie sprawę, że trudno wymyślić coś nowego w biznesie jakim jest lodziarnia. Ale w przypadku opakowań produktów Groma i Grycana podobieństwo jest uderzające. Grom serwuje dwie, trzy gałki w małym pudełku z łyżeczką. Grycan nazywa bliźniaczo podobny zestaw "porcyjką z łyżeczką". – Opakowanie 150 ml to idealna porcja lodów, które można zjeść nie tylko w lodziarni czy w domu, ale także w trakcie letniego spaceru czy przejażdżki rowerowej. Taki deser można także schować do lodówki i wyjąć w dowolnym momencie dnia, rozkoszując się wyjątkowym, słodkim smakiem lodów z mango – czytam wypowiedź Elżbiety Grycan.
Elzbieta Grycan opowiadała dziennikarzom, że gdy w 2004 roku (dwa alata po Gromie) tworzyli wizerunek nowej marki, korzystali z porad agencji reklamowej. Ta przygotowała wiele wersji opakowań, ale ciągle nie podobały się one właścicielom. – Po całej przepracowanej nocy grafik zadzwonił do mnie, że ma projekt, ciekawy, ale kontrowersyjny, lodów w czarnych pudełkach. Żeby szybko przyjść na spotkanie i zaakceptować – mówiła współwłaścicielka firmy
Marka Grycan jest dziełem życia moim i mojej małżonki Elżbiety. Pochodząca od naszego nazwiska nazwa jest tego naturalną konsekwencją. Właśnie ten przekaz był dla nas na tyle kluczowy, że jego wyeksponowanie uznaliśmy za jedną z najważniejszych wytycznych dla agencji kreatywnych, które przystąpiły do ogłoszonego konkursu na opracowanie wizualizacji marki. Zwycięski projekt w pełni spełnił nasze oczekiwania. Został też zgodnie z obowiązującą procedurą zgłoszony i zarejestrowany przez Urząd Patentowy RP oraz odpowiednie urzędy unijne. Żadne z naszych chronionych znaków towarowych nie były przedmiotem sprzeciwów lub protestów
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
