Zatrzymanie za jazdę pod wpływem alkoholu, a później śmierć wiceminister sprawiedliwości Moniki Zbrojewskiej rozpaliły opinię publiczną. Najpierw wysoko postawioną prawniczkę zlinczowano, później zaczęto bawić się spekulacjami na temat przyczyn jej śmierci. Prawdziwe kulisy całej tej sprawy próbuje dziś nakreślić najnowszy "Newsweek".
Tygodnik opisuje nie tylko chronologię zdarzeń, które sprawiły, iż Monika Zbrojewska w zaledwie kilka dni straciła wszystko, czemu od wielu lat się poświęciła, a koniec tej smutnej historii straciła życie. Wojciech Cieśla ujawnia kilka poziomów tego, co działo się wokół wiceminister sprawiedliwości.
Pierwszy jest najbardziej znany już większości Polaków i dotyczy społecznego linczu na kobiecie zatrzymanej za jazdę pod wpływem alkoholu. Interwencja funkcjonariuszy policji w jej sprawie, oraz ujawnienie jej pobytu w izbie wytrzeźwień dla większości obywateli stało się powodem do bezpardonowej krytyki lub najbardziej brutalnych drwin z osoby, która w kilka chwil z wpływowego urzędnika stała się kimś, do kogo przeciętny Polak nie czuje żadnego szacunku.
Z tym związany jest też drugi poziom dramatu Moniki Zbrojewskiej. W kilka kolejnych dni fakt, iż zatrzymano ją za jazdę pod wpływem alkoholu zaczynał prowadzić do tego, że groziła jej utrata nie tylko ministerialnego stanowiska, ale i pracy na uczelni, oraz prawdopodobne wykluczenie z palestry.
Trzecią kwestią pozostaje pytanie o "polityczne" tło. – Nie była w partii, nie była politykiem – mówią "Newsweekowi" jednogłośnie ci, którzy znali ją lepiej. Należy jednak pamiętać, że skandal wokół niej wybuchł tuż przed zapadnięciem ciszy wyborczej.
– Wszystkich nas zastanawia to, że Zbrojewską zatrzymali koło południa, a informacja wyszła do dziennikarzy cztery-pięć godzin później. Myśli pan, że jak zatrzymują ministra, to nikt z policji nie konsultuje tego z przełożonymi? Ktoś dał zielone światło, żeby ją odstrzelić – stwierdza jeden z łódzkich prawników w rozmowie z tygodnikiem.
I przekonuje, że zainteresowanie wokół Moniki Zbrojewskiej nie byłoby tak mocno nakręcone, gdyby nie fakt, iż "wrzutką ze Zbrojewską można było uderzyć w Grabarczyka". Bo choć ostatnio Zbrojewska pracowała jako zastępczyni ministra Borysa Budki, wielu uważało ją za osobę najsilniej związaną właśnie z byłym ministrem sprawiedliwości i niegdysiejszym łódzkim baronem PO.