Birma to niewielkie państewko gdzieś tam w Azji... Tak mogłoby się wydawać. Kraj ten jest jednak dwukrotnie większy od Polski i większy również od Francji. Zamieszkuje ją blisko 52 mln osób, z czego prawie połowa na wsi. W niedziele miały miejsce historyczne wybory, które wygrała opozycja demokratyczna.
Birma blisko 70 lat nie miała stabilnego rządu. W styczniu 1950 roku z regionu wycofały się wojska chińskiego Kuomintangu. Władzę zaczęły przejmować wcześniej działające bojówki, co w 1958 ukróciła armia tworząc juntę wojskową.
Kolejne lata to przygaszone konflikty etniczne, będące jeszcze pozostałością po brytyjskim panowaniu przeplatane z inicjatywami rządu. W 1982 ogłoszono prawo o obywatelstwie, które dzieliło obywateli na trzy kategorie.
Junta będzie obserwowała z boku
Państwo popadało jednak w coraz większą anarchię gospodarczą i izolację międzynarodową. Władza utrzymywała się m.in. z handlu opium. W 1990 roku przeprowadzono wolne wybory. Junta jednak nie uznała wyników i nadal trwała przepychanka. Wciąż próbowano demokratyzować kraj, jednak z mocnymi oporami ze strony junty.
W 2008 roku uchwalono konstytucję, która gwarantowała wojskowym trzy kluczowe ministerstwa: obrony, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych. Zapowiedziano wolne wybory w 2010 roku, lecz jednocześnie walczono z opozycją, która wybory zbojkotowała.
Dopiero teraz odbyły się częściowo wolne wybory. Na czele opozycji stanęła pokojowa noblistka Aung San Suu Kyi. Jej partia zdobyła aż 70 proc. w wyborach i przejmie władzę. Spawa nie jest jednak taka prosta.
Władza zagwarantowała sobie miejsca w parlamencie i 70 proc. w wyborach nie wystarczy do zmiany konstytucji. Do tego mamy 29 ministrów ds. etnicznych w regionach gdzie takie się pojawiają. To właśnie problemy etniczne są powodem konfliktów. Część z nich sięga jeszcze czasów gdy Birma była kolonią brytyjską i Brytyjczycy faworyzowali jedne grupy kosztem innych.
W Birmie jest 60 grup etnicznych, o ich konfliktach niewiele wiedzą nawet specjaliści od polityki wschodniej. Przez wiele lat junta nie dopuszczała bowiem do sytuacji, gdy są negatywne wiadomości. Mieszkańcy nie dowiadywali się z mediów nawet o porażkach piłkarskiej kadry.
W najgorszej sytuacji znajduje się mniejszość muzułmańska z plemienia Rohindia. ONZ sklasyfikował ich jako jedną z najbardziej uciskanych grup społecznych na całym świecie. Nie mają nawet dokumentów tożsamości i pozostają niemal całkowicie poza nawiasem społeczeństwa.
Made in Burma?
Jakie są więc perspektywy dla Birmy? Odbudowa kraju nie będzie łatwa, tym bardziej, że liderka opozycji Aung San Suu Kyi nie zostanie prezydentem. Jej zmarły mąż był bowiem Brytyjczykiem, zaś dzieci mają obywatelstwo brytyjskie. Zgodnie z art. 49 konstytucji nie może zostać osoba, która ma w najbliższej rodzinie osoby z obcym paszportem. Junta wciąż też będzie kontrolowała kluczowe trzy resorty.
Najważniejszymi zadaniami nowego rządu będzie pogodzenie mniejszości etnicznych. Innym problemem są też wsie na pograniczu birmańsko-indyjskim, gdzie żyją pozbawieni paszportów uchodźcy z Birmy. Rozwiązanie tego węzła gordyjskiego będzie kluczowe dla stabilności rządów.
Z pewnością Birma ma jednak sporty potencjał. Podczas kolonizacji brytyjskiej była jednym z najbogatszych regionów w Azji. Już teraz zagraniczne koncerny z uwagą śledzą wydarzenia polityczne w regionie. Siła robocza w Birmie jest bowiem znacznie tańsza niż np. w Chinach. Niedługo więc możemy zobaczyć w naszych adidasach metkę "Made in Myanmar". Pewne jest, że Birmańczycy chcą zmian. W częściowo wolnych wyborach zagłosowało aż 80 proc. uprawnionych obywateli.