Od lat mówiło się o możliwym dopingu w rosyjskim sporcie. Okazuje się, że nasi wschodni sąsiedzi w niechlubnych oszustwach działali niczym NRD kilkadziesiąt lat temu. Afera może pozbawić wielu zawodników medali, zaś od samego sportu w Rosji odstraszyć sponsorów.
Sportowcy stosowali doping, stosują i będą stosować. Tą prawdę wiedzą wszyscy, którzy zajmują się zwalczaniem dopingu. Skala stosowania "koksowania" w Rosji przeraziła jednak nawet Światową Agencję Antydopingową. Agencja opublikowała 323-stronicowy raport, w zaleceniach dla Międzynarodowej Federacji Stowarzyszeń Lekkoatletycznych (IAAF) była mowa m.in. natychmiastowym wykluczeniu Rosji ze wszystkich struktur organizacji.
Jak w NRD Rosyjska afera dopingowa rozpoczęła się od filmu, jaki rok temu opublikował niemiecki kanał ZDF/ARD. Czterech rosyjskich sportowców mówiło w nim o całym systemie dopingowej korupcji.
Wszczęte wówczas śledztwo ujawniło, że korupcja w wśród rosyjskich badaczy antydopingowych jest olbrzymia. Co gorsza, w raporcie napisano o przypadkach bezpośredniego ingerowania władz w przebieg procesu badawczego.
– Zdarzały się różne głośne historie, jak choćby ta ostatnia, związana z Lance'em Armstrongiem. Tamten skandal, działania doktora Fuentesa czy laboratorium BALCO była udziałem pewnej grupy osób, ale nigdy dotąd afery nie były związane z systemem państwowym - mówił w rozmowie z TVN 24 przewodniczący polskiej Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie prof. Jerzy Smorawiński.
Odpłyną sponsorzy?
We wnioskach z kontroli Światowa Agencja Antydopingowa wnioskuje, by rosyjskie laboratorium antydopingowe utraciło wszelkie uprawnienia i akredytacje. To oznacza, że rosyjscy sportowcy będą musieli wysyłać próbki za granicę.
W toku śledztwa mogą zostać też odebrane medale i posypać się dyskwalifikacje. Najgorszym koszmarem dla uczciwych sportowców może być jednak odpływ sponsorów, którzy nie będą chcieli być kojarzonymi z rosyjskim sportem.