Kiedy cały świat pogrążony jest w żałobie po zamachach w Paryżu, Liban również opłakuje ofiary islamskich fanatyków. Tylko w czwartek w wyniku ataków bombowych w południowej części Bejrutu zginęło ponad 40 osób, a 200 zostało rannych. Podobnie w Iraku, choć w mniejszej skali, podczas pogrzebu prorządowego bojownika, samobójca zabił 21 osób. Wszystkie zamachy łączy jedno: do ataków przyznało się Państwo Islamskie.
Dzielnica stolicy Libanu, w której doszło do zamachu, jest opanowana jest przez szyicki Hezbollah, który popiera syryjskiego prezydenta Baszara al-Asada i aktywnie walczy z ISIS w sąsiedniej Syrii. Hezbollah potępił już zamach terrorystyczny, nazywając go "szatańskim".
Premier Libanu Tammam Salam postawił na nogi wszystkie służby bezpieczeństwa i ogłosił jednodniową żałobę narodową w całym kraju . Był to najbardziej dramatyczny zamach od kilku miesięcy. Zamachowcy-samobójcy weszli w tłum na zatłoczonej ulicy i zdetonowali ładunki.
Z powodu wojny w Syrii do Libanu, liczącego tylko 4 mln mieszkańców, przybyło już ponad milion uchodźców. W związku z trwającym syryjskim konfliktem wielokrotnie dochodziło do aktów terroryzmu.
Samobójczy zamach miał również miejsce w stolicy Iraku, gdzie podczas ceremonii żałobnej prorządowego szyickiego bojownika, zamachowiec wysadził się zabijając 21 osób.
Do wszystkich ataków przyznało się Państwo Islamskie.