Ponad rok temu tygodnik "Wprost" zawstydził wszystkich niepokornych i niezależnych publikując taśmy, które zachwiały rządem Donalda Tuska. Ale jako, że tylko zachwiały, a nie wywróciły, dla tygodnika przyszły trudne czasy. Teraz wydawca tytułu mówi, że "liczy na nową władzę", jeśli chodzi o odbudowywanie portfela zamówień reklamowych.
Po prawej stronie trwa już przebierane nogami. Wydawcy "niepokornych" i "niezależnych" tytułów liczą, że nowa władza wynagrodzi im lata konsekwentnego wspierania PiS. Ale nikt nie mówi otwarcie, że czeka na zastrzyk gotówki z państwowych spółek.
Nikt poza Michałem Lisieckim, szefem i głównym udziałowcem Platformy Mediowej Point Group. Firma wydaje m.in. "Wprost" i ma udziały w spółce wydającej "Do Rzeczy". Ale ostatnio biznes idzie słabo – w ciągu roku sprzedaż tytułu spadła aż o 36 proc. (sierpień 2014/sierpień 2015). W ślad za tym spadają wpływy wydawnictwa.
Ale Michał Lisiecki nie zrzuca marnych wyników na niższą sprzedaż, ale na... zemstę władzy. Przekonuje, że ustępująca ekipa rządząca wycofywała uzgodnione już kontrakty reklamowe. Jeśli rzeczywiście tak jest, należy takie praktyki potępić.
Ale na równie mocne potępienie zasługuje to, co Lisiecki mówi dalej. – Z optymizmem patrzę w przyszłość, tak polskiej gospodarki jak i sektora mediów. Szczególnie liczę na większe zainteresowanie obecnej władzy polskimi mediami – mówi wydawca "Wprost" wirtualnymmediom.pl.
Tłumacząc (nomen omen) wprost: "Drogi PiS-ie, prawie udało nam się obalić rząd PO, a na pewno przyczyniliśmy się do przegranej Platformy w wyborach. Czekamy na zapłatę". Można się było spodziewać takiego nastawienia, ale zaskakujące jest, że Michał Lisiecki mówi o tym tak otwarcie.