Codzienna harówka w pracy, stres, zmęczenie – wszystko to sprawia, że Polacy coraz chętniej szukają ciekawych sposobów na odpoczynek. Także tych związanych z ruchem. Ci zasobniejsi, wybierają mało popularne dyscypliny sportowe. Powszechnie uważane za ekskluzywne. Polo, golf, bocce w Polsce cieszą się jednak coraz większą popularnością. Nie tylko wśród najbogatszych.
27 maja to ogólnopolski dzień golfa, który cieszy się u nas coraz większą popularnością. A przede wszystkim łamie stereotypy. - Co mnie cieszy, golfem interesuje się od jakiegoś czasu sporo młodych ludzi. Ich odsetek stale wzrasta. To szczególnie istotne, gdyż w naszym kraju wciąż panuje dominujący stereotyp dotyczący golfa, jako dyscypliny zarezerwowanej dla emerytów, biznesmenów oraz podejrzanych osób typu „Rychu” i „Zbychu” - podkreśla Tomasz Zakrzewski, fan golfa.
W Polsce golf istnieje od ponad 20 lat. Wbrew powszechnej opinii, wymaga sporej kondycji fizycznej. Taki kilkukilometrowy spacer połączony z wymachiwaniem kijem kilkadziesiąt razy potrafi zmęczyć każdego.
Mity dotyczące golfa
Jak przekonuje nasz rozmówca, na pola golfowe przybywają coraz tłumniej małżeństwa. - Młodzież zaczyna przekonywać się do golfa. Sami Polacy zauważają także, iż jest to interesujący sposób na spędzanie wolnego czasu. Przybywa par, które wspólnie uprawiają tę dyscyplinę - twierdzi Zakrzewski.
Nie jest to sport tylko dla mężczyzn. Choć odsetek pań wymachujących kijami wciąż nie jest duży, to z pewnością możemy zaobserwować na polu golfistki. Grające ze sobą, bądź z mężczyznami, a wówczas są uprzywilejowane i uderzają z miejsc bliższych dołkom. Może więc z czasem powszechny nawet w golfowym środowisku żart nie będzie już aktualny. Dotyczy on rozwinięcia nazwy gry: "Gentelmen Only Ladies Forbidden”.
Nasz rozmówca zauważa, iż powszechne przekonanie o „elitarności” golfa nie jest do końca uzasadnione. - Tym bardziej, że widzę w ostatnim czasie wielu studentów zaczęło uprawiać ten sport. Bariera wejścia nie jest wcale tak duża. Najwięcej kosztuje wyrobienie zielonej karty uprawniającej do gry, to często wydatek rzędu 400-600 zł. Ale już samo uprawianie nie wiąże się z aż tak wielkimi wydatkami. Szkółki w Warszawie oferują lekcję trwającą godzinę w cenie około 45 złotych. To tyle samo, co przykładowo 60 minut nauki języka obcego prywatnie - zauważa Zakrzewski.
Na początku naszej przygody z golfem korzystanie ze sprzętu jest wliczone w cenę kursu. Nie potrzeba także specjalnego stroju, jedynie musi być on wygodny i stonowany. Rozwijając dalej swoją pasję, można zdecydować się po jakimś czasie na zakup własnego kompletu kijów, a wtedy trzeba przygotować się na wydanie około 1000 złotych.
Pasła wyszła z pracy
Jak zaczęła się przygoda naszego rozmówcy z golfem? - Właściwie to odbyło się to przypadkowo. Po tym, jak nabyliśmy w firmie symulator do tej gry, postanowiłem, że skoro nadarza się okazja by spróbować, to czemu z niej nie skorzystać. Wpierw grałem krótko, później godzinę. Z czasem, w każdej wolnej chwili gdy jestem w pracy, zacząłem szukać tego symulatora - wspomina.
Pierwotnie urządzenie miało służyć wyłącznie dla ich klientów, ale z czasem jego rola uległa zmianie. - Naszych pracowników oraz mnie samego pochłonęła pasja do golfa. Do tego stopnia, iż założyliśmy klub, który współpracuje ze środowiskiem golfowym w Polsce - mówi Zakrzewski. I dodaje: - Warto podkreślić, iż golf to nie tylko sama gra, ale i etykieta, szkoła dobrego wychowania.
Znajomym Zakrzewskiego jest Pieter Henry Bronson, amerykański golfista, który często grywa w Polsce. Pod Warszawą ma również swoją akademię. - Przyznam szczerze, że miał on duży wpływ na moje zainteresowanie. Tacy zawodowcy wprost zarażają pasją. Z resztą nie są oni paradoksalnie nastawieni na wynik. To filozofowie, którzy pragną współgrać z naturą oraz starają się realizować założenia azjatyckiego nurtu zen. Emanuje od nich spokój, wyciszenie. Taka postawa z pewnością również odbiega od powszechnej i uproszonej opinii o golfistach - podkreśla nasz rozmówca.
Jeśli nie chcemy celować piłeczką do dołka, to możemy rzucać kulami w konkretne miejsce. To podstawa bocce, gry która jest stosunkowo prosta. Nie wymaga ona zbytniej siły fizycznej ani wydolności. Grunt to cierpliwość, spokój i precyzja.
O dokładnych zasadach przeczytasz tutaj
- Bocce to gra szczególnie popularna na południu Europy. Do naszego kraju dotarła jakieś 25 lat temu i stale się rozwija. Obecnie funkcjonują trzy główne ośrodki, które zajmują się organizowaniem zawodów oraz propagowaniem tej dyscypliny. Mieszczą się w Warszawie, Kwidzynie i Piastowie. Powstała również inicjatywa, by w tym roku założyć Polsk Związek Bocce - wspomina Andrzej Makowski, który jest od wielu lat zafascynowany tą grą.
We wszystkich trzech wspomnianych ośrodkach rywalizacja toczy się praktycznie według tych samych zasad. Jedynie w Warszawie sport ten uprawia się na twardym podłożu, zaś w Piastowie i Kwidzynie na piasku. - Wszędzie korzystamy z tych samych kul, które ważą około 1 kilograma. Tą największą rzuca się do mniejszej umieszczonej na ziemi - tłumaczy Makowski.
Bocce to o tyle ciekawa dyscyplina, iż można ją uprawiać nie tylko zawodowo, ale i w formie relaksu. Wśród uczestników naszych zawodów obecni są emeryci, najstarszy ma 88 lat, jak i bardzo młodzi ludzie, nawet 10-latkowie. Można grać indywidualnie, można w parach lub drużynowo. A te dwie ostatnie formy cieszą generalnie największym zainteresowaniem.
- To dobra okazja by wspólnie spędzić czas z rodziną, jako iż wspólnie może występować kilku jej reprezentantów. Umożliwiamy w Piastowie tor do bocce młodym ludziom z okolicznych szkół, którzy w ramach lekcji wf mogliby porzucać kulami - mówi nasz rozmówca.
Czy jest to drogi sport? - Jeśli chodzi o koszta, najwięcej trzeba wydać na sam tor, mniej więcej 30 tysięcy złotych. Tory mogą jednak znajdować się na różnych nawierzchniach, czy to w parku, czy to na piasku. Cena zestawu kul to z kolei to wydatek rzędu 100 euro, przy czym kule te starczają na długi czas i można nimi grać prawie przez 20 lat - zaznacza Makowski.
Polo - dyscyplina wykańczająca fizycznie
Jeżeli jesteście spragnieni najbardziej wymagającej dyscypliny pod względem dyscypliny, to zachęcamy to spróbowania polo. Tak przynajmniej uważa mecenas Aleksander Pociej, dla który swego czasu uprawiał tę dyscyplinę regularnie. - Od dziecka jeździłem konno i to konie były moją wielka pasją. Potrafiłem w 8 dni przemieścić się w ten sposób z Warszawy na Mazury zatrzymując się przypadkowo w różnych miejscach. Na wsi u rodziców, w Bieszczadach – wszędzie nie odstępowałem konia nawet na krok - wspomina Pociej.
W pewnym momencie przyszło jednak znużenie. Po 25 latach samotnej jazdy konnej było ono nieuniknione. - Potrzebowałem czegoś nowego i nie byłem w tym osamotniony. Jak się okazało, pojawiła się wtedy także pewna grupa ludzi, która była w podobnej sytuacji, co ja. Nie byli to bogacze, szukali po prostu nowej formuły. Wśród nich był mój znajomy Paweł Olbrych, która miał własną stajnię i postanowił reaktywować polo w Polsce. Mimo, że znaliśmy zasad gry, postanowiliśmy dołączyć do tej inicjatywy - wspomina mecenas.
Na czym polega polo? Wywodząca się podobno ze starożytnej Persji gra odbywa się zwykle na trawiastym boisku. Celem gry jest wbicie przeciwnikowi piłki do bramki za pomocą specjalnego bambusowego kija z drewnianą główką (malleta). Naprzeciw siebie stają dwie drużyny 4-osobowe, rozgrywające mecz konno. Rywalizacja trwa przez sześć siedmiominutowych okresów.
- Polo to dyscyplina dla wyjątkowo wysportowanych osób. Pamiętam, że już w połowie gry bywałem bardzo zmęczony. Bardziej aniżeli po 45 minutach uprawiania squasha, który również uchodzi za kondycyjnie wymagający sport. Myślę jednak, iż nie ma konkurencji bardziej wykańczającej niż właśnie polo. Tylko się wydaję, iż to przyjemna jazda na koniu połączona z uderzaniem piłki. To wyjątkowa gimnastyka - podkreśla Pociej.
Dodatkowo polo wymaga także sporych nakładów finansowych. - Prowadząc profesjonalną drużynę, a nie taką podwórkową jak to było w naszym przypadku, wydatki roczne będą oscylować w granicach 300-400 tysięcy złotych - wspomina. I dodaje: „To raczej sport dla młodych byłych rentierów, którzy mają czas, pieniądze oraz kondycję”. Tego pierwszego czynnika naszemu rozmówcy w pewnym momencie zabrakło i dlatego musiał zrezygnować gry. - Bardzo trudno jest pogodzić uprawianie polo z codzienną pracą i rodziną. Jednak nie żałuje. To było swoiste ukoronowanie mojej konnej pasji - zauważa mecenas.