
Polski samolot musiał lądować awaryjnie w bułgarskim Burgas, ponieważ jeden z pasażerów powiedział, że na pokładzie jest bomba. Wszystko wskazuje na to, że to fałszywy alarm. Pasażer najprawdopodobniej był pijany. Maszyna leciała z Warszawy do Hurghady w Egipcie.
REKLAMA
Samolot leciał z Warszawy do Hurghady w Egipcie. Do awaryjnego lądowania doszło po tym, jak jeden z pasażerów w trakcie lotu zawiadomił obsługę o bombie na pokładzie – informuje bułgarska telewizja Nova. Po awaryjnym lądowaniu pasażerowie zostali ewakuowani i przekierowani do sali tranzytowej lotniska.
67-letni Polak, który powiedział o bombie, jest teraz przesłuchiwany przez bułgarskie służby.
– Jak powiedział bułgarski poseł Atanas Atanasow, były szef wywiadu bułgarskiego, na pokładzie prawdopodobnie nie ma ładunku wybuchowego, ale procedury nakazują zamknąć lotnisko. Według wstępnych informacji, podanych przez służby bezpieczeństwa lotniska, pasażer nadużył alkoholu – powiedział stacji TVN24 bułgarski dziennikarz Krasimir Krumow.
Żaden z pasażerów czarterowego samolotu nie ucierpiał na skutek incydentu. Na pokładzie znajdowało się 161 osób.
Źródło: TVN24
Napisz do autorki: kalina.chojnacka@natemat.pl
