
Jej kanał na YouTube subskrybuje prawie 120 tys. osób z całego świata. Osia mieszka na co dzień w Polsce, pochodzi z Ukrainy i to właśnie za wschodnią granicą robi największą karierę. Filmiki nagrywa w języku rosyjskim, dzięki czemu mogą oglądać ją widzowie chociażby z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Gruzji, czy z Kazachstanu. Czym różnią się blogerki rosyjskie od polskich? Czy hejt w sieci da się ominąć? I przede wszystkim – kim jest w ogóle jest gwiazda YouTube?
REKLAMA
Jak to się stało, że jest pani gwiazdą internetu?
Osia: Wcale się tak nie czuję, ale dziękuję. Mniej więcej dwa lata temu stwierdziłam, że będę nagrywać. Oglądałam przez rok inne dziewczyny, polskie blogerki. Potem doszłam do wniosku, że też chciałabym to robić, bo mam coś do powiedzenia.
Co więcej, bardzo nie odpowiadało mi to, jak wygląda blogowanie w Rosji. Jest bardzo duża różnica. W Polsce dziewczyny, blogerki, bardziej pozycjonują się jako koleżanki. Nie w każdym filmiku są umalowane, nie ma tylko zaplanowanych filmików, nie musi być mega światło, super kamera. W Rosji zwykle to właśnie tak wygląda. Dziewczyna musi być cały czas w makijażu. Niektóre blogerki w ogóle nie pozwalają na pokazanie się bez kosmetyków.
Słyszałam, że tak naprawdę robią „makijaż na makijażu”.
Tak, dokładnie tak to wygląda. Bardzo wiele dziewczyn pokazuje drogie kosmetyki i luksusowe ubrania. To są bardzo fajne rzeczy, ale wiele normalnych dziewczyn, takich jak ja, też dziewczyn które mają dzieci, nie może sobie pozwolić na coś takiego.
Ja na przykład kiedy się dowiedziałam, że będę miała dziecko, strasznie spanikowałam. Nie wiedziałam w ogóle czego mam się spodziewać. Nie miałam kogo zapytać, bo wśród moich znajomych nikt nie miał dzieci. Przypadkiem trafiłam na dziewczynę, która w internecie opowiadała o rozstępach. Właśnie wtedy pochłonął mnie YouTube i powiedziałam sama sobie, że chcę nagrywać po rosyjsku, ale zrobię zupełnie inny format. Nie będę w tej kwestii skromna – odbierają mnie, jako najbardziej szczerą blogerkę. Właśnie taką dziewczynę, którą spotyka się przy kawie.
W Pani filmikach jest dużo elementów z życia prywatnego właśnie, które jest zdecydowanie najbliższe nam wszystkim.
Tak. Stwierdziłam, że nie zależy mi za bardzo na współpracach, a chcę to robić dla siebie. Siedziałam z jednym dzieckiem i nie wracałam do pracy. Miałam dosyć ciężką sytuację z dzieckiem, byłam smutna i szukałam czegoś, czym mogłabym się zająć i co sprawiałoby mi dużą radość. Właśnie dlatego zaczęłam nagrywać.
A czy jest szansa, że zacznie pani nagrywać po polsku?
Bardzo długo zastanawiałam się czy chcę nagrywać po polsku, czy po rosyjsku. I do tej pory nie umiem powiedzieć, dlaczego stwierdziłam, że będę nagrywać w tym drugim języku. Może dlatego, że chciałam opowiadać też o życiu w Polsce. Widzę jednak, że te filmiki mają najwięcej hejtu.
Często hejtują faceci. Bardzo często dostaję wiadomości, nawet prywatne, że jestem tutaj prostytutką, że się sprzedałam, że kłamię, że mam jakiegoś starego i do tego jeszcze bardzo bogatego Polaka i dlatego się wyprowadziłam. Że zdradziłam Ukrainę. A ja nie mówię o tym, że Rosja, czy Ukraina jest zła, tylko opowiadam o tym, jak jest tutaj.
Stereotypy, jak widać działają.
Na przykład kiedy zrobiłam filmik o tym, jak znalazłam tu pracę, to spotkałam się z ogromną falą hejtu. Słyszałam, że na pewno ktoś mi tutaj tę pracę załatwił. Że załatwiłam to przez łóżko. Że to jest niemożliwe, nie znając języka. Nie wstydziłam się jednak nagrywać tego filmiku. Nie usuwam go, nie usuwam komentarzy, ponieważ nie mam nic do ukrycia. Opowiedziałam to, co chciałam przekazać komuś, kto naprawdę szuka pracy, kto nie wierzy w to, że to jest możliwe. Przez to też, że na Ukrainie nie jest tak dobrze, pomyślałam, że życie w Polsce zainteresuje ludzi.
Jest Pani w tym wszystkim bardzo szczera.
Może dlatego też, że nie było innej takiej blogerki. Nie mówię, że inni tacy nie są, ale po prostu nie jestem „ekspertem w dziedzinie”. Na Rosyjskim YouTube jest dużo filmików jak utrzymać faceta, jak wyjść za mąż, jak być idealną matką. To jest nieprawda, to jest kłamstwo. Nie ma ludzi idealnych. Wszyscy dążymy do tego ideału, ale jego nie ma. To staram się przekazać innym.
Internet jest specyficznym miejscem, gdzie mamy szansę kreować się właśnie na takie ideały.
Tak, ale ja chciałam mieć wizerunek normalnej dziewczyny. Takiej, która faktycznie żyje, ma swoje problemy. Jak źle się czuję, to mówię o tym. Jak mam dosyć tego, że dziecko cały czas krzyczy, to też o tym powiem. Nie mówię, że jestem idealną matka, nigdy się nie złoszczę i nie mam dość. W Rosji niestety tak jest. Wszyscy mówią do siebie zdrobniale. Mnie osobiście to irytuje i myślę, że ludzi też. Oczywiście można tak do siebie mówić, ale trzeba też mówić normalnie, że jestem taka, jaka jestem. Jak ktoś ogląda i widzi, że to wszystko jest takie idealne, myśli: – Co jest ze mną nie tak?
Ma Pani na swoim kanale YouTube już ponad 100 tysięcy subskrybentów. Współpracuje też pani z Epic Makers. Powoli robi się to naprawdę profesjonalnie. Czy ma pani jakieś plany, żeby rozszerzyć swoją działalność, czy na razie będzie to wyglądało tak, jak wygląda?
To jest moje hobby, zainteresowanie i nie chciałabym robić z tego pracy. Często mówi się o vloggingu, jako o pracy. Zwłaszcza w Rosji dziewczyny często tak mówią. Ok, ja bym jednak chciała pracować zawodowo, ponieważ czuję się jeszcze w tej kwestii niespełniona.
A czym się pani zajmuje?
Byłam brand managerem w dużej korporacji. Pracowałam dopiero dwa lata. W międzyczasie skończyłam swoje drugie studia i chciałabym wykazać się jeszcze swoją kreatywnością właśnie w tworzeniu różnych produktów, a może nawet kiedyś marek. Na razie nie mam planów robienia profesjonalnego bloga. To się toczy samo.
Na pewno plusem jest to, że ma pani widzów w wielu krajach.
Tak, to jest ogromny plus. To też było takim punktem na "tak", żeby nagrywać po rosyjsku. W wielu krajach mówi się w tym języku. W Rosji to wiadomo, ale też w Gruzji, na Ukrainie, Litwa, Łotwa, Tadżykistan, Kazachstan, wszystkie te poradzieckie kraje.
Ja akurat nie znam rosyjskiego, ale jak oglądam pani filmiki to mam wrażenie, że jestem w stanie naprawdę bardzo dużo zrozumieć.
Ze mną też tak było, jak przyjechałam do Polski. Prawie wszystko rozumiałam, a jak miałam coś powiedzieć, to było gorzej.
A ile jest już pani w Polsce?
Ponad 6 lat.
Niesamowicie dobrze mówi pani po polsku.
Dziękuję, jestem filologiem z wykształcenia. Po pierwsze, język polski to jest mój piąty język, którego się nauczyłam. Po drugie, dla mnie polski to miks rosyjskiego i ukraińskiego, więc uczyłam się tak naprawdę różnic. Do dzisiaj strasznie często mi się to wszystko miksuje. Za to nauki ścisłe to kompletnie nie moja działka.
Ale internet to zdecydowanie to. Przychylne komentarze to potwierdzają.
Sprawia mi to ogromną radość. Niestety nie obchodzi się też bez hejtu.
Mam wrażenie, że w internecie nie da się tego ominąć.
Tak, internet daje ogromną wolność wypowiedzi. Przykre jest dla mnie to, że zwłaszcza bardzo młode dziewczyny, które chodzą do liceum, może jeszcze młodsze, potrafią hejtować tylko po to, żeby zrobić komuś przykrość. Dla mnie komentarz „jesteś głupia”, albo „jesteś brzydka”, jest niczym. Jest mi po prostu przykro. Jeżeli zaś ktoś mówi mi, że jestem źle umalowana, bo mam ciepły typ urody, a makijaż w zimnych odcieniach i to kłóci się ze sobą – to tak. Przyjmę to do wiadomości i z tym się zgadzam.
To jest konkret i nie odnosi się do pani, jako osoby.
Dokładnie. Wtedy to nie jest tak, że jesteś głupia, jesteś źle umalowana, bo masz nie wiem… krzywe ręce. To jest dla mnie hejt, tylko dla hejtu. Ktoś wyrzucił z siebie tę negatywną energię, ale to nie oznacza, że ja ją przyjmuję.
Czyli na razie musimy, jako widzowie YouTube, uczyć się oglądać pani filmiki po rosyjsku?
Mam w planach, żeby nagrywać też po polsku. Nawet nagrałam jeden filmik, ale nie wrzuciłam go do sieci. Wydaje mi się, że gdybym zaczęła to robić, to bym się wciągnęła. Na razie przeraża mnie po prostu ilość pracy, jaką muszę wykonać. Muszę odpowiadać na wszystkie komentarze. Boli mnie to, że mam teraz taką liczbę widzów i nie nadążam. Mam drugie małe dziecko i nie jestem w stanie tego ogarnąć. Po prostu nawet gdybym bardzo, bardzo chciała, mam życie prywatne i nie zamierzam z niego rezygnować.
No i chyba słusznie.
Pewnie tak, ale boli mnie to, że nie ogarniam wszystkich komentarzy i później ludzie się obrażają. Są wiadomości na które naprawdę bardzo chcę odpowiedzieć, ale jedno zdanie tam nie pomoże. Boję się, że jak zacznę robić to po polsku, to będzie jeszcze gorzej.
Co więcej, nigdy nie mam planu, że: „tak, dzisiaj będę nagrywać”. Jak moje dziecko śpi, to siadam i na spontanie nagrywam. Stąd wszystkie emocje. Nigdy nie myślę, że źle mi się układają włosy, to zrobię to jeszcze raz od nowa. Nie mam na to czasu i obawiam się, że jak zacznę robić dwa razy to samo, to po prostu stracę zapał. Teraz wkładam w te filmiki całą swoją duszę i naprawdę chcę podzielić się wszystkim tym, co mi pomaga, co mnie inspiruję. Jak zacznę to robić w dwóch językach, to może to stać się sztuczne.
Stąd też pewnie ta naturalność, którą widzowie najbardziej lubią u pani.
Tak. Jak zaczęłam nagrywać to też takim „powerem” było dla mnie spotkanie z polskimi blogerkami. Mimo, że miały one wtedy o wiele mniej widzów to, jak myślałam sobie o ich 40-tu tysiącach, to dla mnie to była jakaś nieosiągalna liczba. I nadal nie wierzę w to co się dzieje. Nie potrafię tego ogarnąć, jak na przykład jadę na Ukrainę i ktoś do mnie podchodzi. Powiem też jeszcze więcej, w Krakowie spotykam dziewczyny, które mnie oglądają. Przyjeżdżają, albo mieszkają tutaj i to jest po prostu niesamowite.
Internet jest całkowicie bez granic.
To jest strasznie ciekawe. Nie pomyślałabym nigdy, że kiedyś będzie oglądała mnie taka liczba osób. Oczywiście, jeżeli porównać to od innych bardzo znanych blogerów, to te 100 tys. to nie jest dużo. Aczkolwiek, jak spotykam ich i widzę jak się cieszą, to zaczynam w to wierzyć. Rzeczywiście jestem chyba teraz jedną z najbardziej topowych blogerek w Rosji, ale nie czuję tego.
Dlatego pewnie to tak fajnie wychodzi, bo jak człowiek się za bardzo spina, to wiadomo jak jest.
Dziękuję. Ale są na przykład dziewczyny w Rosji, które pokazują, jak prowadzą przepiękne Porsche, na rękach mają Rolexy i też dużo subskrypcji. Różnica jest taka, że ja mam mniej negatywnych komentarzy. Nieraz, jak mam 90 głosów na „nie”, kciuków w dół, to myślę: „co jest nie tak?! Przecież nic takiego nie powiedziałam, nic głupiego nie pokazałam, żadne płatne recenzje, ani nic.” Potem dopiero, jak włączam ich filmiki i widzę, co tam się dzieje w komentarzach, to nie wiem jak te dziewczyny to znoszą i nie tracą zapału do nagrywania. Nie wiem czy potrafiłabym ogarnąć taką liczbę negatywnych komentarzy.
Nie ma co się oszukiwać, że to jednak nie dotyka.
Pewnie, że dotyka. Niewiarygodne, że ktoś ma siłę i ochotę pod każdym filmikiem pisać, że jesteś czyjąś kochanką, jesteś taka zła. Szkoda na to czasu.
Napisz do autorki: katarzyna.milkowska@natemat.pl
