W powszechnym mniemaniu dziennikarze piją sporo, nawet podczas pracy. Ma to być spowodowane trybem ich pracy i dużą presją, pod jaką się znajdują. Czy rzeczywiście tak dużo artykułów i relacji powstaje pod wpływem?
- Pracuję już od ładnych kilkunastu lat w tym zawodzie i z tego co obserwuję, z alkoholem u dziennikarzy jest dokładnie tak samo jak u innych grup zawodowych w Polsce - ocenia w rozmowie z naTemat Robert Zieliński z "Dziennika Gazety Prawnej". - Picie alkoholu przez dziennikarzy nie wynika ze stresu, bo teraz nie ma już bezstresowej pracy. To raczej rodzaj sztuczki, bo alkohol rozwiązuje język, czyli przydaje się do wydobywania informacji - mówi dziennikarz. I przyznaje, że sam od czasu do czasu spotyka się z rozmówcami, by wypić butelkę wina, a "nawet czegoś mocniejszego". - Jeśli wszystko utrzymuje się w kulturalnych ramach, to nie widzę w tym nic złego - dodaje.
Jednak dane brytyjskiego ministerstwa zdrowia pokazują coś zgoła innego. Wynika z nich, że to właśnie dziennikarze najczęściej sięgają po alkohol podczas pracy. Chociaż można by spytać, kiedy dziennikarz jest w pracy, a kiedy nie. - Istniało takie potoczne filmowe wyobrażenie, że picie picie alkoholu to nieodzowny element osobowości i zawodu dziennikarza - ocenia Grzegorz Gauden. - Takie przeświadczenie istniało wśród części starszej generacji. Moje osobiste obserwacje mówią, że młoda generacja dziennikarzy podchodzi do tego inaczej: trzeźwo i bardziej realistycznie - dodaje.
- Trzeba pamiętać, że to strasznie stresujący zawód i wielu dziennikarzy czuje potrzebę odstresowania się - ocenia dyrektor Instytutu Książki, a wcześniej m.in. redaktor naczelny "Rzeczpospolitej", w której przez lata w redakcyjnym bufecie oficjalnie sprzedawany był alkohol. - Istnieje taki stereotyp, można powiedzieć literacki, przedwojenny, że dziennikarz spotyka się w kawiarniach z różnymi ludźmi, w kłębach dymu tytoniowego pije alkohol i tak zdobywa informacje. Ale on jest nieaktualny, bo to wymagająca ciężka praca - trzeba iść na konferencję prasową, wywiad, wyciągnąć ważne informacje, grzebać w archiwach, konfrontować błyskawicznie źródła i szybko wracać do redakcji, bo już trzeba oddawać tekst - mówi Grzegorz Gauden.
Najsztub: Alkohol destrukcyjnie wpływa na pracę w redakcji
Jednak w ocenie Piotra Najsztuba, to właśnie ta presja powoduje, że część dziennikarzy sięga po butelkę. - Dziennikarze piją alkohol, by po całym dniu pracy pod parą się odstresować, czy jak to się mówi wyhamować. A najszybciej wrobi to właśnie alkohol. Zresztą to samo robią aktorzy po spektaklach - mówi naTemat były redaktor naczelny "Przekroju". - Gdy przyszedłem do tygodnika panowały tam jeszcze takie krakowskie zwyczaje i popijano w pracy. Jednak poprosiłem, by on zniknął i nie było z tym problemu - wszyscy się dostosowali - relacjonuje.
Podobnie zareagowali podwładni Grzegorza Gaudena. - Zdarzało mi się czasami rozmawiać z kolegami w redakcji, że nie powinni przekraczać pewnych granic. Zawsze pomagało. A często nawet sami dziennikarze zwracali mi uwagę, że któryś z kolegów przesadza i to zaburza już jego sprawność, przeszkadza w pracy i prosili o reakcję - wspomina były naczelny "Rzeczpospolitej".
I o ile być może alkohol pomaga czasami w zdobyciu nieoficjalnych informacji lub w napisaniu kąśliwego felietonu, najczęściej szybko traci swój pozytywny wpływ. Co więcej, może mieć bardzo złe skutki, bo osłabia zdolność oceny sytuacji. - Alkohol wpływa destrukcyjnie na pracę w redakcji - ocenia Najsztub. - Ale potrafię sobie wyobrazić dziennikarza piszącego w domu przez trzy dni reportaż, który wypija sobie kieliszek czy dwa wina, by łatwiej mu się pisało. Ale nigdy nie w redakcji - to miejsce pracy, skąd właściwie codziennie wysyła się kolumny do druku i to za duże ryzyko, by wypuścić coś nieprzemyślanego, przypadkowego - dodaje.
Zmieniają się media, zmieniają się dziennikarze
Poza nastawieniem redakcji zmienia się też podejście samych dziennikarzy. - Na początku lat 90. wszyscy wspólnie biesiadowaliśmy podekscytowani tym, co robimy. Około 21-22 wychodziliśmy z redakcji i spotykaliśmy się "na mieście". Myślę, że teraz każdy robi to w domu - ocenia Najsztub. - Przez lata byłem prawie zupełnym abstynentem, więc nie miałem trunkowych koneksji. Nigdy nie brałem udziału w takich alkoholowych spotkaniach - wspomina z kolei Janusz Rolicki, dziś publicysta "Faktu" i "Uważam Rze".
W rozmowie z naTemat opowiada o swojej zawodowej ścieżce i wspomina jak wyglądała praca w różnych redakcjach. - Gdy przez 7 lat pisałem w "Polityce", to piło się w redakcji niewiele. To był młody, ambitny zespół. Za to w "Kulturze" był tzw. pokoik literatów, gdzie kilka osób dość mocno się zaprawiało. Później przeszedłem do telewizji, gdzie były redakcje pijące i były redakcje trzeźwe - dodaje publicysta.
Przypomina też sobie sytuację, jaka spotkała go podczas pracy w TVP. - Miałem umówione spotkanie z wysokim funkcjonariuszem firmy i gdy szedłem do jego biura otworzyła się winda, z której on wypadł. Mówi do mnie: "Janusz, gdzie jest mój gabinet? Zaprowadź mnie, bo ja nie mogę trafić". A stał prawie przed drzwiami - przypomina sobie dziennikarz. Później trafiłem do Interpress-Film i tam też byli ludzie, którzy zamykali się w pokojach i pociągali z butelki. To odwieczny problem mediów. Sytuacja zmienia się jedynie wtedy, gdy dziennikarze są zagrożeni utratą pracy i muszą się zastanowić, czy warto ryzykować dla tego kielicha wódki - podsumowuje.