Prawo i Sprawiedliwość sprawiło, że jest kilka grup Polaków, których ono próbuje być najważniejszym przedstawicielem. W ten sposób zyskało wielkie poparcie w październikowych wyborach, ale kiedy Jarosław Kaczyński będzie musiał oddać władzę nad Sejmem, rządem i prezydentem, mogą one być minionymi latami rządów PiS najbardziej pokrzywdzone...
To bez wątpienia grupa, która ekipę Jarosława Kaczyńskiego może w przyszłości przeklinać najdłużej. W długiej perspektywie czasowej Kościół katolicki w Polsce jest bowiem skazany na zapłacenia wysokiej ceny za rządy ugrupowania, które obwołało się najwierniejszym strażnikiem jego interesów.
Krzysztof Szczerski, który obecnie jest najważniejszym doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, postulował kiedyś zmianę ustroju Polski tak, by w Senacie "dominującą rolę" odgrywało duchowieństwo. – W Polsce Kościół to instytucja religijna, ale też instytucja narodowa, nie da się od tego uciec – stwierdził później sam prezes Kaczyński. Z szefem premier Beaty Szydło i prezydenta Dudy trudno się w tej kwestii nie zgodzić, bo tempo laicyzacji Polski jest niewielkie. Przynajmniej na razie...
Cały bowiem problem właśnie w tym, że wyborców PiS jest wśród Polaków ok. 40 proc., a katolików prawie 90 proc. Wątpliwe, by kolejne lata, w których ludzie niechętni wobec pomocy potrzebującym, grzeszący nieposzanowaniem prawa i pogardzający ludźmi o innych poglądach sprawili, że poparcie dla nich będzie deklarowało tyle samo Polaków, co wiarę katolicką. Najgorszy dla silnie podzielonej dziś polityką wspólnoty katolickiej znad Wisły scenariusz to taki, w którym słupki poparcia dla PiS i odsetek wierzących się zrównają, ale tylko dzięki pikowaniu w dół tego drugiego...
2. Konserwatyści
To straszna bzdura, że bycie człowiekiem XXI wieku nie pozwala na pielęgnowanie konserwatywnych poglądów. Świetny przykład nowoczesnego konserwatysty to premier Wielkiej Brytanii David Cameron i jego batalia o legalizację małżeństw jednopłciowych. – Nie popieram małżeństw jednopłciowych pomimo bycia konserwatystą, popieram je bo jestem konserwatystą – oznajmił stanowczo pewnego razu.
Lider brytyjskich konserwatystów tłumaczył, że konserwatyzm polega właśnie na tym, by pielęgnować niezmienne od wieków więzi społeczne i to, co najlepsze w danym państwie i narodzie. – Konserwatyści wierzą w więzy, które nas łączą, w społeczeństwo, które jest silniejsze, gdy składamy sobie śluby i wspieramy się nawzajem – dodał.
W Wielkiej Brytanii konserwatyzm łączy i zyskuje dziś elektorat w takich grupach, które "tradycyjnie" były przypisane lewicy. Także dlatego, że do XXI wieku wcale nie przystaje najbardziej typowa myśl lewicowa...
Tymczasem w chwili obecnej w Polsce deklarowanie się jako konserwatysta jest równoznaczne ze skazaniem się na poparcie dla PiS. A jeśli nawet jakimś cudem w ten sposób nie przypisze nas opinia społeczna, to partia rządząca nazwie nas wówczas "lewakami". W PiS od lat uważają bowiem, że mają na konserwatyzm monopol.
Tylko, że w przypadku ekipy Jarosław Kaczyńskiego konserwatyzm to w rzeczywistości jedynie puste słowo. Tak chętnie wykorzystywane tylko dlatego, że po prostu brzmi w naszej części świata przyjemniej niż narodowy socjalizm. Który dość dobrze można we współczesnej wersji zdefiniować czytając program PiS. Kto planuje rozdawać nowe zasiłki i przywileje, czy dotować upadające sektory gospodarki podając się za konserwatystę, tylko myśl konserwatywną ośmiesza.
Podobnie jest z oddalaniem się od wspólnoty europejskiej, którą tworzyli przede wszystkim konserwatyści i która przez większą część swojej historii przez mniej lub bardziej konserwatywne frakcje jest napędzana. Tak jest też dziś, gdy jedną z najważniejszych osób w Unii Europejskiej jest chadecka kanclerz Niemiec Angela Merkel.
3. Tradycjonaliści
Ciągłe zmiany społeczne, polityczne, ideologiczne, ekonomiczne, kulturalne, czy obyczajowe nie muszą się irytować tylko zwolenników prawicy, a sceptyczni wobec części z nich mogą być także ludzie, którym do konserwatyzmu, czy dominującej w danym kraju religii daleko. Przynajmniej tak jest w zdroworozsądkowej teorii i dobrych przykładach ze świata...
W Polsce słowo "tradycja" staje się niestety kolejnym zastrzeżonym znakiem towarowym dla marki Prawo i Sprawiedliwość. – Tradycja jest czymś niesłychanie ważnym nawet w tych społeczeństwach, które wydają się od niej w wysokim stopniu uwolnione – grzmiał Jarosław Kaczyński na jednym z kampanijnych wieców.
Już wówczas w kolejnych słowach dał jednak do zrozumienia, że jako tradycję rozumie głównie przywiązanie do symboliki związanej z wykorzystywaną partykularnie przez PiS wiarą katolicką. Pierwszymi działaniami po przejęciu pełnej władzy w Polsce udowodnił później, że zupełnie nie szanuje on tradycji państwowej, która objawia się między innymi w szacunku do organów Rzeczpospolitej i przede wszystkim w poszanowaniu konstytucji.
4. Zwolennicy państwa unitarnego
Teoretycznie PiS jest również strażnikiem tego, by Polska została krajem jak najbardziej jednolitym, ale w rzeczywistości pracuje silnie na to, by uruchomić nad Wisłą ambicje autonomiczne. Tym bardziej mogą one się rozniecić, im bardziej PiS spróbuje zrealizować swoje kampanijne obietnice o stworzeniu nowych województw.
Zapowiedź powstanie środkowopomorskiego uruchomiła na Kaszubach emocje, jakich nie obserwowano tu nigdy w historii III RP. Autonomiczne dążenia Kaszubów skrupulatnie gasił najbardziej wpływy z nich, czyli Donald Tusk. Dla byłego premiera, a obecnego przewodniczącego Rady Europejskiej kluczowe było, by w XXI wieku na północy Polski aktualne pozostawały słowa poety kaszubskiego Hieronima Derdowskiego, iż "nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski".
Tymczasem dziś w sieci zaczynają krążyć grafiki przypominające młodym Kaszubom, że nie są ani Polakami ani Niemcami, tylko odrębnym narodem, a organizacje kaszubskie wymieniają kontakty i doświadczenia z ruchami, które skutecznie walczą o autonomię regionów w Hiszpanii.
Ale PiS chce majstrować przy podziale administracyjnym także w okolicach Częstochowy. A to idealna recepta na to, by ruszyć najbardziej niebezpieczną dla unitarnego charakteru państwa bombę, która od lat tyka na Śląsku. W wyborach z 25 października co prawda PiS "odbił" ten region od Platformy Obywatelskiej, ale wątpliwe, by poparcie Ślązaków dla ekipy Kaczyńskiego utrzymało się długo. Tym szybciej będzie spadało, im dłużej powiązane z PiS media będą twierdziły, że dumni ze swojej tradycji Ślązacy sprawiają, iż "polskość na Śląsku jest poniżana".
Wszystkich Ślązaków nie da się przekupić przywilejami górniczymi (bo te pieniądze trafiają zresztą w dużej mierze do Małopolski...), za to bardzo wielu mieszkańców tego dumnego regionu łatwo poirytować nastawaniem na ich kulturę i tradycję. To naprawdę najlepszy sposób, by oddać tam rząd dusz Ruchowi Autonomii Śląska.
Rząd PiS z pewnością "nie odda ani guzika", ale może doprowadzić szybko do takiego skatalizowania autonomicznych nastrojów, że następcy obecnie rządzącego ugrupowania prędzej czy później nie będą mieli innego wyjścia niż przystać na to, że zmieni się nie tylko podział administracyjny kraju, ale zniknie też jeden z zasadniczych filarów obecnego państwa.