
Reklama.
Bycie feministką w XXI wieku oznacza wiarę w równość między kobietami a mężczyznami pod każdym względem. Wygląda jednak na to, że nawet gdy podkreśla się takie podejście, nie warto podpierać się feminizmem.
Emma Watson w ostatnim wywiadzie przyznała, że tuż przed wygłoszeniem mowy na ten temat, poproszono ją, by nie używała słowa na F. – Miałam go wręcz wykreślić na te parę chwil ze swojego słownika, bo ktoś mógłby poczuć się wykluczony – opowiada. – A idea wystąpienia miała trafić do jak największej liczby osób – dodała. Jak mówi, po dłuższym zastanowieniu, postanowiła nie brać tej rady do serca. Dlaczego? Zdaniem brytyjskiej aktorki, jeżeli kobiety boją się mówić o feminizmie, nie można oczekiwać zmiany myślenia od mężczyzn. A o to chodzi w projekcie HeForShe – udzieleniu przez nich wsparcia.
– Chcę mówić to, co myślę i być jak najbardziej autentyczną wersją siebie – tłumaczy Watson. – Jestem zainteresowana prawdą, poszukiwaniem, błądzeniem, upadaniem tak samo jak byciem niesamowitą sobą, wszystkim na raz – stwierdziła.
Jak pisaliśmy, 25-latka we wrześniu 2014 roku apelowała: "Zdałam sobie sprawę, że walka o prawa kobiet była zbyt często kojarzona z nienawiścią do mężczyzn. To musi się zmienić". Watson nie skończyła na słowach, często podkreśla, że jest feministką i chętnie namawia do tego samego swoje rówieśniczki.
źródło: Harpers Bazaar
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl