– Nastąpiło szerokie społeczne przyzwolenie na taką niekorzystną zmianę. Tylko to mnie zaskakuje – mówił o obecnej sytuacji w Polsce były premier Włodzimierz Cimoszewicz, który był gościem programu "Tomasz Lis na żywo" na antenie TVP2.
W rozmowie z Tomaszem Lisem popularny lewicowiec wyraził przekonanie, że istnieje jeszcze szansa na obronę niezależności Trybunału Konstytucyjnego, który w państwie budowanym przez Prawo i Sprawiedliwość mógłby być najważniejszym zabezpieczeniem dla obywateli. – Resztki zdolności do wymuszenia stosowania prawa są w sędziach Trybunału – stwierdził Włodzimierz Cimoszewicz.
Były premier zwrócił również uwagę na fakt, iż obecne zaangażowanie w protesty w obronie demokracji przede wszystkim w prawników nie oznacza, że środowisko oburzonych nie będzie się rozszerzało na mniej zorientowanych w prawie Polaków. Jego zdaniem, do gry wkrótce wejdą także Unia Europejska i inne organizacje międzynarodowe, które zwrócą Polakom uwagę, iż rezygnując z demokracji tracą prawo do członkostwa w nich.
Włodzimierz Cimoszewicz ocenił, że Prawu i Sprawiedliwości nie uda się uniknąć negatywnych konsekwencji międzynarodowych tak, jak udało się to Viktorowi Orbanowi na Węgrzech. Przede wszystkim dlatego, iż jego sposób na ograniczenie demokracji nie był tak agresywny, jak działania Jarosława Kaczyńskiego, oraz premier Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy.
Gość "Tomasz Lis na żywo" przypominał też, że renesans mniej lub bardziej skrajnie prawicowych ugrupowań nie będzie trwał w naszej części świata wiecznie. – Wahadło w Europie wychyla się w stronę ksenofobiczną, ale to nie jest zjawisko nieodwracalne – mówił Włodzimierz Cimoszewicz. – Nie zbudują przecież tysiącletniej IV RP! – dodał.