Robert Biedroń wciąż jest jednym z najpopularniejszych polityków w Polsce. Mimo pracy w odległym samorządzie, każdy jego ruch śledzą ogólnopolskie media i tysiące fanów. W liczącym około 100 tysięcy mieszkańców Słupsku miał pokazać zmianę jakościową w uprawianiu polityki w Polsce. Wielu widziało w nim męża stanu, który może zostać prezydentem kraju w 2020 roku. Tylko czy lokalne problemy biednego miasta nie pogrzebią szans Biedronia?
Obecny prezydent Słupska dla wielu obserwatorów pojawił się w polityce dopiero w 2011 roku, gdy został wybrany do Sejmu z listy Ruchu Palikota. Wcześniej był po prostu znanym aktywistą walczącym o równouprawnienie osób LGBT. Nie jest to jednak prawdą, Biedroń już w latach 90. działał w organizacji młodzieżowej Socjaldemokracji RP, później w Federacji Młodych Socjaldemokratów oraz Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
Polityk mozolnie piął się w górę przez prawie 25 lat. Pozycja prezydenta Słupska może być jednak szczytem jego możliwości. Biedroń trafił do niewielkiego miasta ze sporymi długami a to musi odbić się na wizerunku polityka. Już teraz zaczyna podejmować niepopularne decyzje, które z pewnością będą wykorzystywane przez przeciwników politycznych. Skończył się "miesiąc miodowy", Biedronia czeka ciężka praca. Na starcie ma on zdecydowanie gorzej niż inni politycy - każdy problem miasta będzie szedł na koszt prezydenta.
Selfie z gwiazdami
Wygrana Biedronia w Słupsku była sporą niespodzianką. Polityk nie pochodzący z miasta objął schedę po prezydencie Macieju Kobylińskim, który pełnił swą funkcję od 1986 roku. W wyborach pokonał posła PO Zbigniewa Konwińskiego. Słupszczanie, widząc swoje miasto tonące w długach i źle zarządzane, oddali je w zarządzanie Biedroniowi, który szybko zaczął zdobywać popularność nawet wśród tych, którzy na niego nie głosowali. Hasło "Nareszcie zmiana" miało być sztandarem Słupska na najbliższe lata.
Miasto przestało w mediach kojarzyć się z prowincją - akcje Biedronia popierają Magda Gessler czy Joanna Krupa, które wsparły inicjatywy prezydenta za darmo. Prezydent ma też status celebryty. Zapraszany jest nawet do stacji muzycznych, prowadzi instagrama a jego fanpage obserwuje 220 tys osób. To ponad dwa razy więcej niż Słupsk liczy mieszkańców. Najpopularniejsze komentarze? Te, które namawiają go do wyborów prezydenckich 2020. Są to jednak w dużej mierze ludzie spoza Słupska, a to właśnie prezydentura w tym mieście byłaby wyciągana podczas przyszłej kampanii wyborczej.
Świetny odbiór społeczny miały też pierwsze decyzje prezydenta. Zmniejszył liczbę członków rad nadzorczych miejskich spółek i obciął też wynagrodzenia prezesów. Często Biedroń dokonywał zmian symbolicznych, jak np. obcięcie kilku samochodów służbowych czy zastąpienie butelkowanej wody w urzędach kranówką podawaną w karafkach. Do urzędów trafiły też zegary na... wodę.
Dziura, w którą można wpaść
To jednak tylko kosmetyka. Największym obecnie problemem Słupska są finanse. Biedroń podkreślał, że miasto nie będzie zaciągało wielomilionowych kredytów. Ma to jednak swoją cenę, zaledwie 5 proc nowego budżetu będzie przeznaczonych na inwestycje. To naprawdę niewiele, są miasta, które poświęcają inwestycjom 1/3 budżetu.
Biedroniowi nie udało się też dopiąć bieżących wydatków i obsługi zadłużenia. Brakowało ponad 20 mln złotych, z czego część dotyczyła wkładu własnego w inwestycje unijne. O dziwo, podczas kampanii wyborczej miasto wspomogła premier Ewa Kopacz kwotą 9,5 mln złotych (wg innych źródeł 4,4 mln), które oddaliły widmo katastrofy finansowej. Może być to jednak chwilowy oddech, bowiem Słupsk ma do spłacenia również ponad 24 mln zł przegranych w procesie za akwapark.
Dziura nie tylko utrudnia inwestycje, ale i powoduje konieczność podejmowania niepopularnych decyzji. Mimo przedwyborczych zapowiedzi o braku zmian w oświacie Zespół Szkół Budowlanych ma być połączony z Środkowopomorskim Centrum Kształcenia Ustawicznego dla Dorosłych. Pod słupskim ratuszem płonęły race, protestowała młodzież, do której prezydent nie wyszedł. Biedroń, chętnie robiący sobie selfie z fanami, tym razem wolał schronić się w swoim gabinecie. Podczas spotkania z mieszkańcami tak tłumaczył decyzję o połączeniu szkół: - Będę łączył szkoły, zwalniał urzędników i sprzedawał nieruchomości, bo muszę miasto wyprowadzić na prostą. Nie ma innej drogi, żadne protesty mnie nie powstrzymają.
Są skazy
Ostatnio w Słupsku na Biedronia sypią się gromy. Służbowo poleciał na światowej konferencję środowiska LGBT w Las Vegas. I chociaż organizatorzy zwracali koszty dojazdu, części słupszczan nie podobała się taka promocja ich miasta. Polityk bowiem wiele mówił o zmianie i zgodzie, ale jak na razie stworzył w mieście nowe podziały.
Pierwszym sygnałem była sprawa portretu Jana Pawła II. Papież jest honorowym obywatelem miasta, mimo to Biedroń nakazał schowanie jego podobizny. To się z kolei nie spodobało niektórym mieszkańcom, którzy złożyli zawiadomienie na prokuraturę. Podobnie w atmosferze konfliktu prezydent-mieszkańcy trwał spór o choinkę pod ratuszem. Pierwotnie proekologiczny Biedroń mówił, że nie ma zgody na obcięte drzewo, chciał "przysposobić" na święta jedno z drzew rosnących pod urzędem. Mieszkańcy tym razem stanęli w kontrze do swojego prezydenta i założyli na Facebooku fanpage domagający się kupna choinki.
Te zatargi są jednak normalne na linii władza - obywatel. Inaczej jest z konfliktem z lokalną Platformą Obywatelską, ten może poważnie zaszkodzić dotacjom europejskim. Te są rozdzielane przez marszałka sejmiku województwa Mieczysława Struka, który nie darzy Biedronia sympatią.
Opozycja krytykuje też, że ściąga do pracy swoich znajomych. Do urzędu trafił cały zaciąg współpracowników. Biedroń wolał bowiem otoczyć się swoimi ludźmi. To dyrektor biura prezydenta zarabia obecnie prawie najwięcej w całym urzędzie.
Nie będzie łatwo
To jednak nie wszystkie bolączki Biedronia. Centrum miasta mimo kosztownej rewitalizacji nadal jest puste, zaś żeby załatać dziury budżetowe podniesiono opłaty parkingowe. Biedroń nie ma też sprecyzowanego pomysłu jak ożywić zabytkową część miasta, która świeci pustkami. Koszt inwestycji wyniósł 55 mln złotych. Również niektóre wizerunkowe zabiegi były niewypałem. Biedroń chciał wprowadzenia parytetów w nazwach ulic, ale dla radnych było to "sprzeczne z rozsądkiem".
Prezydentura Biedronia nie będzie więc należała do łatwych. Słupsk jest biednym miastem ze sporymi problemami finansowymi. Na razie też urzędujący prezydent nie znalazł języka z wielkimi firmami, które mogłyby stworzyć w Słupsku miejsca pracy. Także edukacja pozostawia wiele do życzenia. Co zdolniejsi słupszczanie szybko opuszczają rodzinne miasto i jadą do Trójmiasta, Warszawy lub Szczecina. I nie pomoże tutaj klasa kucharska pod patronatem Magdy Gessler. Miasto z wieloletnimi zaniedbaniami to prawdziwa stajnia Augiasza. Prezydent musi też liczyć się ze zwyczajnym hejtem.
Biedroń może się w Słupsku skutecznie zagrzebać. Możliwe jest, że jako osoba z zewnątrz nie będzie w stanie rozwiązać wszystkich problemów pomorskiego miasta. Inną sprawą jest też fakt, że nie wszystko będzie zależało od prezydenta Słupska. Nie wiadomo np. jak będzie się układała współpraca z nowym wojewodą z nadania PiS. To wojewodowie będą rozdzielali kwoty uchodźców. Biedroń chce ich przyjmować, ale może to się okazać jego słabym punktem podczas kolejnych kampanii wyborczych.
W przypadku gdyby Biedroń zdecydował się na kandydowanie na prezydenta kraju, czeka go ciężka batalia o swoją słupską spuściznę. Przeciwnicy polityczni zrobią wiele by pokazać, że jest złym gospodarzem. Dlatego kolejne lata prezydent Biedroń musi poświęcić już nie tylko robieniu selfie, ale w większej mierze ciężkiej i niepopularnej pracy reformatora. Jeśli jednak Biedroniowi się uda wyprowadzić Słupska na prostą, będzie miał otwartą drogę do prezydentury kraju.