- Schulz to na pewno skrajny lewak, który uważa, że wszystko, co odstaje od lewackiej normy, jest zagrożeniem dla Europy - mówi w wywiadzie dla "Super Expressu" szef MSZ Witold Waszczykowski.
W ostatnich dniach sporo emocji wywołała wypowiedź szefa Parlamentu Europejskiego Martina Schulza. Stwierdził on, że wydarzenia w Polsce noszą znamiona zamachu stanu, co wywołało ostrą reakcję polityków obozu PiS. Z Schulzem rozmawiała np. premier Beata Szydło.
Teraz głos zabrał polski minister spraw zagranicznych. I o Schulzu wypowiada się niezbyt dyplomatycznie. Jak przyznaje w wywiadzie dla "SE", nie spodziewa się po szefie PE "jakiejkolwiek współpracy". - To człowiek słabo wykształcony i słabo zorientowany w politycznym świecie - stwierdza, nazywając go "lewakiem".
- Widocznie doniesiono mu, że w Polsce w wyniku wyborów sromotną klęskę poniosła lewica, więc uważa, że to sytuacja anormalna i że w związku z nią należy protestować. Niestety, w wielu kręgach zachodnich fakt, że lewica mogła nie wygrać, a tym bardziej nie dostać się do Sejmu, jest traktowany jako wielka tragedia - komentuje dalej Waszczykowski.
Minister jest też pytany o to, czy wypowiedź Schulza nie jest przypadkiem elementem gry o unijne stanowiska. Polityk może chcieć "wysadzić" Donalda Tuska z fotela szefa Rady Europejskiej. - To jest prawdopodobne, że chodzi o pewną roszadę na tych kluczowych stanowiskach w Unii Europejskiej. Za półtora roku kończy się przecież kadencja Donalda Tuska, być może tego typu działanie jest próbą podważenia jego pozycji - kwituje szef dyplomacji.