Leszek Miller komentował dzisiaj rano incydent z udziałem Baracka Obamy. Prezydent USA, wręczając Medal Wolności dla Jana Karskiego, mówił o "polskich obozach śmierci". Jego słowa wywołały w Polsce oburzenie.
W imieniu Karskiego medal odbierał Adam Rotfeld, były minister spraw zagranicznych. Pomimo poważnej wpadki Baracka Obamy, Rotfeld zachował spokój i przyjął odznaczenie. Zdaniem Millera, nie powinien tego robić.
- Prezydent USA użył słów niedopuszczalnych. Jeżeli to był tekst czytany, a sądzę, że tak, to przecież został stworzony w bezpośrednim otoczeniu. Pytanie tylko czy to wyraz braku profesjonalizmu i braku wiedzy historycznej czy nonszalancji - ocenił Miller w programie
Bogdana Rymanowskiego w TVN24.
Były premier Polski podkreślał jednak, że "pewnie złej intencji ze strony prezydenta Stanów Zjednoczonych nie było, ale nie należy nad tym przechodzić łatwo do porządku dziennego". - W ostatnich latach wiele uczyniliśmy, by amerykańska prasa wycofała się z pisania o "polskich obozach" i czołowe stacje i dzienniki przestały to robić. I kiedy wydawało się, ze wszystko jest na dobrej drodze, określenia tego używa amerykański prezydent i to przy bezpośredniej transmisji - wskazywał powagę błędu Obamy Miller.
Zdaniem lidera SLD, na takie sytuacje trzeba reagować. Głos w sprawie powinien zabrać Donald Tusk, bo "Polska opinia publiczna na to czeka". - Ale należałoby też uruchomić mniej oficjalne kanały dyplomatyczne. W Białym Domu pewnie się myśli "nic się nie stało, mała wpadka", ale w Polsce wszyscy jesteśmy tym dotknięci i zniesmaczeni - komentował Miller w TVN24.