Choć od dawna przewidywało to wiele osób, Ameryka nie była przygotowana w ogóle. Co potwierdza się teraz, gdy za oceanem opublikowano najnowsze dane demograficzne, z których wynika, że większość w Stanach Zjednoczonych zaczynają stanowić ludzie... należący do mniejszości.
Pierwszy raz w historii Stanów Zjednoczonych większość nowo narodzonych dzieci należy do jednej z mniejszości. Według oficjalnego amerykańskiego systemu rozróżniania rasowego, najmłodsze pokolenie "prawdziwych Amerykanów" tak naprawdę stanowi mniejszość. Chodzi o ten świetnie znany np. z hollywoodzkich filmów sensacyjnych sposób rozróżniania ściganego bandyty. Zgłaszający pościg stróż prawa zazwyczaj mówi do radia, czy złoczyńca jest rasy białej, czy też to czarnoskóry, Latynos, rdzenny Indianin, mieszkaniec Alaski lub Hawajów. W latach 70-tych zaprojektowano bowiem ten system na fali walki z dyskryminacją rasową. Ustalono więc, że biali nie są nią zagrożeni, a mniejszości rozróżniono tak, by widoczne były różnice także między nimi. Jak przyznają amerykańskie władze federalne, zrobiono to raczej prostą decyzją administracyjną, a nie biorąc pod uwagę jakieś szczególne badania antropologiczne.
Minęło więc niespełna pół wieku i okazało się, że wydający wówczas decyzje urzędnicy nie byli mentalnie przygotowani nie tylko na to, że ich szefem w Białym Domu będzie czarnoskóry przedstawiciel mniejszości, ale także na to, iż mniejszość kiedyś może mieć w USA całkiem jasną skórę. Podobnie zresztą, jak twórcy poprzednich systemów klasyfikacji ras, którzy w 1790 roku zakładali na przykład, że Stany Zjednoczone zamieszkiwać mogą tylko trzy grupy, czyli "biali", "czarni" i "Azjaci".
Tymczasem dzisiaj za oceanem rodzą się większości dzieci, które mają korzenie latynoskie, azjatyckie, lub ich rodzice są Afroamerykanami. Opracowane dane przedstawiono kilka dni temu, ale pochodzą one sprzed dwóch lat. Zatem dzisiaj noworodków pochodzących z mniejszości rodzi się w USA być może już nawet więcej, niż 50,4 proc. Autorzy najnowszego amerykańskiego spisu powszechnego nie mają wątpliwości, że taki stan rzeczy zacznie być normą i za około trzy dekady to właśnie biali mieszkańcy Ameryki mogą stać się mniejszością. Jednak na pierwszy rzut oka większość białych Amerykanów wyśmiewa te prognozy, ponieważ mniejszości wciąż stanowią tylko 37 proc. społeczeństwa.
Sęk w tym, że biała jest amerykańska prowincja. Największe stany i metropolie szturmem zdobywają bowiem przedstawiciele mniejszości. Te mniejszości stanowią większość mieszkańców nie tylko Hawajów, czy stanowiącego emigracyjny raj dla Latynosów Nowego Meksyku, ale także w Kalifornii, a nawet Teksasu, który uchodził za bastion amerykańskości w jej tradycyjnej, białej odmianie. Biali są także wyraźnie w mniejszości w okolicach stolicy Stanów Zjednoczonych. Gdy w całym kraju większość stanowią pochodzące z mniejszości dzieci w wieku poniżej pierwszego roku życia, w Waszyngtonie taką większość stanowią już dzieci pięcioletnie.
W USA białych dzieci rodzi się coraz mniej we wszystkich pięćdziesięciu stanach, bez wyjątku. Coraz częściej na świat przychodzą tymczasem dzieci imigrantów z Meksyku i innych krajów Ameryki Południowej. Zdaniem demografów, nie ma już szans, by ten trend się w relatywnie bliskiej przyszłości odwrócił. W rozmowie z "The Washington Post" William Frey z Brookings Institution stwierdził, że przełomowe zmiany w strukturze rasowej USA może jedynie nieco opóźnić recesja, która odstrasza dziś wielu imigrantów. - Ostatecznie, gdy gospodarka powróci do formy, będziemy znowu mieli więcej imigrantów - stwierdził. Dodając, że jeśli biali nie przejdą do mniejszości już w roku 2042, to na pewno nastąpi to w okolicach roku 2050.