Seat Leon Cupra to niepozorne auto na tyle, na ile niepozorny może być 280-konny pocisk z jaskrawo pomarańczowymi wstawkami, które przyćmi chyba tylko sylwestrowy pokaz fajerwerków. To samochód, którym na pewno chciałby przejechać się każdy, ale już nie każdy miałby potrzebę, by go kupić. W końcu to najszybszy seryjny model, jaki kiedykolwiek wyszedł spod igły Seata. Czy już wiesz, do której z tych grup należysz?
Wbrew pozorom Seat Cupra to wizualnie niepozorne auto. O ile tylko nie dostajemy go w tej wyjątkowo rzucającej się w oczy wersji. Pierwsze spojrzenie i… to kolejny „Leon ze stajni Seata”. Niewielki, przyjemny dla oka, ostry i trochę surowy kompakt, który mógłby trafić na półkę: samochód, jakich na polskich drogach wiele. Mógłby.
Ale nie trafi.
Bardziej wprawne oko szybko zobaczy kilka wskazówek, które dają do zrozumienia, że pozory mogą mylić. Na stosunkowo skromnym grillu dostajemy małe logo Seata Cupry. Na klapie bagażnika doprawiono je magicznym napisem 280. I znaczy on dokładnie to, co ci się wydaje. Pod maską zaledwie 2-litrowego silnika biega 280 koni mechanicznych, co jak łatwo się domyślić, jest mieszanką dość wybuchową.
Duży napis Cupra ostatecznie potwierdza, że mamy do czynienia z bardzo sportową wersją. Sam napis jest jednak z gumowego tworzywa sprawiającego wrażenie po prostu naklejonego. Dlatego nie wiem, czy po kilku latach niektóre fragmenty liter zbyt łatwo by nie odpadły. Do tego dochodzą kolejne sportowe wstawki: delikatny spojler i podwójny wydech.
Cupra jest osadzona o 2,5cm niżej niż zwykły Leon, ale powiedzmy sobie szczerze, raczej mało kto to zauważy. Tego problemu nie będą miały gigantyczne wręcz w tej konfiguracji 19-calowe felgi, które widać jeszcze zanim ktoś zorientuje się, jaki to samochód się zbliża. I o ile wizualnie jest to zabieg bardzo w porządku, to niestety praktycznie już troszkę mniej. W testowanym modelu wszystkie cztery felgi były już mniej lub bardziej porysowane, więc jak widać nie jest o to wyjątkowo trudno. Nie można jednak zaprzeczyć, że przy tej ładnej, acz względnie zwykłej sylwetce, wyraziste felgi są szczyptą pikanterii, której zdecydowanie tu potrzeba (choć niekoniecznie w takim kolorze).
Cupra jest dostępna w trzech wersjach. Na zdjęciach widzicie tę – moim zdaniem – najmniej praktyczną, a jednocześnie najbardziej sportową tj. 3-drzwiową (SC). Do wyboru jest jeszcze standardowa 5-drzwiówka (5D) i już większe combi (ST). Generalnie najbardziej optymalną opcją wydaje się ta środkowa. Ze względów praktycznych nigdy nie byłem przekonany do 3-drzwiowych samochodów, a w przypadku Cupry – powiedzmy sobie szczerze – combi odbiera trochę uroku tego rasowo sportowego pocisku.
Wersjami kolorystycznymi można na szczęście dowolnie żonglować. Konfiguracja testowego modelu, który widzicie na zdjęciach była… dość egzotyczna. Jaskrawo pomarańczowy przykuwał już uwagę z daleka i idealnie wręcz wpisywał się w sportowy charakter tego niewielkiego auta, ale nie wiem, czy wiele osób zdecydowałoby się na taką wersję. Stylistyka trochę w stylu Tokio Drift na miarę polskich – teraz pójdziemy stereotypem – wiejskich możliwości. Nie chodzi tu jednak o sam pomarańcz, bo np. w przypadku Mercedesa CLA Shooting Break sprawdzał się on doskonale, ale o jego krzykliwy odcień. Gdybym miał kupować, poszedłbym w biel, srebro lub czerń. Wtedy byłoby dużo przyjemniej dla oka.
Wewnątrz konsekwentnie przypomina nam się, że nie jedziemy zwykłym Leonem. Na wygodnych, fotelach z alcantary wytłoczono logo Cupry. Do tego dochodzą charakterystyczne plakietki np. na dźwigni skrzyni biegów czy kierownicy. Mimo sportowego charakteru, w standardzie nie ma foteli kubełkowych. I… dobrze.
Te, które widzicie sprawdzają się tak, jak powinny. Po tygodniu jazdy nie zauważyłem zmęczenia, niewygodnego ustawienia czy czegoś, co odbiegałoby od normy wygodnych foteli. 3-drzwiowa wersja nie jest naturalnie najlepszym wyborem, jeśli ktoś często ma podróżować z tyłu, ale – ku mojemu zaskoczeniu – na tylnej kanapie było całkiem nieźle. Niemniej, wciskanie się tam nie jest najlepszym doświadczeniem. 3-jka jest najlepsza dla 2-jki (osób). W innych przypadkach lepiej wziąć wersję z dodatkową parą drzwi (zaledwie 1500 zł dopłaty przy tym silniku i manualnej skrzyni biegów).
Przy środkowym panelu mamy rozwiązanie znane z modeli BMW, których recenzje możecie przeczytać tutaj. Jest on delikatnie skierowany w stronę kierowcy, dzięki czemu czujesz się częścią auta. A przy osiągach tego samochodu, to naprawdę ważne wrażenie. Jeśli o osiągach mowa… Jednym z najmilszych akcentów jest moment spojrzenia na zegary. Dwa duże, przejrzyste z mniejszym elektronicznym wyświetlaczem pomiędzy nimi. Co w tym miłego? Moment, w którym na prędkościomierzu widzisz 300 km/h i wiesz, że pod prawą stopą masz naprawdę sporą moc.
Rozbawił mnie także przycisk do zmiany trybów jazdy. Poza indywidualnym, komfortowym, sportowym mamy także tryb… Cupra (ależ ta nazwa tutaj pasuje, prawda?). Wtedy podświetla się logo Cupry, a LED-y rzucają czerwone światło wewnątrz kabiny (normalnie jest białe). Wtedy wiedz, że coś się dzieje.
Najlepsze zaczyna się po odpaleniu samochodu. Szybki test zegarów i wymowne mruknięcie spod maski zwiastują, co czeka kierowcę. 2-litrowy silnik o mocy 280 koni mechanicznych nie jest czymś, co spotykamy wyjątkowo często. 5,7 sekund do setki jest wynikiem ponadprzeciętnym na tle aut, które jeżdżą po naszych drogach, ale dokładając do tego nie tak duże rozmiary auta, wrażenie może być nawet „szybsze”. Mimo szybkiego „strzału” od 0 km/h, drzemiącą w Cuprze moc docenia się dopiero przy większych prędkościach. W tym przypadku nie ma praktycznie ograniczeń. Auto wyraźnie przyspiesza przy naprawdę każdej prędkości. Nawet już na 6-tym biegu po puknięciu kierunku w lewo szybko mijał kolejne samochody.
Redukcja na czwórkę (testowany model ma manualną skrzynię biegów, ale do wyboru jest także automat w wersji 5D i ST) sprawia, że Cupra leci do przodu niczym samochód z bajki o Flintstone’ach – kojarzycie ten moment, w którym tak szybko przebierali nogami, że aż się kurzyło? Tutaj tych nóg mamy 280. Auto bardzo szybko reaguje na jakiekolwiek muśnięcia pedału gazu i już po delikatnym wciśnięciu rwie się do przodu, dając do zrozumienia, że tylko czeka na nasz znak. Podkręcanie obrotów do kilkutysięcznych wartości skutkuje tym, że spod maski słychać siedzącego tam potwora. W ułamku sekundy jesteś w stanie wystrzelić do przodu właściwie w każdym momencie swojej podróży.
Po tygodniu jazdy zastanawiam się, czy ten rodzaj auta właściwie potrzebuje więcej mocy. I szczerze? Nie sądzę. Dobrym porównaniem jest np. Volkswagen Golf GTI, który z 220-końmi dla przeciętnego kierowcy oferuje nie tak mocne, ale zbliżone wrażenia.
Mimo tego wszystkiego, „normalna” jazda Cuprą w mieście jest… normalna. To taka lekka schizofrenia tego modelu, który potrafi bardzo dobrze kontrolować swoje oblicze i w razie potrzeby schować kły. Wszystko zależy od decyzji kierowcy. Bardzo dobrze czuć to przy większych prędkościach, gdzie auto nie rozrabia i prowadzi się baaardzo pewnie. Także w zakrętach. Twardość zawieszenia dostosowuje się zależnie od wybranego trybu, ale jest zestrojone na tyle dobrze, że nawet decydując się na tryb Cupra, mogliśmy wygodnie poruszać się po mieście.
Ceny Cupry z roku modelowego 2016 wahają się od 110 tys. (3-drzwiowy, 265KM, manual) do 134 tys. zł (kombi, 290KM, automat). Model, który widzicie na zdjęciach, to wydatek ok. 120 tys. złotych. Jeśli masz zamiar kupić Cuprę po to, do czego została stworzona, jestem pewien, że się nie zawiedziesz. Dostaniesz sporego potwora zapakowanego w nie tak duże „pudło”. Na szczęście ten potwór bardzo chętnie daje się ujarzmić. Mimo tak dużej mocy, prowadzenie jest pewne i stabilne. Pamiętaj jednak, żeby ani na chwilę nie tracić czujności. Takie osiągi to nie tylko przyjemność, ale i spora odpowiedzialność. Upewnij się tylko, żeby wziąć wersję 5-drzwiową – najlepiej w bardziej tradycyjnych kolorach.