Do Sejmu trafił obywatelski projekt zmian w prawie łowieckim. Obrońcy praw zwierząt i ekolodzy są oburzeni ustawą, która nie ma precedensu w całej Europie.
Projekt zmian w prawie łowieckim został przygotowany przez podkomisję, w której większość stanowili czynni myśliwi. Wśród nich był obecny minister środowiska Jan Szyszko. Od razu widać, że zmiany zostały podyktowane przez środowisko, które chce zwiększyć swoje uprawnienia.
Wśród krytykowanych przez specjalistów kwestii największe kontrowersje budzi udział dzieci w polowaniach. W projektach ustaw, zgodnie z zalecaniami Rzecznika Praw Dziecka, znajdował się zakaz. Myśliwi jednak uważają, że udział w oprawianiu zwierzyny to naturalne przekazywanie łowieckiej pasji i chcą, by dzieci były podczas polowań obecne.
Inną kwestią jest też dostęp do broni i bezpieczeństwo osób postronnych. Myśliwi mają otrzymać rewolwery do dobijania zwięrząt, zmniejszona zostanie też minimalna odległość od zabudowań podczas polowania. Dotychczas było to 200 metrów, teraz zaledwie 100, co przy zasięgu broni myśliwskiej może być niebezpieczne. Nie będzie też obowiązkowych okresowych psychotestów.
Ekolodzy i obrońcy praw zwierząt zwracają też uwagę na przepisy, które są ich zdaniem skrajnie nieodpowiedzialne dla środowiska. Pierwszym jest zgoda na używanie ołowianej amunicji, która w większości krajów Unii Europejskiej jest zakazana. Innymi są kwestie nęcenia żywnością - zgodnie z nowelizacją ustawy nie można zabić zwierzęcia przy paśniku, ale już wyłożone np. buraki lub siano na ziemi może służyć za pułapkę dla zwierząt.
Podobne kontrowersje budzi też dopuszczenie do strzelania do ptaków nocą (myśliwi nie będą w stanie odróżnić gatunku chronionego od pospolitego) oraz procedury wprowadzania ochrony zwierząt (musi je zmieniać nowelizacja ustawy - zaś wpisanie na listę łowną to jeden podpis Ministra Środowiska).
Nowelizacja ustawy w swym zasadniczym kształcie powstała jeszcze w poprzednim parlamencie. Teraz jako projekt poselski zgłosili ją posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Ten sposób procedowania oznacza, że nie będzie obowiązkowych konsultacji społecznych. Dla obrońców praw zwierząt i ekologów ostatnią deską ratunku będzie więc prezydenckie weto.