
Nie ulega wątpliwości, że słowa Baracka Obamy o "polskich obozach śmierci" były błędem i powinny zostać sprostowane. Jednak czy słuszna jest skala oburzenia, a wszystkie zarzuty padające pod adresem amerykańskiego prezydenta są uzasadnione? Czy jako naród jesteśmy przewrażliwieni na swoim punkcie?
REKLAMA
Lawinę protestów wywołało użycie przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamę określenia "polskie obozy śmierci". Prezes Prawa i Sprawiedliwości wydał specjalne oświadczenie, w którym czytamy: "Dla Nas, dla Polaków są wyjątkowo bolesne, godzą w nasz honor, pamięć historyczną i tożsamość". Ostro zareagował również premier i MSZ. Nie pierwszy raz zresztą, bo od 2004 roku resort dokonał około 200 takich interwencji. Komentując dziś tą awanturę prof. Janusz Czapiński, autor "Diagnozy Społecznej" stwierdził: "im bardziej chwiejna samoocena, tym łatwiej jest urazić".
Kolejnym znaczącum punktem zapalnym są nasze stosunki z Litwą. Choć mamy wiele wspólnego z tym krajem, alergicznie reagujemy na najmniejszy nawet akt uszczypliwości wobec Polaków. Taki chociażby, jak emisja programu rozrywkowego, w którym zdejmowano tablice z polskojęzycznymi nazwami ulic.
Także w stosunkach z naszym zachodnim sąsiadem mamy tendencję do wyolbrzymiania pewnych faktów, a szczególnie postaci. Jeszcze kilkanaście lat temu Erica Steinbach była mało znaną niemiecką polityk. Od początku swojej działalności publicznej szafowała oskarżeniami wobec Polaków i szokowała poglądami. Jednak dopiero polskie protesty uczyniły z niej bardzo znaną osobę, co pozwoliło zyskać znaczne realne wpływy.
Jednak nie tylko tak poważne kwestie budzą protesty Polaków. Podczas ostatnich Świąt Wielkiejnocy fala krytyki spadła na gwiazdora telewizji CNN Andersona Coopera, który nie mógł powstrzymać śmiechu podczas zapowiadania materiału o śmigusie-dyngusie. Tłumaczył się później, że rozśmieszyła go dziwnie brzmiąca nazwa, a nie sam obyczaj.
Krytyce poddano też komika stacji NBC, który stwierdził, że kapitan Tadeusz Wrona mógłby być porównywany do Chasley'a Sullenbergera (który wylądował na rzece Husdon) gdyby "wylądował łodzią na lotnisku". Organizacje polonijne domagały się przeprosin i namawiały do bojkotu argumentując, że Wrona jest bohaterem i nie można się z niego śmiać.
Czy więc Polacy są przewrażliwieni na swoim punkcie? Czy zbyt ostro reagujemy na błahe lub nieumyślne incydenty, które obrażają nas lub szkodzą naszemu wizerunkowi w niewielkim stopniu? Jakie jest Wasze zdanie?