A gdyby tak ktoś zrobił za nas zakupy... Do tego ugotował i podał obiad, a na końcu posprzątał. Gdyby jeszcze był to ceniony chef, który zamieni nasz dom w prawdziwą restaurację, a rodzinną imprezę w niezapomnianą, kulinarną przygodę? Właśnie takie pytanie zadawała sobie Agnieszka Górska, która nie chciała dłużej pracować w korporacji i wymyśliła projekt Ulala Chef.
Agnieszka Górska: Zaczynaliśmy rok temu. Postanowiłam odejść z korporacji, gdzie przez ponad 16 lat zajmowałam się zarządzaniem marketingiem.
Czyli typowa historia "odeszła z korpo i...".
Trochę tak. Stwierdziłam, że to jest moment, kiedy warto zrobić dużą zmianę zawodową w życiu i zaczęłam szuka pomysłu na startup. A że od kilku lat interesowałam się gastronomią, chciałam, aby był związany właśnie z tym, co mnie pasjonuje.
Miałaś w głowie też inne projekty?
Tak, szukałam pomysłu i powoli wchodziłam w świat startupowy. Któregoś dnia, siedząc na kanapie daleko od Warszawy, w domu mojej siostry pomyślałam, że raz na jakiś czas mógłby przyjechać do mnie do domu jakiś dobry kucharz i ugotował kolację. Dla mnie i dla moich gości. Lubię spotykać się z przyjaciółmi przy pysznej kolacji, ale sama nie lubię gotować i tego nie robię. A taki prywatny kucharz raz na jakiś czas to byłoby dla mnie doskonałe rozwiązanie.
I to było "to".
Tak, pomyślałam, że może nie tylko ja miałabym na to ochotę. W mojej głowie narodził się pomysł, aby stworzyć platformę internetową będącą miejscem spotkań klientów i kucharzy.
Czy ktoś już wcześniej wpadł na taki pomysł?
Gdy zajrzałam do internetu znalazłam dwa takie projekty w Stanach. Tam też działają one od niedawna, bo założono je zaledwie dwa lata wcześniej. Dzięki temu zobaczyłam, że model, o którym pomyślałam, może się sprawdzić i naprawdę działać na rynku.
Ten pomysł narodził się przez zmęczenie korporacją?
Nie czułam, że mam dosyć. Pracowałam w dużych firmach i dobrze mi szło. Szybko wchodziłam na szczeble top menedżmentu. Ale stwierdziłam, że chcę się naprawdę rozwinąć i wskoczyć do wody, której nie znam. Zbliżałam się do czterdziestki i brak mi było dużego wyzwania. Postawiłam na jedną kartę.
I jak idzie?
Bardzo dobrze. Jestem zaskoczona, z jakim entuzjazmem został przyjęty ten projekt, zarówno po stronie klientów, jak i kucharzy. Wygląda na to, że rynek na to czekał. Kluczowe było, aby zainteresować projektem dobrych, doświadczonych kucharzy. Po pierwszym ogłoszeniu w internecie, które wystawiliśmy w drugim kwartale 2015 roku, zbudowaliśmy bazę stu pierwszych zgłoszeń. Nie musiałam ich "wyciągać" na siłę lub długo przekonywać do tego pomysłu.
Ilu ich przyjęłaś?
Na początku 20, a teraz mamy już prawie 40 kucharzy. Powoli uzupełniamy największe miasta w Polsce. Prężnie działamy już w Warszawie i Trójmieście. Teraz budujemy grono kucharzy w Krakowie i na Śląsku. Mamy też kucharzy w Poznaniu, Łodzi i Wrocławiu.
Kto jest waszym klientem?
Są dwie grupy. Z jednej strony osoby prywatne, które lubią nowe doznania kulinarne. To ludzie otwarci na nietypowe przeżycia i doceniający dobrą kuchnię. Bywają w restauracjach, ale lubią też spotykać się ze znajomymi. Najczęściej zbiega się to z jakąś okazją.
A druga grupa?
To klienci biznesowi. Kolacje i imprezy integracyjne z gotowaniem w tle dla pracowników firm. Live cooking w wykonaniu dobrych kucharzy jest dużą atrakcją i nasi klienci bardzo to doceniają.
Wróćmy do tych "zwykłych" klientów, jak ty i ja. Czy muszę mieć jakąś super kuchnię, aby szef kuchni miał szansę się w niej odnaleźć? Kucharz musi się dobrze czuć w kuchni.
Pewnie, że kucharz chce się dobrze czuć w kuchni. Ale prawda jest taka, że kuchnie w restauracjach bywają bardzo małe i ciasne. Czasem nawet są mniejsze niż te w domach klienta. To jeden z mitów, który trzeba obalić. Założenie jest takie, że kucharz nie będzie potrzebował żadnego specjalistycznego sprzętu. Parę garnków, patelnia, kuchenka i piekarnik. A nawet gdyby kuchenka była za mała, to kucharz może przywieźć mobilną płytę indukcyjną. Dobry kucharz sprawdzi się w każdych warunkach. Między innymi pod kątem takiej elastyczności weryfikujemy naszych kucharzy w czasie rekrutacji i testów.
Jacy są wasi kucharze? Mają być niezauważeni, czy raczej zagadywać i robić show?
Zależy, czego oczekuje klient. Czasem jest tak, że kucharz ma być bohaterem, prawdziwą gwiazdą wieczoru. Wtedy goście wchodzą do kuchni, obserwują go przy pracy, pytają, a nawet chcą uczestniczyć w gotowaniu posiłku. Pytają o historie i kulinarne triki. Ale bywają też takie okazje jak chrzciny, komunie czy inne obiady rodzinne, gdzie ma być po prostu super jedzenie, podane w pięknej formie. Kucharz musi umieć wyczuć, czy ma się aktywnie włączać w imprezę, czy raczej pozostawać w tle. To jego zadanie – umieć odnaleźć się w każdej sytuacji.
A czy zdarza się, że klienci zamawiają kucharza na swoją randkę?
Jak najbardziej. Nawet niedawno dostaliśmy zlecenie z Paryża. Okazało się, że concierge jednego z banków ma swojego klienta w Krakowie, a ten chciał zrobić swojej dziewczynie niespodziankę z okazji jej urodzin, czyli kolację dla dwóch osób. Również dla takich wydarzeń zaprojektowaliśmy tę platformę.
No dobrze, a od czego zależy cena tej usługi?
To zależy od kilku czynników. Po pierwsze od kucharza, a mamy różnych. Zarówno topowych, jak i młodych ambitnych, z mniej znanymi nazwiskami, którzy są nieco tańsi. Cena zależy też oczywiście od menu. Mogą być mniejsze, trzydaniowe albo pięcio-, sześciodaniowe. Liczą się też jego składniki: owoce morza, wyszukane ryby itd.
Czyli ile trzeba zapłacić?
Ceny zaczynają się od 80 zł - 90 zł za osobę przy przyjęciu 8 - 10 osobowym. Kończą się na około 300 zł za osobę przy bardziej wyszukanym menu i w przypadku nazwisk świetnych kucharzy. Atrakcyjne ceny w mojej opinii zaczynają się od 6 – 8 osób na przyjęciu. Przy większych imprezach – powyżej 12 osób - dochodzą kolejne koszty, bo potrzebny jest pomocnik kucharza albo kelner, dlatego cena za osobę się nie zmniejsza.
A ile kosztowałaby randka?
Można znaleźć oferty w cenie 300 zł za osobę przy kolacji z 3-4 dań dla dwóch osób.
Co za to dostaniemy?
Wszystko, włącznie z wynajmem eleganckiej zastawy, którą kucharz dopasowuje do swoich dań. Wcześniej robi zakupy, po wcześniejszym ustaleniu listy produktów. Musi wiedzieć, czy wśród gości nie ma alergików, albo osób z innymi ograniczeniami w diecie. Nasi kucharze zawsze to biorą pod uwagę.
Kucharz przyjeżdża dwie godziny wcześniej do domu klienta z zastawą i zakupami. Przygotowuje dania na żywo u klienta i serwuje je gościom. Po wszystkim sprząta kuchnię i kończy swoją obsługę.
Macie jakichś "medialnych" kucharzy? Bardziej rozpoznawalnych?
Mamy na przykład Marcina Piotrowskiego, który zasłynął udziałem w Top Chefie, a teraz jest częstym gościem różnych mediów. Mamy też Maćka Majewskiego, który w tym roku wygrał jeden z najbardziej prestiżowych konkursów w polskiej gastronomii – Wine & Food Noble Night. Zdobył trzy z czterech nagród, które tam przyznano. Wśród naszych szefów jest Adam Woźniak nominowany w tym roku przez żółty przewodnik Gault&Millau do tytułu szefa roku. Jest też Przemek Klima pracujący obecnie w Atelier Amaro i kilku innych chłopaków znanych z Top Chefa. Klienci ich rozpoznają, bo często sami interesują się tą dziedziną.
Są najpopularniejsi?
Niektórzy klienci chcą ich poznać osobiście i zobaczyć ich pracę z bliska, a niektórzy wręcz przeciwnie – wolą kucharza, który nie epatuje nazwiskiem, bo wolą dyskretną usługę. Nie chcą robić zbyt mocnego wrażenia na swoich gościach tym, że zatrudniają na przyjęcie kogoś sławnego. Są różni klienci i różne potrzeby.
Jest w tym pierwiastek snobizmu?
Gdy patrzymy na to z zewnątrz, może tak to być przez niektórych postrzegane. Natomiast ja, jako klientka i osoba, która sama chciała skorzysta z takiej usługi, tak naprawdę myślę przede wszystkim o swojej ogromnej wygodzie i przygodzie. To ciekawe, kulinarne doświadczenia.