
Faceci mają łatwiej. Chodzą na siłownie aby spalić zimowy brzuch i boczki, a jednocześnie "dopakować". Żadne limity w tej kwestii nie obowiązują. W znacznie trudniejszej sytuacji są panie, które jak ognia boją się transformacji w Arnolda Schwarzeneggera, a jednocześnie chcą mieć szybko szczupłą i ładną sylwetkę. I błądzą, bo zamiast ćwiczyć – dźwigają... powietrze.
Gdyby tak to działało, na ulicach widzielibyśmy same "dopakowane" kobiety, które wyglądają jak zawodniczki kulturystyki.
W jednym z warszawskich klubów fitness spotykam 27-letnią Marlenę. Dla niej, podobnie jak dla milionów ludzi na całym świecie, styczeń to czas na wielką pracę nad samą sobą. Ale oprócz noworocznej motywacji, Marlena ma ze sobą garść wątpliwości. Boi się, że jej masa mięśniowa nieodpowiednio się rozłoży, a bluzka zamiast być coraz luźniejsza, zacznie opinać się na nienaturalnie dużych bicepsach. Nie ma pojęcia, że na te musiałaby bardzo ciężko pracować, zastosować specjalną dietę i odżywki.
Kobieta musiałaby przyjmować znacznie większe ilości pożywienia, niż zazwyczaj. Tymczasem przy treningu personalnym dieta jest tak dobierana, aby organizm był nakierowany na redukcję tkanki tłuszczowej.
Niektóre kobiety na siłowni zdają się być obecne tylko duchem. Korzystają z urządzeniem niemal bez obciążenia (lub całkowicie z niego rezygnują). Efekt? Brak efektów, a ostatecznie spadek motywacji i rezygnacja z ćwiczeń. Potwierdzają to testerki klubów fitness Magda Szulc i Gosia Kulczycka. Ich zdaniem, stereotypy odnośnie do zgubnego wpływu ćwiczeń z obciążeniem da się zauważyć gołym okiem. To mit, przez który efekty pracy nad własnym ciałem nie są tak szybkie, jak powinny. Przy lekkim treningu nigdy nie osiągniemy tak efektownego brzucha, jak ten:
Dziewczyny rezygnują z ciężarków, a większe obciążenie stymuluje mięśnie do pracy. Taki trening przyspiesza metabolizm i ujędrnia ciało.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl
