"Niemcy w ruinie" to nowa narracja prawicy...
"Niemcy w ruinie" to nowa narracja prawicy... Fot. canadastock / Shutterstock.com
Reklama.
Niemcy biją, bo upadają
W odpowiedzi na napływającą zza Odry krytykę autorytarnych działań prawica znalazła nowy sposób na mobilizowanie Polaków przeciw Niemcom. Najpierw pojawił się wśród zwykłych sympatyków Prawa i Sprawiedliwości, a później nieśmiało zaczęli wprowadzać go posłowie partii rządzącej z premier Beatą Szydło na czele. – Nasi zachodni sąsiedzi zmagają się z poważnymi kłopotami – grzmiała w niedawnym orędziu do narodu. W skrócie: "Niemcy w ruinie".
Pretekst przekonywania Polaków, że gdy ich kraj rośnie w siłę, potęga zza zachodniej granicy upada, dał oczywiście kryzys migracyjny i bulwersujące wydarzenia z nocy sylwestrowej w Kolonii i kilku innych niemieckich miastach. "Niemcy nie potrafią obronić swoich kobiet", "niemiecka ideologia multi-kulti zastąpiła III Rzeszę i upada, jak ona", "Niemcy jakie znaliśmy, kończą się" - lawina takich komentarzy zaczęła się sypać wśród Polaków. I naprawdę wielu zdaje się wierzyć w to, co mówi.
Budowaniu przez PiS i jego sympatyków takiego obrazu Niemiec wydatnie pomaga fakt, iż niby wielu Polaków kiedyś za Odrę zaglądnęło w roli turysty lub imigranta zarobkowego, ale i tak więcej o sąsiadach zza Odry kojarzy się nadal ze "Stawki większej niż życie"...
Kłamstwo z zazdrości...?
– Jestem pewien, że większość Polaków chętnie zamieniłaby się z przeciętnym Niemcem na miejsca zamieszkania, gdyby tylko nie stereotypowe myślenie. No i bariera językowa – mówi w rozmowie z naTemat Tarik Richter, 28-letni politolog z Rostocku. O "rujnowaniu Niemiec" rozmawiamy niedługo po po opublikowaniu przez Eurostat danych o bezrobociu wśród młodych w Unii Europejskiej, które jak zwykle są dla Niemców sporym powodem do dumy.
U nich odsetek obywateli poniżej 25. roku życia, którzy nie mają pracy ani nie uczą się to ok. 7 proc. W Polsce bezrobocie jako takie też wysokie nie jest, ale wśród najmłodszego pokolenia pracy nie ma ok. 20 proc. Jasno pokazuje to, czy lepsze perspektywy są w rozwijającej się Polsce, czy "pogrążonych w kłopotach" Niemczech – mówi z lekką ironią Richter.
Tarik Richter

Nikt nie może powiedzieć, że nie mamy problemu z imigrantami. Mamy wielki, ale to cena za grę o pozycję lidera na świecie. Też cena odpowiedzialności za tę pozycję. Pochodzę z mieszanej, arabsko-niemieckiej rodziny i uwierz mi, w takich domach martwimy się najbardziej. Jednak mówienie o końcu RFN, czy islamizacji to powielanie propagandowych bzdur ludzi z PEGIDA i neonazistów. Polacy powinni to wiedzieć.

Kryzys migracyjny i przereklamowany Ordnung
– To tak, jakby sytuację na Ukrainie wyobrażać sobie po tym, co mówią prorosyjscy separatyści – komentuje Danuta Karmann, berlinianka polskiego pochodzenia. – Oczywiście, że polityczne napięcie wokół uchodźców jest poważne. Pojawiają się pytania o przyszłość, o gospodarkę i styl życia. Ale w Polsce ten kraj wyobrażają sobie tylko jako idealnie funkcjonującą maszynkę. Gdy coś zaczyna się dziać bardziej gorąco, od razu jest zdziwienie – stwierdza.
Danuta Karmann
berlinianka polskiego pochodzenia

A Niemcy to kraj, jak każdy inny. Czasem miewają poważne problem. Kto jednak pamięta, jak było, gdy upadał Układ Warszawski i rozbijaliśmy mur berliński, to wie, że kryzys migracyjny jest przy tym delikatnym zawirowaniem. Wtedy mogliśmy popaść w ruinę, gdyby coś nie poszło zgodnie z planem. Ale w sumie jakim planem? Przecież to się działo też z dnia na dzień. I też były fale ludzi. Wtedy tylko była ogólna radość w Europie. Radość czasu połączenia rodzin. Dziś bardziej dominują obawy kulturowe, ale najważniejszych niemieckich wartości raczej nie naruszy jednak grupa ludzi, która jest masą, ale stanowi tylko mały odsetek w tym narodzie.

Karmann zwraca też uwagę, na doświadczenia Niemiec z lat 60-tych i 70-tych, gdy zaczęła napływać fala imigracji stricte ekonomicznej z Turcji, z którą RFN podpisał umowę o rekrutacji robotników. Wtedy też plan wymknął się spod kontroli, bo Niemcy byli przekonani, iż Turcy odbudują ich kraj, wezmą zarobione marki i wrócą budować za nie dobrobyt u siebie. Na początku lat 80-tych kanclerz Helmut Kohl chciał pozbyć się ich oferując za wyjazd z Niemiec wypłatę zebranych składek, ale zdecydowało się tylko kilkaset osób, którym najtrudniej szła integracja. Miliony innych pozostały i w swym ogóle całkiem nieźle odnalazły się w nowej ojczyźnie.
- Teraz mamy sytuację podobną do tej z przełomu lat 70-tych i 80-tych. Jest masa nowych ludzi i jest masa obaw. Ale dane sprzed lat jasno pokazują, że to imigranci dali siłę niemieckiej gospodarce. Kiedy emocje opadną, a nowi przybysze się zaaklimatyzują, znowu na tym skorzystamy - dodaje nasza rozmówczyni z Berlina.
"Best country ever"
Nowe polskie wyobrażenie o Niemcach mało kto na świecie podziela. Jak na życzenie, w ostatnich dniach argumentu przeciwko wmawianiu sobie, że Niemcy kroczą ku upadkowi dało amerykańskie badanie "Best countries", w którym najwyżej uplasowało się właśnie państwo zza Odry. Taki wynik przyniosły ankiety na kilkunastu tysiącach respondentów z całego świata i analiza kondycji kluczowych obszarów funkcjonowania państw.
Zwrócono w nim uwagę przede wszystkim na fakt, że Niemcy wciąż tylko mocniej odgrywają rolę jednego z liderów współczesnego świata i mają najwyższe wskaźniki jakości życia. To dlatego są postrzegane jako państwo funkcjonujące od innych potęg współczesnego świata, takich jak Kanada, Wielka Brytania, USA i Szwecja. A Polska? Niestety nawet nie została w tym badaniu ujęta.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl