Ich gra dla reprezentacji Polski wzbudza duże kontrowersje. Dla jednych to taki znak czasów, świat się przecież globalizuje. Inni są przeciwko, Jan Tomaszewski jednego z nich nazywa nawet "francuskim śmieciem". Damien Perquis i Ludovic Obraniak. W czasie Euro 2012 obaj mają stanowić o obliczu reprezentacji Polski. Postanowiłem porozmawiać z człowiekiem, dzięki któremu dzisiaj dla Polski grają. Tadeusz Fogiel, piłkarski menadżer, od lat mieszkający we Francji. Specjalista od załatwiania spraw, uznawanych za niemożliwe.
- Podobno w polskim środowisku piłkarskim jest taki powiedzenie: "Jak trwoga, to do Fogla".
- A gdzie pan to czytał?
- Na Futbolnecie. Fragment pana wypowiedzi.
- To jest generalnie lekka przesada. Wiadomo, że ja od lat zajmowałem się transferami polskich piłkarzy do Francji. A tam z biegiem czasu, zaczęli pracować przy tym inni ludzie. Jedni uczciwi, inni zdecydowanie nie. Często było tak, że jakiś polski piłkarz ulegał propozycji, a potem okazywało się pod koniec, że sytuacja jest jednak dużo trudniejsza. Właśnie wtedy dzwoniono do mnie, z prośbą o pomoc.
- To dzięki panu dzisiaj w reprezentacji Polski gra Ludovic Obraniak.
- Wie pan, dziś się mówi różnie, szczerze mówiąc trochę mnie boli, gdy widzę, jak wiele osób przypisuje to sobie teraz. To było tak. Ja miałem swego czasu dobre powiązania z klubem FC Metz, znałem tam się z prezesem, Carlo Molinari. Kiedyś odbieram od niego telefon, on mówi: "Słuchaj, mamy tutaj młodego chłopaka. Nazywa się Obraniak i chciałby mieć polskie obywatelstwo". Umówiliśmy się, że on do mnie zadzwoni. Zadzwonił, pogadaliśmy. Okazało się, że jego dziadek do 1968 roku miał polskie obywatelstwo.
Młody Obraniak z Marcinem Żewłakowem
(grali razem w Metz):
- Postanowił pan działać.
- Tak, tym bardziej, że zobaczyłem w nim bardzo ciekawego piłkarza. On wtedy pokazywał się w Metz, dotarł z drużyną do finału Pucharu Francji, zresztą potem poszedł do Lille. Ludo przekazał mi część dokumentów a ja przekonałem się wtedy, jak wygląda zmaganie się z urzędami. On nie był jeszcze znanym człowiekiem, celebrytą, więc jego sprawę traktowano jak przypadek zwykłego petenta. Procedura za procedurą, pamiętam, że w konsulacie w Lille musiałem kiedyś uiścić kaucję w wysokości 300 euro, którą on mi oczywiście później oddał. A nie było jeszcze gwarancji czy wszystko się uda.
- W sprawę bardzo mocno zaangażował się "Przegląd Sportowy".
- Oni nadali jej dużo większą rangę. Zajęli się sprawą aktu chrztu, dziennikarze śladami Obraniaka ruszyli w Polskę, a redaktor naczelny - Marcin Kalita - wybrał się nawet do Lille, by zrobić duży materiał. Myślę, że cała ta akcja medialna "PS" zrobiła dużo dobrego, a już na pewno zmusiła Beenhakkera do większego zainteresowania się Obraniakiem.
- Obraniak i Perquis znali się z ligi francuskiej. Ten drugi chciał grać dla Polski, bo jednemu już się udało?
- Nie wykluczam, że między sobą przy jakiejś okazji o tym rozmawiali. Sprawa Perquisa też zaczęła się od telefonu, tyle że nie do mnie. Odebrał Marek Jóźwiak (dyrektor sportowy Legii, kiedyś - jako piłkarz - grał w lidze francuskiej - red.), dzwonił jakiś agent, powiadomił go o całej sprawie. Marek mi to przekazał i ja nawiązałem kontakt z Damienem. Okazało się, że polskie korzenie ma jego babcia, pani Józefa Bierła, która jednak urodziła się już we Francji. Co więcej, jego babcia już od pewnego czasu starała się o zdobycie polskiego obywatelstwa dla wnuka, ale za każdym razem w konsulacie otrzymywała negatywną odpowiedź. Mówiono jej: "Nie możemy pomóc, musiałaby pani pomieszkać 5 lat w Polsce, wtedy dałoby radę". Ja szansę widziałem, ale wiedziałem też, że nie obejdzie się bez zaangażowania we wszystko Kancelarii Prezydenta RP.
Fogiel z babcią Damiena Perquisa
- Czemu aż tak bardzo w to wszystko się pan angażował?
- Bo wiedziałem, że Perquis to bardzo solidny piłkarz. Obrońca, jakich w Polsce nie ma.
- Nie ma?
- To niech pan wymieni mi kogoś, kto na tej pozycji grałby od niego lepiej.
- Michał Żewłakow.
- Ale Michał ma swoje lata. Poza tym grał w Lidze Europy, pamiętam mecz Legii z PSV Eindhoven. On tam popełniał błędy. A Damien został wychowany przez szkołę francuską. Dużo na boisku myśli, potrafi antycypować grę. Nie jest już tym piłkarzem co kiedyś, który za dużo się rzucał i był ogrywany. Poza tym mało kto w Polsce wie, że on, podobnie jak Michał, ma cechy przywódcze. Jak tuż przed meczem robi się takie kółko, by wzajemnie się motywować, to on najczęściej nawołuje kolegów do walki. W kadrze też może tak być, tym bardziej im lepiej będzie mówił po polsku.
- Z tym ostatnim na razie idzie mu słabo.
- Oni obaj uczą się polskiego, mają prywatnych nauczycieli. Ale w wypowiedziach pomeczowych są hamowani lękiem, po prostu bardzo boją się, że zrobią jakiś błąd. Zresztą język polski jest dla Francuza bardzo, bardzo trudny. I na odwrót. Mówi pan po francusku?
- Jako tako.
- Uważa pan ten język za łatwy do nauczenia?
- Na pewno nie. Zwłaszcza gramatyka jest dość karkołomna.
- No więc widzi pan.
- Jan Tomaszewski od dłuższego czasu nie może pogodzić się z obecnością Perquisa w kadrze. Nazywa go odpadem, piłkarskim śmieciem. Takie słowa w ogóle należy jakoś komentować?
- Ja się znam z Jankiem, mogę nawet powiedzieć, że się lubimy. Byłem wtedy na Wembley, gdy on tak fantastycznie bronił. On ma prawo mieć taki a nie inny swój punkt widzenia, zresztą jest teraz w polityce, a tam zwroty takie jak ten albo jeszcze gorsze są na porządku dziennym. Gorzej mówi Niesiołowski, gorzej mówi Palikot. Tak więc, czego tu wymagamy?
- Damien słyszał te słowa?
- Tak i nie ukrywał, że bardzo go zabolały. Wie pan, to jest wrażliwy chłopak, lubiący życie rodzinne. A te słowa Tomaszewskiego były też we francuskich mediach, bo one lubią takie mocne, sensacyjne wiadomości. Ja z Damienem rozmawiałem nawet przedwczoraj. On mi cały czas powtarza, że na boisku chce udowodnić, że jest tej reprezentacji potrzebny. Że pewni ludzie się mylą. I myślę, że zwłaszcza w dwóch ostatnich meczach kadry to właśnie pokazał.
- Po strzeleniu gola ze Słowacją wykonał dziwny gest, pokazywał na łokieć. Chciał zagrać na nosie sceptykom?
- Nie, pytałem go o to. Powiedział, że chciał po prostu pokazać, że z jego ręką jest dużo lepiej. Że nawet jakby się na boisku przewrócił i upadł na łokieć, wszystko z nim byłoby OK.
- O kadrze Smudy często mówi się, że jest tworzona koniunkturalnie.
- Nie za bardzo rozumiem.
- Chodzi o to, że w celu osiągnięcia sukcesu tu i teraz, na tym konkretnym turnieju, bierze się piłkarzy z zagranicy, mających związek z Polską. Zamiast myśleć długofalowo i stawiać na młodych Polaków.
- Mnie razi sytuacja, gdy sportowcy stają się obywatelami państw, których reprezentować nie powinni. Ale niech pan spojrzy na dzisiejszy świat. Na nim nie ma już takich czystych obywateli. Był kiedyś taki piłkarz, nazywał się Goerge Bereta. W latach 70. 48 występów w kadrze, jedenaście razy jako kapitan. On się urodził we Francji, bo jego rodzice - Polacy - przybyli w okolice Saint-Etienne pracować na kopalni. Chłopak czuł się Polakiem. Gdy grali "Marsyliankę", on, mający na sobie opaskę kapitańską, po cichu odmawiał "Ojcze nasz".
- Mówi się też, że ani Obraniak ani Perquis wcale nie są tak lepsi od polskich piłkarzy.
- A niech pan mi pokaże, kto lepiej bije rzuty rożne od Obraniaka? A kto lepiej od Perquisa potrafi zagrać głową? Ważna jest tutaj rola Franciszka Smudy - on musi tym chłopakom dać pełne wsparcie, oni muszą wiedzieć, że trener ufa im na sto procent.
- Pan się podobno pokłócił z trenerem Smudą.
- Ja nic do niego nie mam. Po prostu Smuda się na mnie obraził. Po tym, jak Perquis dostał obywatelstwo dzięki pomocy prezydenta Komorowskiego zaczął opowiadać jakieś dziwne rzeczy, że ja się mieszam w sprawy polityczne. Poszło o mój wywiad, chyba dla "Gazety Wyborczej", w którym powiedziałem coś w stylu: "Jeśli zaangażował się w jego kampanię, to mógłby to wykorzystać". Szkoda, że Smuda tak się zachowuje. Że się obraża o takie duperele. Ale niech pan wyraźnie zaznaczy, że najważniejszy jest efekt. To, że Obraniak z Perquisem grają dla Polski.
- Ostatnio wiele mówi się o słowach Sola Campbella, który stwierdził, że angielscy kibice wrócą z Polski czy z Ukrainy w trumnie. Albo o materiale BBC, który ukazuje Polskę jako kraj rasistów. A jak o Euro 2012 mówi się we Francji?
- Na pewno nie ma takiej atmosfery grozy jak w Anglii. Tu jest większy dystans, ludzie mają świadomość, że z kilku migawek nie można stworzyć całości. Poza tym Francja też ma swoich ultrasów. Gdyby poszedł pan na mecz PSG z Olympique Marsylia, w promieniu kilometra od stadionu spotka pan ok.1500 policjantów. I co chwila kontrola. Kibole, ludzie tacy jakich niedawno widziałem chociażby na Widzewie, na pewno by na taki mecz nie weszli.
- W Polsce problemem jest brak zabezpieczeń?
- Byłem na meczu Polska - Meksyk, na Legii. Wychodzę ze stadionu a tam normalnie kilka metrów od obiektu swoją sobie samochody.
- To takie dziwne? Niebezpieczne?
- Oczywiście, że tak. We Francji to byłoby nie do pomyślenia. Tam policja ma obowiązek stworzyć jakąś wyizolowaną strefę, gdzie nikt nie może parkować. Bo inaczej niejako przyzwala kibolom na akty wandalizmu. Na kopanie, czy nawet podpalanie tych aut.
Jacques Lambert, prezes Euro 2016, zaprasza na turniej Lecha Wałęsę
razem z nimi T. Fogiel
- Co Polacy mogą pana zdaniem osiągnąć na Euro?
- Mamy trójkę z Borussii Dortmund, do tego jest Wojciech Szczęsny i Ludo Obraniak. Pięciu piłkarzy na europejskim poziomie. Do nich trzeba dołożyć resztę i odpowiednio poukładać te klocki. Ale moim zdaniem kluczowa dla tej reprezentacji będzie atmosfera. Pozytywna, radosna, może naszych ponieść daleko.
- Jak daleko?
- Widzę trzy drużyny, które są poza naszym zasięgiem. Niemców, Hiszpanów, Holendrów. Reszta? To zespoły, od których jesteśmy lepsi. Albo takie, z którymi jesteśmy w stanie powalczyć.
- Z Francją na turnieju raczej się nie spotkamy.
- A dlaczego nie? Niedawno na gali z okazji 80-lecia francuskiego piłkarstwa spotkałem się z prezesem tamtejszej federacji. Noelem Le Graetem. I wie pan co? Już na początku rozmowy umówiliśmy się na wspólne oglądanie półfinału Euro 2012. Meczu Polska-Francja.
Autorem zdjęcia z Wałęsą jest Janusz Halczewski. Pozostałe dwa pochodzą z prywatnego archiwum Tadeusza Fogiela.
Reklama.
Fogiel
o Perquisie
A Damien został wychowany przez szkołę francuską. Dużo na boisku myśli, potrafi antycypować grę. Nie jest już tym piłkarzem co kiedyś, który za dużo się rzucał i był ogrywany. Poza tym mało kto w Polsce wie, że on, podobnie jak Michał, ma cechy przywódcze. Jak tuż przed meczem robi się takie kółko, by wzajemnie się motywować, to on najczęściej nawołuje kolegów do walki.
Fogiel
o przyznawaniu paszportów:
Był kiedyś taki piłkarz, nazywał się Goerge Bereta. W latach 70. 48 występów w kadrze, jedenaście razy jako kapitan. On się urodził we Francji, bo jego rodzice - Polacy - przybyli w okolice Saint-Etienne pracować na kopalni. Chłopak czuł się Polakiem. Gdy grali "Marsyliankę", on, mający na sobie opaskę kapitańską, po cichu odmawiał "Ojcze nasz"