
- Postanowił pan działać.
- Czemu aż tak bardzo w to wszystko się pan angażował?
A Damien został wychowany przez szkołę francuską. Dużo na boisku myśli, potrafi antycypować grę. Nie jest już tym piłkarzem co kiedyś, który za dużo się rzucał i był ogrywany. Poza tym mało kto w Polsce wie, że on, podobnie jak Michał, ma cechy przywódcze. Jak tuż przed meczem robi się takie kółko, by wzajemnie się motywować, to on najczęściej nawołuje kolegów do walki.
- Z tym ostatnim na razie idzie mu słabo.
- Tak i nie ukrywał, że bardzo go zabolały. Wie pan, to jest wrażliwy chłopak, lubiący życie rodzinne. A te słowa Tomaszewskiego były też we francuskich mediach, bo one lubią takie mocne, sensacyjne wiadomości. Ja z Damienem rozmawiałem nawet przedwczoraj. On mi cały czas powtarza, że na boisku chce udowodnić, że jest tej reprezentacji potrzebny. Że pewni ludzie się mylą. I myślę, że zwłaszcza w dwóch ostatnich meczach kadry to właśnie pokazał.
- Nie, pytałem go o to. Powiedział, że chciał po prostu pokazać, że z jego ręką jest dużo lepiej. Że nawet jakby się na boisku przewrócił i upadł na łokieć, wszystko z nim byłoby OK.
Był kiedyś taki piłkarz, nazywał się Goerge Bereta. W latach 70. 48 występów w kadrze, jedenaście razy jako kapitan. On się urodził we Francji, bo jego rodzice - Polacy - przybyli w okolice Saint-Etienne pracować na kopalni. Chłopak czuł się Polakiem. Gdy grali "Marsyliankę", on, mający na sobie opaskę kapitańską, po cichu odmawiał "Ojcze nasz"
- Mówi się też, że ani Obraniak ani Perquis wcale nie są tak lepsi od polskich piłkarzy.
- Co Polacy mogą pana zdaniem osiągnąć na Euro?
- A dlaczego nie? Niedawno na gali z okazji 80-lecia francuskiego piłkarstwa spotkałem się z prezesem tamtejszej federacji. Noelem Le Graetem. I wie pan co? Już na początku rozmowy umówiliśmy się na wspólne oglądanie półfinału Euro 2012. Meczu Polska-Francja.