Andrzej Duda w kampanii wyborczej obiecywał pomoc kredytobiorcom, których wykańczał wysoki kurs franka szwajcarskiego. Wtedy kandydat PiS był za przewalutowaniem po kursie z dnia wzięcia kredytu. Ten konkret zastąpiło rozmyte pojęcie "sprawiedliwego kursu". Ale to najmniejszy problem tego projektu.
"Ja osobiście jestem zwolennikiem przewalutowania tych kredytów po kursie z dnia, kiedy były te umowy zawierane" – mówił w maju, na dwa dni przed drugą turą wyborów, ówczesny kandydat PiS Andrzej Duda. Teraz, pięć miesięcy po zaprzysiężeniu, jego urzędnicy pokazują projekt ustawy, która ma być realizacją tej obietnicy.
Złamana obietnica Dudy
Nie jest. Bo projekt nic nie mówi o przewalutowaniu według kursu z dnia wzięcia kredytu. Co więcej, prezydencki minister Maciej Łopiński stwierdził, że takie rozwiązanie byłoby niesprawiedliwe. Tym samym wprost skrytykował pomysł swojego szefa. To już kolejna obietnica złożona przez przedstawicieli PiS, która dobrze wyglądała tylko w kampanii. Kiedy przychodzi do konkretów, nie jest już tak różowo.
Jednak prawdziwym kuriozum jest to, że Kancelaria Prezydenta właściwie strzela na ślepo. Bo sami urzędnicy nie mają pojęcia, jakie będą skutki projektu dla gospodarki, budżetu i systemu finansowego. Dlatego projekt nie trafia jeszcze do Sejmu, tylko najpierw zostaje wysłany do Komisji Nadzoru Finansowego, która ma zamiast urzędników Dudy policzyć koszty zmian.
Brak konsultacji
To absolutne kuriozum, bo ludzie prezydenta wymyślili jakiś system (o jego szczegółach za chwilę), ale nie wiedzą, czy da się go wdrożyć. Bo przecież Pałac Prezydencki nie jest zawieszony w próżni, gospodarka to działający mechanizm, gdzie każde przykręcenie lub poluzowanie śrubki ma kolejne konsekwencje.
Co więcej, prezydencki projekt był tworzony głównie we współpracy ze stowarzyszeniami kredytobiorców (frankowiczów) – urzędnicy spotkali się z nimi osiem razy, a z bankowcami tylko dwukrotnie. O zdanie pytano też przedstawicieli Ministerstwa Finansów, ale jak mówił minister Łopiński nie jest to projekt skonsultowany z resortem (to znaczy, że MF się pod nim nie podpisuje).
"To nieodpowiedzialne"
W pracach nad ustawą nie brał udziału ani Narodowy Bank Polski, ani Komisja Nadzoru Finansowego (dokumenty dopiero do niej trafią). Przygotowywanie ustawy mającej tak daleko idące konsekwencje bez zaczerpnięcia opinii tych instytucji to szczyt nieodpowiedzialności albo złej woli. Nie wiem, które jest gorsze.
– To nieodpowiedzialne, grozi dezinformacją i paniką – mówi w rozmowie z naTemat Marek Szpręga, ekonomista. – Sądzę, że temat kondycji polskiego sektora bankowego jest zbyt istotny na takie ruchy i zapowiedzi. Na dziś tak naprawdę wiemy za mało, by szacować skutki tej regulacji, co tylko odstrasza kolejnych inwestorów z rynku i powoduje naturalnie reakcję sprzedaży akcji banków – dodaje.
32 mld strat
Ale pomimo braku konkretnych wyliczeń urzędnicy prezydenta zapewniają, że wszystko będzie dobrze. – Ustawa będzie korzystna dla gospodarki, bo ludzie zaoszczędzą na ratach, a to podniesie konsumpcję – przekonywał Maciej Łopiński. Ale to zawsze gra o sumie zerowej. Kto straci? Banki. Ile? Nie wiadomo. mBank Research szacuje, że może to być nawet 32 miliardy złotych.
Jednak prezydenccy urzędnicy zaklinają rzeczywistość. – Trudno mówić o stratach, bo filozofia tej ustawy jest inna. Mówimy o korzyściach banków, które nie zostaną zaksięgowane – przekonywał Maciej Łopiński. Choć banki same są sobie winne, bo miały dość czasu na wynegocjowanie bardziej korzystnego dla siebie mechanizmu – zdaje się mówić w komunikacie Komisja Nadzoru Finansowego.
Szydło: Temat jest trudny
Znacznie bardziej sceptyczne jest Ministerstwo Finansów, które mówi o konieczności dopracowywania prezydenckiego projektu i skonsultowaniu go z instytucjami odpowiedzialnymi za politykę monetarną i budżetową. – Andrzej Duda spełnił obietnicę, choć nie jest to łatwa ustawa – przyznała Beata Szydło na konferencji prasowej. – Temat jest trudny, skomplikowany, dotyczy istotnej rzeczy dla tysięcy ludzi, będziemy nad nim pracować.
Może do tego czasu prezydenccy urzędnicy wymyślą też jak wytłumaczyć mechanizm zmian społeczeństwu, bo na konferencji prasowej były z tym spore problemy. Pierwsza część ustawy przewiduje zniesienie spreadu, czyli różnicy między kursem waluty obcej a ceną jej sprzedaży (to zarobek banku, swoista opłata za wymianę walut). Druga część jest znacznie bardziej skomplikowana. Dla każdego kredytobiorcy będzie wyliczane coś, co urzędnicy Andrzeja Dudy nazwali "sprawiedliwym kursem".
"Sprawiedliwy kurs"
Klient banku będzie mógł zdecydować, czy chce po takim kursie spłacać resztę zadłużenia (nie będzie możliwości powrotu do płynnego kursu). Z wyjaśnieniem sposobu wyliczania tego "sprawiedliwego kursu" problem mieli nawet urzędnicy Kancelarii Prezydenta, ale przykład w kilku wariantach pokazuje powyższa grafika. Wkrótce na stronach Kancelarii ma się pojawić kalkulator (poniżej), który pokaże, jaki byłby ten "sprawiedliwy kurs" dla konkretnego kredytu.
– Wokół tego mechanizmu jest wiele znaków zapytania – mówi Marek Szpręga, ekonomista. – Niepokojącą informacją jest wskazanie, że kurs sprawiedliwy, wynikający z mechanizmu ma być stały i niezmienny, co przerzuca de facto całe ryzyko na bank, niezależnie od wysokości kursu sprawiedliwego – wskazuje ekonomista.
Kłopoty banków na horyzoncie
Zdaniem naszego rozmówcy Andrzej Duda obiecuje gruszki na wierzbie. – Pan prezydent zapewnia, że nie pozwoli, by kredytobiorcy we franku mieli korzystniejsze warunki niż kredytobiorcy w złotych, co w przypadku ustalenia stałego niezmiennego kursu jest niemożliwe do zapewnienia – alarmuje nasz rozmówca. – Należy się też zastanowić, ile zapłacą pozostali kredytobiorcy i klienci banku w dodatkowych kosztach, wynikających z nowych przepisów i na ile to pogorszy ich sytuację względem frankowiczów – dodaje.
A to oznacza jedno: kłopoty branży bankowej. – Sądzę, że proponowana ustawa może tylko wzmocnić przeceny banków na giełdzie i dalej obniżyć ich notowania, już mocno przecenione po wprowadzeniu podatku bankowego – mówi Marek Szpręga, ekonomista. – Indeksy banków już zareagowały i ten trend pewnie w najbliższym czasie się nie odwróci – dodaje.
Pobożne życzenia
Ustawa może wpłynąć nie tylko na banki i na giełdę, lecz także na budżet. – Nadeszły trudne czasy dla banków, co niestety może skutkować w skali mikro wyższymi kosztami dla konsumentów i w skali makro spowolnieniem akcji kredytowej, co przy obecnym poziomie stóp procentowych i deflacji może spowolnić wzrost gospodarczy w Polsce. W tym świetle, prognozy rządu do budżetu wydają się coraz mniej prawdopodobne a nowelizacja budżetu coraz pewniejsza – ocenia nasz rozmówca.
Ekonomista nie przewiduje, by ustawa doprowadziła do upadku któregoś z banków, ale prawdopodobne jest przerzucenie kosztów na klientów. Bo to, co pokazali urzędnicy Andrzeja Dudy to w istocie jedno wielkie wyciągnięcie pieniędzy z banków i włożenie ich w kieszenie kredytobiorców, którzy głosowali na kandydata PiS. Możliwe jednak, że ostatecznie ustawa będzie wyglądała zupełnie inaczej. Wszak teraz to zbiór pobożnych życzeń urzędników prezydenta.