Kolejny etap ugruntowywania rządów Grzegorza Hajdarowicza w "Rzeczpospolitej". Biznesmen został prezesem spółki wydającej gazetę a jego żona zastępcą. Do zarządu trafił też były dyrektor zarządzający "Telepizzy". Kim jest człowiek, który przebojem wszedł do czołówki polskiego rynku medialnego?
Według nieoficjalnych informacji "Presserwisu", Hajdarowicz nie był zadowolony z przedłużającej się restrukturyzacji spółki i dlatego zdecydował, że osobiście włączy się do bieżącego zarządzania firmą
Pochodzi z Opola, ale od młodych lat związany jest z Krakowem. To tam ukończył politologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Również w pod Wawelem zaczynał przygodę z mediami, co było pochodną jego antysystemowej działalności. Jako członek Konfederacji Polski Niepodległej był drukarzem w podziemnej drukarni. Później w Nowym Jorku, dokąd wyjechał u schyłku komuny, był zastępcą naczelnego polonijnego tygodnika. Z kolei po powrocie do Polski pracował w lokalnym dzienniku. Został też członkiem rady miasta.
Przedsiębiorca
Wtedy też, na fali boomu ekonomicznego początku lat 90., wszedł w biznes. Założył Gremi, która z dystrybutora leków po kilku latach przerodziła się w holding inwestycyjny. Dziś kontroluje kilka firm, które giełda wycenia na ponad 100 milionów złotych, choć ich aktywa są pięciokrotnie wyższe. Sugeruje to, że inwestorzy nie ufają zbytnio Hajdarowiczowi. Nie przekonują też wyniki finansowe - dwie z trzech firm przyniosły straty. Jednak biznesmen konsekwentnie zmierza do kolejnych celów.
Ponownie wszedł w świat mediów, gdy w sierpniu 2009 roku kupił od spółki Edipresse tygodnik "Przekrój" i miesięcznik "Sukces". W rozmowie z "Newsweekiem" przekonywał, że to "poligon", który miał go przygotować do wypłynięcia na szersze wody, jakimi był zakup Presspubliki.
Wydawca
- To, co Hajdarowicz zrobił z "Przekrojem", jest masakrą, zniszczył potencjał tego pisma. Gdy przejął wydawnictwo zaczęło się ręczne sterowanie - mówi nam była pracowniczka pisma. - Wydaje mi się, że teraz ma problem, bo jego koncepcja się nie sprawdziła a nie może zamknąć pisma z taką tradycją - ocenia nasza rozmówczyni. W jej ocenie biznesmenowi brakuje medialnego wyczucia i świadomości, że w mediach nie działają reguły zaczerpnięte z biznesu. W jej opinii dowodem na to jest wydawanie przez niego dwóch tygodników o skrajnie odmiennym profilu. Biznesowe są też metody działania Hajdarowicza w mediach. Swoje rządy w "Przekroju" rozpoczął od głębokiej restrukturyzacji. Jednak rozmowy ze zwalnianymi pracownikami zawsze przeprowadzali jego współpracownicy.
Równie twarde rządy zaprowadził w Presspublice. Choć przychodził z planami rewolucji, ale i tu również zaczął od restrukturyzacji. Najpierw zmienił redaktora naczelnego flagowego okrętu spółki, czyli dziennika "Rzeczpospolita". Następni byli zastępcy naczelnego i kierownicy działów. Zamknął "Życie Warszawy", które Presspublica kupiła kilka lat wcześniej. Najbardziej znani publicyści - w tym Bronisław Wildstein, Rafał Ziemkiewicz, Piotr Zaremba i Piotr Semka - przeszli z "Rzeczpospolitej" do również należącego do wydawnictwa tygodnika "Uważam Rze".
Specjalista od restrukturyzacji
- Mam takie wrażenie, że Hajdarowicz kupił "Przekrój", by go zrestrukturyzować, tak jak robi to z każdą firmą - mówi w rozmowie z naTemat Jacek Kowalczyk, były naczelny tygodnika, dziś redaktor wydań w "Polityce". Z biznesmenem pracował kilka miesięcy, później odszedł nie godząc się ze zmianami przez niego wprowadzanymi. - Nie dowiedziałem się zbyt wiele o mediach od nowego właściciela. Jego koncepcje były potoczne, ogólne i niezbyt nowatorskie. To odbiło się na kondycji pisma, na pracy zespołu - dodaje.
Potwierdza też opinię, że dla Hajdarowicza media to firma jak każda inna. - Jako człowiek od wielu lat pracujący w mediach uważam, że to szczególny rodzaj firmy. Hajdarowicz ma inne zdanie. Mówi o przyszłości, ale to nie przeradza się w czyny. Z jednej strony mówi o nowych technologiach, z drugiej zmniejsza wydatki na inwestycje, zwalnia ludzi, obniża wynagrodzenia i pogarsza warunki pracy. Myślę, że to nie są dobre kroki - ocenia były naczelny "Przekroju". Dodaje też, że dużym problemem we współpracy z biznesmenem jest jego duża konsekwencja, by nie powiedzieć upartość. Liczne rozmowy jakie przeprowadzał ze współpracownikami nie przynosiły praktycznie żadnej zmiany, a prezes realizował to, co sobie wcześniej założył.
Wynikiem jego niezwykłej konsekwencji jest też zakup "Przekroju". Biznesmen starał się o przejęcie czasopisma już w 2002 roku, ale ubiegło go szwajcarskie Edipresse. Później wielokrotnie składał im ofertę i wreszcie trzy lata temu udało mu się. Według Kowalczyka biznesmen traktuje to jako "dobro rodowe i prezent".
Miłośnik Ameryki Południowej
Jego pasją jest Ameryka Południowa. W Brazylii Hajdarowicz ma ogromną plantację palm kokosowych z 6,5-kilometrowym odcinkiem plaży. - Słyszeliśmy o niej na dosłownie każdym spotkaniu redakcyjnym - mówi nasza rozmówczyni. W poglądach na gospodarkę ma wiele wspólnego z innym znanym miłośnikiem Ameryki Południowej, Wojciechem Cejrowskim. Obaj są skrajnymi wolnościowcami i sprzeciwiają się ingerencji państwa w wolność gospodarczą. Obaj też ostro krytykują Unię Europejską. Wydaje się, że daleko mu też do europejskich standardów pracy. - Kultura pracy w redakcji była bardzo niska, mam nadzieję, że na jego plantacji jest lepiej - podsumowuje nasza rozmówczyni.