Polityka to zawsze ostra gra, żadna ze stron nie cofa się nawet przed najbardziej absurdalnymi sposobami ataku na konkurencję. Do stałego repertuaru należy zarzucanie poprzednikom rozrzutności i wydawania środków publicznych na luksusy. PiS atakuje więc poprzedniego szefa Policji za zbyt duże wydatki na remont gabinetu, a Antoni Macierewicz pokazuje w Sejmie zdjęcia alkoholi znalezionych w Centrum Kontrwywiadu NATO.
W Komendzie Głównej Policji "było Bizancjum" – alarmował nowy szef Policji inspektor Zbigniew Maj. I zabrał dziennikarzy na wycieczkę po gabinecie wyremontowanym za czasów swojego poprzednika. Przypominało to wycieczki po opuszczonej willi Wiktora Janukowycza. Ale ona została zbudowana ze skradzionych społeczeństwu pieniędzy, a przepych był tak ogromny, że pokazanie tego mediom i opinii publicznej było jak najbardziej uzasadnione.
Zbyt bezpiecznie
A co pokazał dziennikarzom inspektor Maj (filmik tutaj)? Salę konferencyjną, w której jego zdaniem niepotrzebnie zainstalowano kamery i sprzęt nagrywający. Poprzedni szef Policji tłumaczył, że to sala do wideokonferencji z komendantami wojewódzkimi i szefami jednostek podległych Komendantowi Głównemu Policji.
Poza tym zdaniem Zbigniewa Maja gabinet niepotrzebnie wyposażono w wysokiej klasy zabezpieczenia przeciwpodsłuchowe. Fakt, że coś takiego mówi człowiek, który od rządzi Policją jest zatrważający. Bo o ile ujawnienie planów posterunkowego z Białowieży pewnie nie zagrozi bezpieczeństwu państwa, to już przeciek na temat planów Centralnego Biura Śledczego Policji może.
Czysty jak komendant
Inspektorowi Majowi nie podobało się też, że poprzednik miał zaplecze z łazienką i prysznicem. To tak żałosny zarzut, że aż szkoda go obalać, ale dobrze. Polityk czy szef jakiejkolwiek instytucji, podobnie jak menadżerowie, czasami są pod dużą presją, a to powoduje u ludzi wydzielanie potu. Bywa, że kilka godzin później trzeba spotkać się z gośćmi z zagranicy czy pojechać na oficjalną uroczystość. Jeśli inspektorowi Majowi zły zapach nie przeszkadza, to można tylko współczuć jego współpracownikom i interesantom.
Przez cały czas Majowi towarzyszył wyraźnie zadowolony wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński, były wiceprezes PiS. Zdaniem ministra, w Policji dochodziło do nadużyć. ‒ Wierzę moim ministrom – odpowiedziała tylko pytana o sprawę Beata Szydło.
Antoni na tropie
Tropienie rzekomej rozrzutności i rozpasania obyczajów to generalnie domena resortów siłowych. Podobną drogą poszedł Antoni Macierewicz, który uzasadniał nocny rajd na Centrum Kontrwywiadu NATO. Tłumaczył, że w jednostce dochodziło do libacji alkoholowych. Co więcej, na dowód pokazał nawet zdjęcia alkoholi, które znaleziono w siedzibie Centrum. Błyskawicznie podchwyciły je prawicowe media.
Choć nie jestem zwolennikiem picia alkoholu w pracy, politycy PiS nie powinni zgrywać niewiniątek. Alkohol w polityce był, jest i będzie. Dlatego dość pochopne było ze strony współpracowników Beaty Szydło wypuszczanie do mediów rzekomo skandalicznej informacji o 350 butelkach wódki, które zostały w Kancelarii Premiera po Ewie Kopacz. I to w tzw. magazynie upominków, a nie w gabinecie poprzedniej szefowej rządu.
Obosieczna broń
Ale takie delikatne (albo i wprost) sugerowanie nadużywania alkoholu przez przeciwników politycznych to przecież nie nowość i nie domena PiS. Choć akurat w tej kwestii politycy i zwolennicy partii rządzącej powinni być bardziej wstrzemięźliwi, bo sami oburzali się, gdy Janusz Palikot eksploatował medialnie sprawę zakupu tzw. małpek do samolotu Lecha Kaczyńskiego.
Bo politycy PiS nie są wcale mniej podatni na zepsucie władzą i bardziej wstrzemięźliwi w korzystaniu z jej uroków od swoich poprzedniku, choć udało im się wmówić dużej części społeczeństwa, że tak właśnie jest. Tymczasem minęły dopiero dwa miesiące od objęcia władzy przez PiS, a tabloidy już donoszą o tym, że politycy partii rządzącej bawili się na zakrapianej imprezie, a później byli odwożeni do domów przez rządowe i sejmowe limuzyny.
Jasne, trzeba politykom patrzeć na ręce. Każda władza deprawuje. Ale doszukiwanie się afery tam, gdzie jej nie ma i eksploatowanie mocno sugestywnych klisz to po prostu cios poniżej pasa. A przecież kiedyś do gabinetów zajmowanych dzisiaj przez polityków PiS wejdą ich polityczni konkurenci. Oni też mogą odczuwać pokusę, by pokazać mediom co tam znaleźli.