
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja, kiedy PRL siedzi w głowach rządzących polityków, czemu dają wyraz nie tylko w czynach. Słowna wpadka posła Piotrowicza z uwagi na jego czarną kartę z przeszłości jest tak dobitna w swej wymowie, że opozycja nie mogła nawet marzyć o lepszym prezencie.
Freud byłby dumny z przejęzyczenia Piotrowicza
Jego sposób myślenia o świecie jest PRL-owski, nie zna zasady "obie strony wygrywają", zawsze musi wygrać jedna strona. Żyje w przeszłości, dla niego przed chwilą się skończyła II wojna światowa, jedynym sojusznikiem mogą być USA. Jakby nie zauważył, że jest Unia Europejska. Boi się Unii, nie rozumie. Nie pojmuje, że ludzie rozmawiają, nie zgadzają się ze sobą, szukają kompromisów, ucierają stanowiska. Jest z innej, przemijającej epoki.
Zdaniem Witolda Szabłowskiego, autora książki "Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem", trudno mówić o "oskarżaniu" o PRL-owską mentalność. W niektórych głowach ona po prostu tkwi. – To nie jest tak, że Piotrowicz czy Kaczyński specjalnie tęsknią za PRL-em. Ale ich kalki językowe, ich "twarde dyski", sposób myślenia pochodzą z czasów PRL – mówi dziennikarz.
Rządzący nie dowierzają w możliwości intelektualne społeczeństwa. Było to typowe również dla mentalności ludzi rządzących PRL-em.
Dla młodych Polaków PRL wydaje się być (czasem nawet niepokojąco) atrakcyjny. Kojarzy się przede wszystkim z modnymi dziś gadżetami - butami relax, czy przeżywającymi drugą młodość słuchawkami unitra. Ale zdaniem socjologa Tomasza Sobierajskiego, ani moda na PRL, ani przejęzyczenie posła Piotrowicza nie są groźne. Groźne są ustawy, które cofałyby nas do tamtych czasów.
Napisz do autora: krzysztof.majak@natemat.pl