Ministerstwo zdrowia stało się ostatnio powodem niewybrednych żartów. Po tym, jak poprzednia ekipa rządząca wypowiedziała wojnę szkolnym drożdżówkom wydawało się, że resort zdrowia będzie ostrożniej podejmował decyzje, a jego pracownicy będą ważyć słowa. Jarosław Pinkas, wiceszef ministerstwa zdrowia, nie dba jednak o powściągliwość. Niedawno zapowiedział, że rozprawi się z obcisłą bielizną i podgrzewanymi fotelami w autach. Wszystko w ramach podbijania statystyk urodzeń w Polsce. Wiceminister powiedział to na serio, ale nikt nie potraktował tego poważnie.
Wiceminister zdrowia chce więcej dzieci
– Może dla niektórych "moda na dziecko” brzmi zabawnie, ale problem zdrowia prokreacyjnego jest poważny. Począwszy od takich zagadnień, jak korzystanie przez chłopców z laptopa położonego na kolanach, noszenie zbyt obcisłej bielizny czy podgrzewanie siedzeń w samochodzie. Nawet takie rzeczy wpływają na zdrowie. Wiele osób tego nie wie lub to bagatelizuje, a skutki bywają poważne – powiedział minister Pinkas w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną".
W tym samym wywiadzie wiceszef zdrowia tłumaczy, że ministerstwo chce wziąć mężczyzn i ich niezdrowe nawyki na celownik, ponieważ to właśnie panowie, a nie panie "są trudniejsi we współpracy niż kobiety". Zdaniem Pinkasa, mężczyźni mniej też dbają o swoje zdrowie i w ogóle - mniej się o nich mówi w kontekście zdrowego trybu życia. A przecież - jak dalej dowodzi minister - mężczyźni również cierpią na niepłodność, coraz częściej wykrywa się u nich patologię nasienia, a to z kolei na pewno jest jedną z przyczyn niższej dzietności w kraju. Pinkas na samej diagnozie sytuacji jednak nie poprzestaje i twierdzi, że można się temu zjawisku przeciwstawić. Jak?
Przestrzeganie przed obcisłą bielizną i podgrzewanymi fotelami, z dużym prawdopodobieństwem znajdą się więc w planach wiceministra na podreperowanie kiepskich wyników urodzeń. Wiceszef zdrowia poczynił już zresztą pierwsze kroki.Pod koniec grudnia powołał specjalny zespół, który opracuje projekt dotyczący zdrowia prokreacyjnego Polaków. Wśród członków komisji, których ministerstwo zaprosiło do współpracy w charakterze ekspertów, znaleźli się lekarze, pracownicy naukowi i przedstawiciele organizacji pozarządowych. Wśród tej ostatniej grupy jest Paweł Woliński z Fundacji Mamy i Taty.
Zespół mający opracować strategię działania spotkał się do tej pory tylko raz - niebawem jest kolejne spotkanie, ale wypowiedź ministra o ciasnej bieliźnie męskiej i tak przysporzyła tej inicjatywie sporego rozgłosu. Na razie nie wiadomo dokładnie, na jakich działaniach skoncentruje się ministerstwo i jak będzie zachęcać Polaków do rodzenia dzieci i przeciwdziałania problemom z płodnością, ale w pewnych środowiskach już te mgliste zapowiedzi, w połączeniu z likwidacją Rządowego Programu Leczenia Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego, budzą pewien opór.
Polityka luźnych majtek?
Swojego rozczarowania polityką ministerstwa zdrowia nie kryje m.in. Barbara Szczerba ze Stowarzyszenia na Rzecz Leczenia Niepłodności i Wspierania Adopcji "Nasz Bocian". Zdaniem Szczerby, resort zdrowia rozmienia się na drobne i zamiast sensownych rozwiązań, proponuje naprotechnologię i dyskusyjną profilaktykę. – Nie tędy droga – mówi wprost.
Poza tym, wiceprzewodnicząca zarządu stowarzyszenia uważa, że w pewnych przypadkach tzw. wspomagany rozród nie zastąpi profilaktyki i lansowanej przez ministerstwo zdrowia naprotechnologii.
– Są sytuacje, w których nie zastąpimy wspomaganego rozrodu żadną metodą pośrednią. Przykład? Jeśli każemy kobiecie pozbawionej jajowodów np. jeść zdrowo, to przecież one nie odrosną! Tak samo jest z naprotechnologią. Ona też nie zastąpi skutecznie wspomaganego rozrodu. Oczywiście, często pada argument, że metoda in vitro nie leczy. My jesteśmy innego zdania. Cel zostaje osiągnięty. Rodzą się dzieci, i właśnie o to chodzi – uważa Szczerba.
Podobnego zdania jest prof. dr hab. Sławomir Wołczyński, ginekolog położnik i były prezes Polskiego Towarzystwa Medycyny Rozrodu. Zdaniem specjalisty, profilaktyka proponowana przez wiceszefa resortu zdrowia, woła o pomstę do nieba. – W leczeniu niepłodności nie ma profilaktyki! – mówi. – I noszenie luźnych gatek nic tu nie zmieni – dodaje.
Zapowiedzi wiceszefa resortu zdrowia mogły napędzić też stracha producentom i sprzedawcom męskiej bielizny. I choć tę ewentualność należy traktować z przymrużeniem oka, to przecież oni powinni być całą sprawą żywo zainteresowani. Męska branża bieliźniarska jest u nas w powijakach, ale jak przyznaje Adrian, marketing manager z firmy, której nazwa nie pozostawia złudzeń, co do charakteru jej działalności, panowie coraz świadomiej kupują bieliznę.
Pracownik "Męskich Gaci" sprzedających męską bieliznę, wie, co w modzie bieliźniarskiej piszczy. – Slipy, bokserki i tzw. zapaśniczki - to najchętniej kupowane dzisiaj produkty – mówi nam Adrian. Co myśli o pomyśle ministerstwa zdrowia? – Jestem zaskoczony, ale naszych klientów raczej to nie ruszy – przyznaje ze śmiechem. Ale czy rzeczywiście jest się z czego śmiać, skoro wiceszef resortu zdrowia, zamiast proponować poważną debatę odnośnie dzietności, rzuca mimochodem uwagę na temat przyciasnych majtek?
Temu można zapobiec w niektórych przypadkach. Jest jeden warunek – trzeba działać za młodu. Dzięki odpowiedniemu stylowi życia, odpowiedniej diecie da się temu zapobiec, ale o tym należy myśleć dużo wcześniej przed przystępowaniem do planów prokreacyjnych.
Paweł Woliński z Fundacji Mamy i Taty, członek zespołu ds. prokreacji przy resorcie zdrowia
Wypowiedź ministra odnośnie ciasnej bielizny mogła na pewno wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Myślę, że to dosyć niefortunna wypowiedź, której wagi bym jednak nie przeceniał. Trudno mi się do niej odnieść, bo przyznam, że nie czytałem całości. Ale odnosząc się do merytorycznych przesłanek - trudno nie zgodzić się z tym, że bardzo różne czynniki mają wpływ na płodność. Ale w ogóle, tutaj przydałby się dystans. Nie spodziewam się raczej ogólnonarodowej kampanii promującej luźne majtki.
Barbara Szczerba, Stowarzyszenie "Nasz Bocian"
Profilaktyka i edukacja jest wskazana, ale to nie może być fundamentem w rozwiązywaniu problemu niepłodności. Jeśli zamiast metody in vitro zakażemy siadania na podgrzewanych fotelach, albo noszenia obcisłej bielizny, to co to za leczenie? Poza tym, to może wydać się kontrowersyjne, ale - wszyscy znamy osoby, które np. palą, albo siadają na tych podgrzewanych fotelach i mają dzieci. Także nie do końca o to chodzi, żeby teraz sprowadzać dyskusję o leczeniu niepłodności do ciepłych foteli.
Prof. dr hab. Sławomir Wołczyński, ginekolog położnik
Obniżenie temperatury okolicy jąder, nie wpływa na jakość samej spermy i z tego punktu widzenia, taki rodzaj profilaktyki w obliczu wyzwania, jakim jest niepłodność, wydaje się mało użytecznym narzędziem. A jeśli ministerstwo zdrowia tego nie wie, odsyłam do rekomendacji MENSA. Padają tam wzmianki o tym, że obniżenie wysokiej temperatury i noszenie luźnych spodni czy bielizny, nie poprawia parametrów spermy. Jestem zwolennikiem hipotezy mówiącej o tym, że niepłodność kształtuje się już w ciąży. Także luźne majtki są może niezłym pomysłem, ale bardziej w kontekście komfortu chodzenia samego właściciela takich gatek, ale płodności to nie poprawi. Możemy też wszędzie sprzedawać tylko takie luźne modele, ale powtarzam - to niczego nie zmieni, a problem z płodnością i tak pozostanie.