Już dzisiaj partyjni bossowie mają zbyt duży wpływ na wybory. I będą mieli jeszcze większy. A wszystko pod płaszczykiem... zmniejszenia partyjniactwa. Bo obok stworzenia 230 JOW-ów ma powstać 16 okręgów wojewódzkich, gdzie to lider partii będzie ustalał kolejność. A nasza rola zostanie zredukowana do wyboru partii, bez możliwości wskazania konkretnego kandydata.
Prawo i Sprawiedliwość przez lata kładło swoim zwolennikom do głów, że wybory w Polsce są fałszowane i dlatego partia przegrywa. Ale to się skończy, wkrótce można się spodziewać nie tylko zmian w Państwowej Komisji Wyborczej, ale też nowej ordynacji wyborczej, o czym pisaliśmy w naTemat.
Powrót do przeszłości Na stronach Sejmu można znaleźć projekt ustawy z 2006 roku, który teraz może zostać odświeżony. Co zakłada? Ustawa łączy w sobie zapisany w Konstytucji system proporcjonalny z Jednomandatowymi Okręgami Wyborczymi. Jeśli powtórzonoby rozwiązania sprzed dekady, 230 posłów miałoby być wybieranych w wymarzonym systemie Pawła Kukiza, a druga połowa z tzw. list wojewódzkich.
Przeprowadzając te zmiany Prezes upiecze kilka pieczeni. Po pierwsze kupi sobie sympatię Pawła Kukiza. To oczywiście nie rozwiązanie idealne, ale ten opozycyjno-koalicyjny klub mógłby się pochwalić sporym sukcesem. Być może jedynym w całej kadencji. Kukiz nie miałby problemu z wytłumaczeniem wyborcom, że lepiej się nie dało, bo opozycja blokuje zmianę konstytucji.
Gdzie jest granica?
Poza tym PiS miałoby łatwą możliwość zmieniania granic okręgów wyborczych. Tzw. gerrymandering to takie manipulowanie granicami okręgów, by zniwelować przewagę przeciwnika przez dołączanie do okręgu obwodów, gdzie samemu ma się więcej zwolenników. To tak, jakby do Warszawy, gdzie Jarosław Kaczyński przegrał z Ewą Kopacz, dołączyć np. wschodnie Mazowsze i jeszcze część Podlasia, gdzie wygrywa PiS.
Trzecią pieczenią, którą upiecze Prezes będzie wprowadzenie list wojewódzkich. Zamiast 41 okręgów wyborczych, gdzie kandydaci walczą o kilka-kilkanaście mandatów, będzie 16 okręgów. Dzisiaj oczywiście o tym, kto dostanie się do Sejmu, decyduje kolejność na liście, ustalana przez władze partii . W istocie robi to jednoosobowo jej szef, wystarczy przypomnieć wycięcie Marcina Mastalerka. Prezes dał ultimatum "on albo ja", więc de facto Rada Polityczna nie miała wyboru.
Zakulisowe rozgrywki
Z drugiej strony kandydaci ostro zabiegali o sympatię szefa, bo wiedzieli, że nawet jedno miejsce wyżej na liście może dać im mandat. Bo choć wyborcy głosują głównie na "jedynkę", to kandydaci dzięki dobremu miejscu i dobrej kampanii indywidualnej mogą przeskoczyć oczko wyżej, a dzięki temu lider listy wciągnie ich za sobą do Sejmu.
Jeśli skopiowanoby zapisy z 2006 roku. kampania indywidualna straciłaby na znaczeniu, bo o wszystkim decydowałaby kolejność na liście. Więc kampania wyborcza odbywałaby się jeszcze przed wyborami, a polegałaby głównie na kopaniu dołków pod konkurencją z partii. Ale to wszystko zakulisowe rozgrywki, wpływ obywateli na kształt Sejmu byłby jeszcze mniejszy niż dzisiaj.
Czołówka PiS "za"
Czy to realny scenariusz? Pod tamtym projektem podpisali się najważniejsi dzisiaj politycy PiS: premier Beata Szydło, marszałek Sejmu Marek Kuchciński (to on reprezentował grupę posłów przed Sejmem), wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Henryk Kowalczyk czy minister w Kancelarii Premiera i wiceprezes PiS Adam Lipiński.
Możliwe jednak, że dzisiaj ich zdanie się zmieniło, tak jak innych posłów podpisanych pod tamtym projektem. – Mam wątpliwości po tych 10 latach – mówi poseł Zbigniew Chmielowiec, pytany o listy wojewódzkie. Zdradza, że przekonał się za to JOW-ów, których był przeciwnikiem. Przekonuje jednak, że Prezes nie powiedział w Jachrance nic konkretnego.
Kukiz pomoże
Media donosiły, że Kaczyńskiemu nie podoba się, że dzisiaj kandydaci z tej samej listy są konkurentami. – To nie było dokładnie tak. Z tego, co ja zrozumiałem, to Prezes powiedział, że konkurencja z jednego powiatu jest zła – mówi poseł PiS.
Dodaje też, że ma wątpliwości co do konstytucyjności dwóch równoległych sposobów wybierania posłów. – Jeśli zmiana konstytucji nie będzie potrzebna, to pewnie ta ustawa zostanie przeprowadzona we współpracy jednym z klubów opozycyjnych. Wie pan, który mam na myśli. Natomiast jeśli zmiana Konstytucji będzie potrzebna, to nie widzę szans – mówi.
Trybunał nie przeszkodzi PiS
Zapomina, że przecież po to PiS przejęło Trybunał Konstytucyjny, by takie wątpliwości nie zaprzątały głowy posłów PiS. Nawet jeśli wątpliwości są, to Trybunał będzie się mógł nimi zająć dopiero "odkopani się" z zaległych spraw. A to może potrwać. Dlatego PiS nie będzie się spieszyło ze zmianą ordynacji.
Jeden z dawnych wyroków Trybunału zabrania zmian w dokumencie na pół roku przed wyborami. Dlatego jeśli zmiany nastąpią tuż przed tą graniczną datą, Trybunał pewnie i tak nie zdąży się nimi zająć. A nawet jeśli, to PiS ma mniejszość blokującą, wystarczy, że trzech sędziów wyłączy się z badania sprawy, i nawet zaskarżona ustawa będzie obowiązującym prawem (w Polsce mamy domniemanie konstytucyjności).
Bez pośpiechu (wyjątkowo)
Na razie więc politycy PiS bagatelizuję temat. – Nie mam jeszcze opinii w tej sprawie – przyznaje poseł PiS Arkadiusz Czartoryski, szef Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. To ona będzie się zajmowała projektem, kiedy trafi on już do Sejmu. Poseł przyznaje, że temat pojawił się podczas wyjazdowego posiedzenia klubu PiS w Jachrance, ale "na marginesie, jako sprawa poboczna".
Przyspieszenie prac nad nową ordynacją wyborczą oznaczałoby, że PiS liczy się z wcześniejszymi wyborami. Na razie jednak nic tego nie zapowiada, a zgodnie z planem nowych posłów mamy wybrać jesienią 2019 roku.
Opozycja "przeciw, a nawet za"
Opozycja na razie ogranicza się tylko do apeli, by nie było jak zwykle. Prosi, by umożliwić prace nad ustawą w normalnym trybie, a nie przepychać ją przez Sejm jak zmiany w Trybunale Konstytucyjnym czy mediach publicznych. I tak będzie, bo PiS nie musi się spieszyć. Co więcej, ordynacja mieszania to nie tylko pomysł PiS, podobne rozwiązania proponował Bronisław Komorowski.
Chciał się w ten sposób przypodobać elektoratowi Pawła Kukiza. Jednak kluczowe jest tutaj zastąpienie głosowania na konkretnych posłów głosowaniem na listy. Mimo tej zasadniczej różnicy partia rządząca może liczyć na poparcie klubu Kukiz '15.
Kukiz zadowolony
– Na razie nie ma oficjalnego stanowiska PiS, tylko niepotwierdzone informacje, ale te zapowiedzi nas cieszą – mówi w rozmowie z naTemat Jakub Kulesza, rzecznik Klubu Kukiz '15. – Te plany PiS są potwierdzeniem tego, że nasza działalność polityczna i edukacyjna odnosi sukcesy, skoro nawet tak niekorzystne dla partii rozwiązania są poddawane pod dyskusję – dodaje.
Polityk chwali zapowiedzi wprowadzenia 230 JOW-ów. – To rozwiązanie bliższe obywatelowi, które ten ciężar decyzyjny przenosi z prezesa czy przewodniczącego partii na obywateli – przekonuje Jakub Kulesza.
Naczelnik jeszcze bardziej
Co więcej poseł Kukiz '15 nie odrzuca z góry tzw. list wojewódzkich. – Obecne rozwiązanie niewiele się od tego różni, bo posłowie są wybierani głównie według kolejności na listach. Dlatego można dopuścić rozwiązanie, że w zamian za ciut gorsze od tego co obecnie, będzie połowa posłów wybieranych z JOW-ów – przekonuje. A więc głosy Kukiz '15 Kaczyński ma w kieszeni.
Zmiany w prawie wyborczym będą jedną z najważniejszych operacji, jakie Jarosław Kaczyński przeprowadzi w tej kadencji. Nie będzie to proste wyłączenie demokracji, tak jak nie zlikwidowano wprost Trybunału Konstytucyjnego. Ale zmiany znacząco osłabią głos obywateli i wzmocnią głos Prezesa. Naczelnik jeszcze bardziej będzie Naczelnikiem.