Debata o Polsce w Parlamencie Europejskim zapowiadała się na klęskę Beaty Szydło. Polska premier nie ma doświadczenia na arenie europejskiej, europarlament jest zdominowany przez sceptycznej jej ugrupowania, a do tego przeciwko niej przemawiają fakty. Ale wbrew oczekiwaniom szefowa rządu wyszła z debaty w Strasburgu z tarczą.
Beata Szydło wielokrotnie mówiła, o tym jak ważna jest dyskusja i jak bardzo jej rząd jest na nią otwarty. Eurokraci kochają takie zaklęcia, nawet jeśli zdają sobie sprawę, że później nic z nich nie wynika. Nie była tak butna, jak jej ministrowie Waszczykowski i Ziobro, choć nie korzyła się przed Parlamentem Europejskim. Kilkakrotnie zaznaczyła, że debata i procedura Komisji Europejskiej nie powinny mieć miejsca, ale z szacunku dla instytucji bierze w nich udział.
Wykorzystać niewiedzę
Szydło miała też doskonałą świadomość, że jej audytorium nie ma szczegółowej wiedzy o tym, co dzieje się w Polsce. Dlatego płazem uszły jej takie przekłamania, jak mało merytoryczne, ale widowiskowe zwrócenie uwagi, że w Sejmie widzowie mogą wyrażać emocje (choć to nieprawda). Stwierdziła też, że Polska przyjęła milion uchodźców z "ogarniętej wojną Ukrainy", choć ONZ nie nadała im takiego statusu – to zwykli imigranci ekonomiczni.
Debata o Polsce była w dużej mierze debatą o Unii, dlatego eurosceptycy bronili prawa rządu PiS do działania nie dlatego, że uważają je za słuszne, ale dlatego, iż chcą jak najdalszego ograniczenia możliwości działania Unii Europejskiej. A że było ich sporo, widzowie mogli odnieść wrażenie, że dominuje poparcie dla PiS. W istocie były to głosy posłów niezrzeszonych lub marginalnych grup, które nie mają większości ani w PE, ani w swoich krajach.
Dramat PO
Na tym tle dramatycznie wręcz wypadła Platforma Obywatelska. Nie dość, że jej posłowie byli niewidoczni na sali, bo zamiast usiąść razem, byli porozrzucani po sali, to jeszcze ich jedyny mówca nie wykorzystał szansy. Z przemówienia Jana Olbrychta przebiło się jedynie, że PO przyjmuje do wiadomości wygraną PiS.
Politycy PO pewnie nie chcieli dać PiS pretekstu do atakowania ich za "donoszenie na Polskę", czy "atakowanie Polski za granicą", ale w takim wypadku mogli wyposażyć w argumenty swoich partnerów. Tymczasem jedynymi, którzy punktowali Beatę Szydło i polityków PiS byli lider liberałów Guy Verhofstadt i komisarze Timmermans, oraz Oettinger. Jednak ich wypowiedzi miały miejsce pod koniec debaty, bez szansy na pojawienie się w dziennikach telewizyjnych.
Na razie Beacie Szydło udało się chyba przekonać Unię, że u nas wszystko w porządku. A na pewno udało się stworzyć w Polsce przekonanie, że jakakolwiek kara będzie nieuprawniona. Ale na razie, bo przecież PiS jeszcze nie skończyło. A to pewnie oznacza, że Beata Szydło jeszcze nie raz będzie musiała jechać do dalekiego Strasburga.