
Reklama.
Fakt, że samozwańczy lider opozycji miał być "człowiekiem cienia", ponoć został usunięty z jego życiorysu. W rozmowie z dociekliwą "Gazetą Polską" Ryszard Petru tak siebie nie nazwał. Przyznał się tylko do pobytu w Dubnej, gdzie swoje wpływy miał roztaczać sowiecki wywiad. Wspominał o ojcu fizyku i prof. Romaszewskim, którego z wyjazdu do ZSRR zapamiętał. Według gazety jednak Romaszewskiego nigdy tam nie było. Za to Zbigniew Petru już tak.
– Do Dubnej jeździli głównie naukowcy cieszący się zaufaniem władz, a na miejscu byli objęci nieustanną „ochroną” wojskowych sowieckich służb specjalnych – tłumaczy "Gazeta Polska". Do takich należał ojciec szefa .Nowoczesnej. A to przeszkadzało Jugosławiańskiej Służbie Bezpieczeństwa, która zakazała mu wyjazdów do krajów radzieckich. Petru prosił polską bezpiekę o anulowanie zakazu - a ta zrobiła to na prośbę Jana Klamuta, działacza PZPR.
Jak podkreśla prawicowy tytuł, Jan był kolegą po fachu Zbigniewa, a także przyjacielem jego rodziny. – W trakcie pobytu w ZSRR (z przerwami do końca lat 80.) służby specjalne PRL dostarczały mu paszport pocztą dyplomatyczną do ambasady polskiej w Moskwie – można przeczytać w tekście "Gazety Polskiej". Redakcja dodaje, że Petru senior przebywał we wspomnianej wcześniej Dubnej z żoną, gdy dołączyli do nich synowie : Ryszard i Jerzy. – W profilu zawodowym deklaruje biegłą znajomość rosyjskiego – zaznaczono umiejętności ostatniego.
Wszystkie wymienione kwestie mają świadczyć o tym, że popularny dziś polityk, tak jak jego najbliżsi, są rosyjskimi - i wygląda na to, że uśpionymi - szpiegami. Zaskoczenie? Niekoniecznie. Znając lustracyjne zapędy prawicowej prasy takiego wniosku można się było spodziewać.
źródło: niezalezna.pl
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl