Komedia. Tak należy określić to, co na spotkaniu z wyborcami w Sulejówku mówiła Krystyna Pawłowicz. Albo nie, wycofuję się. To był horror, bo przecież to wszystko mówi przedstawicielka partii rządzącej. Co więcej, nie były to wybryki odszczepieńca – Pawłowicz miała zwolenników i na sali, i w swoim okręgu wyborczym i w partii.
Ten tekst nie będzie stenograficznym zapisem tego, co działo się w Sulejówku. Wypowiedzi Pawłowicz pogrupowałem, tematycznie, nieco porządkując chaos wytworzony w głowie posłanki i wyrzucony z jej ust z prędkością karabinu. Poza tym, co poniżej przeczytacie, Krystyna Pawłowicz poruszyła jeszcze milion innych spraw, na które zabrakło tu miejsca.
Facebookowa sensjacja
Przez kilka ostatnich dni obserwowałem na Facebooku, jak moi znajomi (i to zupełnie nie z bajki PiS) deklarowali, że wybierają się na spotkania z Krystyną Pawłowicz w Mińsku Mazowieckim i Sulejówku. Dlatego pojechałem do tego drugiego miasta (i dobrze, bo pierwsze spotkanie odwołano, Pawłowicz musiała zostać na komisji w Sejmie).
Jeszcze na kwadrans przed rozpoczęciem spotkania sala Miejskiego Domu Kultury była właściwie pusta. Ale już zaczęła po niej krążyć lista, na którą można było wpisać dane kontaktowe i być informowanym o "wydarzeniach organizowanych przez PiS i Klub 'Gazety Polskiej'" (to tak gdyby ktoś miał wątpliwości, czy to przybudówka PiS). – Minęła 19.30, czas na "Wiadomości" – zaczęła Pawłowicz.
Pawłowicz pomysł na media
I to właśnie mediom poświęciła początek swojego... no właśnie... przemówienia? Stand-upu? Strumienia świadomości? To ostatnie określenie chyba najbardziej odpowiada temu, co słyszałem ja, kilkudziesięcioro sympatyków PiS oraz przygotowująca mini-reportaż ekipa francuskiego Canal+ i reporter "Newsweeka".
Medialna gwiazda PiS narzekała, że partia rządząca jest zbyt słabo reprezentowana w programach telewizyjnych. – Uważam, że programy powinny być w innych proporcjach – jedna osoba z PiS i ktoś z opozycji, obojętnie czy z PO, czy z PSL – proponowała.
Kulturka
Kolejne kilka minut to tyrada na program "Sterniczki" w radiowej Jedynce. – Skrajnie lewacki program prowadzony przez narzeczonego Szczuki – tłumaczyła. I chwaliła się, że choć z reguły była jedyną przedstawicielką prawicy, dzielnie dawała odpór "lewactwu". – Najpierw grzecznie im odpowiadałam, ale jak one mnie zakrzykiwały, to też musiałam wrzeszczeć – tłumaczyła wyraźnie uradowana.
Pawłowicz nie ma oporów przed chwaleniem się swoimi brakami w kulturze osobistej. Ba, mówi o nich jak o zaletach. – Zapraszali też osobę Anna Grodzka i ja się ciągle myliłam i mówiłam "proszę Pana" – relacjonowała swoje wizyty w "Sterniczkach". – Ale jak siedzi obok mnie facet, to nie mogę inaczej – tłumaczyła. Dodała, że najbardziej lubi wizyty w Telewizji Trwam, bo "tam można się wygadać".
TVP na cenzurowanym
Posłanka PiS duże nadzieje wiąże z przejęciem mediów publicznych. Już dostrzega pozytywne zmiany w "Wiadomościach", ale jeszcze nie wszystko jest tak, jak powinno. – Wczoraj przez pomyłkę za wcześnie włączyłam TVP1 i jakaś pani Młynarska tam występowała. Co to jest? – żaliła się Pawłowicz.
‒ Na dzień dzisiejszy najlepsze wiadomości ma TV Trwam i Radio Maryja – stwierdziła posłanka. Tę recenzję nagrodziły spore brawa. – Jest też Telewizja Republika, przyglądamy się TVP – mówiła z rezerwą, mając świadomość, że ręka Jacka Kurskiego nie dotarła jeszcze do każdego zakątka przepastnych gmachów przy pl. Powstańców i przy ul. Woronicza.
Pawłowicz widzi "gołe baby"
Ale pierwsze oznaki już są, na przykład przywrócenie obrad Sejmu, a nawet komisji sejmowych. – Ludzie oglądają i mogą sobie sami wyrobić opinię, nie potrzebują pani Dobrosz-Oracz, która kłamie, czy z tych Onetów i TVNów – mówiła. To tylko jeden z przypadków, kiedy Pawłowicz po prostu mija się z prawdą. Do TVP2 transmisje nadal nie wróciły, a TVP INFO emitowało je od zawsze.
Ba, obrady Sejmu pokazują też stacje komercyjne, bo dzisiaj ludzie chcą je oglądać. Ale to ich nie uratuje. – Nie czytajcie "Gazety Wyborczej", nie oglądajcie TVN, choć tam są gołe baby [??!! – przyp. red.] – apelowała Pawłowicz.
Polska - Francja
Ale nie tylko polskie media nie podobają się posłance PiS. Wspomniana już ekipa z Canal+ nie miała z nią łatwo. – Proszę już wyjść, świeci mi pani po oczach – zaordynowała posłanka. Kiedy polski współpracownik francuskiej dziennikarki próbował się dowiedzieć, dlaczego nie mogą dalej nagrywać spotkania usłyszał: – Dziękujemy już, chcemy tu porozmawiać.
– I tak kłamią i tak kłamią – rzuciła do widzów, którzy także zaczęli się domagać, by Francuzka sobie poszła. – Jak pani jest w Polsce, to proszę mówić po polsku – usłyszała, kiedy próbowała negocjować. – Ale oni są w telewizji francuskiej – rzucił ktoś. – A wie pan, gdzie ja mam francuską telewizję? – spytała Pawłowicz, zbierając naprawdę duże brawa. Wiadomo, Polacy powinni oglądać tylko polską telewizję.
Fałszerstwa
Bo tylko to, co jest w polskiej telewizji wpływa na wynik wyborów. A one są najważniejsze. – Jest taka opinia, że wszystkie wybory po 1989 roku zostały sfałszowane – stwierdziła Pawłowicz. Jak to "wszystkie"? Przecież PiS wygrało kilka razy – zastanawiam się.
Tak, wszystkie, nawet ostatnie. – Też mam wątpliwości, bo z rozmowy z ludźmi wynika, że mamy większe poparcie, nie wierzę, że tylko 35 procent – stwierdziła członkini sejmowej Komisji sprawiedliwości. – A i tak wygraliśmy tylko dzięki temu, że przypilnowaliśmy – przekonywała.
Lewaki
Dlatego tak ważne dla PiS jest dzisiaj wsparcie, o które kilkakrotnie apelowała posłanka. – Bardzo państwa proszę, żebyście nas nie zostawiali – mówiła. To chyba najlepszy dowód na to, że w PiS widzą spadające poparcie. I wiedzą, że nie zmieni tego przejęcie telewizji publicznej i Polskiego Radia.
I tak dalej, i tak dalej. Tematów było mnóstwo, niektóre pojawiały się na chwilę jak efemerydy, inne wracały jak kometa. Jedne były mniej kontrowersyjne, inne nieco bardziej. Ale sporo miejsca posłanka poświęciła "lewakom" i "lewactwu", które oczywiście kwieciście krytykowała.
Kabareton Pawłowicz
– A lewak mógłby panią polubić? – spytał wreszcie jeden z uczestników na koniec spotkania. – Jak lubi Polskę, to mógłby. A pan jest lewak? – spytała czujnie Pawłowicz. – Były – odpowiedział jej rozmówca. – A, jak nawrócony, to dobrze – przyklasnęła posłanka. I wyjaśniła: – To określenie lewak jest umowne. Ja go używam, żeby trochę ich podrażnić. Jak powiem "lewak", to zaraz się denerwują. A lubię, jak się trochę denerwują – mówiła z dziecięcą radością.
Można się więc wkrótce spodziewać kolejnych show Krystyny Pawłowicz. Pewnie nie będą one już tak kontrowersyjne, jak to, które opisałem w naTemat w kwietniu 2014 roku, bo chyba nawet tak kontrowersyjna posłanka nałożyła na siebie minimalną autocenzurę. Poza tym ludzie to kochają. Bo występy posłanki Pawłowicz są jak kabareton w Opolu – wszyscy wiedzą, że będzie paździerz, a później i tak oglądają.