Reklama.
Przebudzenie mocy
Ruch, na którego demonstracje przychodzą tysiące ludzi, zaczął się od jednego wpisu na Facebooku. Jego autorem był Krzysztof Łoziński, który nie spodziewał się, że głos sprzeciwu uruchomi falę. Na niej popłynęli Mateusz Kijowski i Jarosław Marciniak, pociągając za sobą kolejnych. W sumie 19 osób, które po pierwszym spotkaniu zawiązało komitet. Liderem naturalnie został Kijowski, odnaleziony w sieci przez nowych kolegów jako gość w spódnicy. W taki sposób wspierał akcję "Stop Gwałtom".
Ruch, na którego demonstracje przychodzą tysiące ludzi, zaczął się od jednego wpisu na Facebooku. Jego autorem był Krzysztof Łoziński, który nie spodziewał się, że głos sprzeciwu uruchomi falę. Na niej popłynęli Mateusz Kijowski i Jarosław Marciniak, pociągając za sobą kolejnych. W sumie 19 osób, które po pierwszym spotkaniu zawiązało komitet. Liderem naturalnie został Kijowski, odnaleziony w sieci przez nowych kolegów jako gość w spódnicy. W taki sposób wspierał akcję "Stop Gwałtom".
Ale jakie znaczenie ma spódnica, kiedy chodzi o demokrację? 12 grudnia świeżo powstały KOD wyciągnął tłumy na ulice. Zupełnie niespodziewane. – Przed Trybunałem Konstytucyjnym byłam dużo wcześniej. Zebrało się kilkadziesiąt osób. Pamiętam lęk, że przyjdzie niewiele osób. I nagle, tuż przed południem, ruszyła fala, setki ludzi ze wszystkich stron. To było niesamowite – opowiada członkini zarządu Joanna Roqueblave.
Wtórują jej Władysław Frasyniuk i Karol Modzelewski. – Fenomen. W wolnej Polsce (…) nie wychodziliśmy protestować w żadnej ważnej dla nas sprawie (…). I nagle ta uśpiona energia eksplodowała – ocenia z kolei Władysław Frasyniuk. A Modzelewski dodaje: "Przed oczami stanęła mi pierwsza "Solidarność", ta sprzed stanu wojennego. Zobaczyłem tę samą budzącą się wolę stanowienia o swoim kraju. Nie wyborczą, nie partyjną, ale obywatelską".
Solidarność na miarę XXI wieku?
Nie brakuje porównań do "Solidarności", kiedy na ulice wychodzi kilkadziesiąt tysięcy Polaków. KOD powtarzając, że jeszcze uczy się walczyć o głos, w porównaniu z zaprawionymi w bojach narodowcami, tylko to unaocznia. Dwa ugrupowania łączy "oddolna potrzeba bronienia praw każdego obywatela i sprzeciw wobec naruszania wolności słowa, poglądów oraz prawa do własnego stylu życia", przekonuje socjolog Ireneusz Krzemiński.
Nie brakuje porównań do "Solidarności", kiedy na ulice wychodzi kilkadziesiąt tysięcy Polaków. KOD powtarzając, że jeszcze uczy się walczyć o głos, w porównaniu z zaprawionymi w bojach narodowcami, tylko to unaocznia. Dwa ugrupowania łączy "oddolna potrzeba bronienia praw każdego obywatela i sprzeciw wobec naruszania wolności słowa, poglądów oraz prawa do własnego stylu życia", przekonuje socjolog Ireneusz Krzemiński.
Analogia dotyczy także pułapek, w które komitet może wpaść. Pierwszą jest upolitycznienie i choć kierownictwo deklaruje, że ono im nie grozi, to nie zaprzeczy, że dochodzi do wewnętrznych konfliktów. Źródłem jest popularność Mateusza Kijowskiego, która wiąże się też z grzebaniem w jego życiorysie. Media dotarły do informacji, że lider KOD walcząc o wolność, nie walczy o godne życie swoich dzieci. Jest im winny ponad 80 tys. złotych alimentów.
Nie wszystkim jednak o alimenty chodzi. Kijowski miał zapomnieć dzięki komu znalazł się na szczycie. Spory narastają, ludzie znikają. – W organizacji, w której najpierw zaczęli razem działać, a potem się poznawać, trudno uniknąć nastrojów radykalnych i jego rolą jest, aby takie nastroje tonować – tłumaczy "Newsweekowi". Będąc pod obstrzałem sam też staje się podobny do przywódców "Solidarności". – Myślę, że dostał życiową szansę i zobaczymy, jak ją wykorzysta. Sprawne przywództwo to jeden z warunków przetrwania KOD – ucina Modzelewski.
Co dalej?
Jak przekonuje Frasyniuk, KOD musi nieść pozytywne emocje, które dla Jarosława Kaczyńskiego są "ciosem w wątrobę". – Siniaków nie widać, krew się nie leje, a boli jak cholera. I tego bym się trzymał – przekonuje. Będą więc boleć, bo na demonstracjach się nie skończy. Komitet planuje m.in. flash moby i program edukacyjny, czy kreskówki. To wszystko mają tworzyć młodzi.
Jak przekonuje Frasyniuk, KOD musi nieść pozytywne emocje, które dla Jarosława Kaczyńskiego są "ciosem w wątrobę". – Siniaków nie widać, krew się nie leje, a boli jak cholera. I tego bym się trzymał – przekonuje. Będą więc boleć, bo na demonstracjach się nie skończy. Komitet planuje m.in. flash moby i program edukacyjny, czy kreskówki. To wszystko mają tworzyć młodzi.
W to wierzy Modzelewski, który w KOD-zie dostrzega inteligencki ruch. – Jeśli chce stać się powszechnym ruchem oporu i wyprowadzać na ulice nie dziesiątki tysięcy, ale setki tysięcy ludzi, musi otworzyć się na środowiska, które umownie nazwałbym ludowymi – wyjaśnia. –Myślę o ludziach na śmieciówkach, o pracownikach szarej strefy, o elektoracie PiS, który sami jako III RP wyprodukowaliśmy, spychając część obywateli na społeczny margines.
Cały tekst Aleksandry Pawlickiej do przeczytania w najnowszym "Newsweeku".
źródło: Newsweek
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl