Prawo i Sprawiedliwość na razie przejmuje kolejne instytucje i firmy oraz nakłada nowe podatki. Ale wyborcy coraz głośniej dopytują o te obietnice, które mają pozytywnie wpłynąć na stan ich finansów. Więc Beata Szydło próbuje im wmówić, że nie może spełnić obietnic nie dlatego, że brakuje na nie pieniędzy, ale dlatego, że opozycja sypie piach w tryby. To proste, czy wręcz prostackie, ale na niektórych podziała.
Beata Szydło obiecała wiele. Dlatego szybko po wyborach zaczęło się redefiniowanie obietnic. Uzyskanie przywilejów, które obiecała partia Jarosława Kaczyńskiego ustami najpierw swojego kandydata na prezydenta, a później kandydatki na premiera, zaczęto obwarowywać warunkami. Kolejne obietnice ewoluowały, by choć trochę mniej obciążały budżet. Opóźnia się także czas wprowadzenia ich w życie.
Niecierpliwi wyborcy
A wyborcy dopytują. Już pod koniec grudnia pisaliśmy, że do ośrodków pomocy społecznej zaczynają zgłaszać się wyborcy, którzy już chcieliby dostać obiecane 500 złotych na dziecko.
Na razie to spokojne prośby, ale z każdym tygodniem i miesiącem pytania będą coraz bardziej natarczywe. A jeszcze trochę tych tygodni upłynie, bo według planów rządu program ma ruszyć 1 kwietnia, ale niektórzy mogą dostać pieniądze nawet dopiero w czerwcu, bo pierwsza fala wniosków może po prostu zapchać system.
Rozbudzone oczekiwania
Ale rozbudzenie oczekiwań, którym nie można sprostać to wina PiS i tylko PiS. Beata Szydło na konwencji wyborczej pokazywała grubą teczkę ustaw na pierwsze 100 dni rządu. Politycy PiS krytykowali też poprzednią ekipę za nieróbstwo, choć długi okres przygotowań nie zawsze wynikał z braku zaangażowania, niektóre procedury po prostu trwają.
Jednak teraz już za późno na tłumaczenie społeczeństwu, jak działa administracja. Politycy PiS chyba to rozumieją, bo niezbyt często używają tego argumentu. Ale znaleźli inny, znacznie łatwiejszy do przetłumaczenia wyborcom. I znacznie bardziej kłamliwy.
Nowa narracja
Prawo i Sprawiedliwość zaczęło nas przekonywać, że nie może pracować, bo przeszkadza mu w tym opozycja. Taki przekaz płynie ze spotu, przygotowanego przez partię. To kolejna produkcja oparta na szybkim montażu w rytm muzyki zdjęć kupionych w internetowej bazie, przez co wyglądają przeraźliwie sztucznie.
Tak samo sztucznie wyglądała troska Beaty Szydło o mieszkańców gminy Koniecpol, do których premier przyjechała, by obiecać im zbudowanie wodociągu. To nic innego ja element rozpaczliwego marketingu, próba odzyskania choć niewielkiej część społecznej sympatii. Bo rząd, a szczególnie premier osobiście, nie jest od rozwiązywania problemów konkretnej gminy czy wioski. Od tego jest samorząd, od tego jest podział władzy.
Szydło atakuje
Ale dla Beaty Szydło wizyta w gminie Koniecpol była tylko pretekstem, by zaatakować opozycję. Oczywiście ma do tego prawo, to polityka, ale warto zadbać, by atak był choć trochę oparty na faktach. Tymczasem Szydło przekonywała, że rząd nie może pracować przez opozycję. Powtórzyła tym samym apel ze spotu PiS.
Szydło poszła nawet dalej, przekonując, że winą opozycji jest także brak wody w dotkniętych suszą miejscowościach. – Ponad 1000 osób w gminie Koniecpol nie ma wody. Zajmijmy się tym, a nie toczmy jałowych, politycznych sporów. Opozycjo pozwól nam pracować! – apelowała premier na Twitterze.
Premier uzasadniała nawet zmiany w Służbie Cywilnej zaniechaniami urzędników, którym nie udało się doprowadzić do wybudowania w gminie Koniecpol wodociągu. Nie wie chyba, że to urzędnicy samorządowi, a oni nie należą do korpusu Służby Cywilnej. Ale takie pomyłki przestają dziwić u kogoś, kto nie rozróżnia uchodźców i imigrantów.
Kłamliwa narracja
Wydaje się, że PiS na długo chwyci się narracji "opozycja nie pozwala nam pracować" i wielu ludzi w to uwierzy. Pomimo że fakty mówią zupełnie co innego. PiS ma większość w Sejmie i Senacie, premiera i prezydenta. Czego jeszcze potrzebuje? Swojego głównego weterynarza kraju? Dyrektora Filharmonii Narodowej?
Dzisiaj opozycja nie ma żadnego wpływu na bieg spraw. Może opóźniać złe działania rządu, ale o kilka godzin, nie o kilka miesięcy. Jej największą bronią są dzisiaj celne wystąpienia w Sejmie czy mediach i uliczne protesty. Ale przecież to nie przeszkadza PiS w pracy. No chyba że Beata Szydło i Jarosław Kaczyński się ich boją. W takim wypadku powinni pomyśleć nad zmianą zawodu na spokojniejszy.