Po udanej operacji w Libii, Brytyjczycy zdają się mieć ochotę na dopisanie kolejnego militarnego sukcesu na swoje konto. Gdy Rosja uparcie chroni reżim Baszara al-Assada na forum międzynarodowym, a Pentagon podkreśla, że ONZ wciąż milczy w tej sprawie, w Londynie panuje inne nastawienie. - Jeżeli plan pokojowy Annana upadnie, nie możemy wykluczać akcji militarnej - mówi brytyjski minister obrony William Hague.
William Hague stwierdził dziś, że po kolejnych masakrach sytuacja w Syrii jest śmiertelnie poważna i bardzo szybko się pogarsza. Dlatego nie można już wykluczać żadnej opcji w przypadku odpowiedzi społeczności międzynarodowej na rzeź cywilów. Brytyjski minister obrony spuścił nieco z tonu tylko wówczas, gdy podkreślił, że jego kraj wciąż nie podjął żadnej decyzji, np. o tym by dostarczać broń siłom opozycyjnym, lub wziąć udział w operacji wojskowej, która stworzyłaby w Syrii strefy bezpieczeństwa dla uchodźców. Jednocześnie zaznaczając, że jeżeli plan pokojowy przedstawiony przez wspólnego wysłannika pokojowego ONZ i Ligii Arabskiej Kofiego Annana nie zacznie funkcjonować, trzeba będzie "rozważyć wszystkie opcje".
Podobne nastroje podgrzewa ceniony amerykański dowódca, gen. Merrill McPeack, który w wywiadzie dla niemieckiego dziennika "Bild" powiedział, że akcja lotnictwa NATO przeciw reżimowi w Syrii mogłaby być nawet łatwiejsza, niż ta w Libii. - Moglibyśmy przeprowadzić tam tysiące lotów nie tracąc żadnego samolotu - zapewnił oceniał McPeack. - To tylko kwestia decyzji politycznej" - podkreślił generał.
Z tym w rozmowie z naTemat nie zgadza się Tadeusz Wróbel z magazynu "Polska Zbrojna". - Wątpię, aby powodem wypowiedzi polityków brytyjskich była operacja libijska. Libia i Syria to dwa różne państwa, o zupełnie innym potencjale militarnym i znaczeniu w geopolityce. Muammar Kaddafi był osamotniony, podczas gdy Baszar al-Assad jest w bliskim sojuszu z Iranem, który grozi, że w razie międzynarodowej interwencji w Syrii dokona odwetowego uderzenia na Izrael. To z kolei nie pozostałoby bez odpowiedzi strony zaatakowanej. Zaś to mogłoby doprowadzić do regionalnej wojny - ocenia nasz rozmówca.
Podobnie jak William Hague, który stwierdził, że scenariusz zakładający wkroczenie sił międzynarodowych do Syrii musiałby przybrać inny charakter, niż operacja wymierzona w libijski reżim Muammara Kaddafiego. Jak podkreślił minister, operacja w Syrii musiałaby działać na "znacznie większą skalę" i "korzystać z bardzo szerokiego poparcia międzynarodowego". O to nie będzie jednak tak łatwo. Inaczej sytuację w Syrii widzi bowiem przede wszystkim sekretarz obrony USA Leon Panetta. W jego ocenie, operacja wojskowa jest mało prawdopodobna, ponieważ nie uda jej się skutecznie przeforsować na forum ONZ z powodu sprzeciwu Rosji. A bez rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ dającej zielone światło na interwencję szef Pentagonu nie widzi możliwości podjęcia działań przez amerykańskie wojsko.
Tragedia Homs
Nieformalna stolica rebeliantów od wieli miesięcy jest już praktycznie zrównana z ziemią (materiał Channel 4 z lutego)
Tymczasem Rada Bezpieczeństwa kilka dni temu jedynie jednogłośnie potępiła masakrę cywilów w mieście Hula, gdzie przed tygodniem zginęło 108 osób, w tym 49 dzieci. Kofi Annan, który w wtorek przybył do Damaszku mógł jednak jedynie odbyć - jak stwierdził - "poważną i szczerą" rozmowę Baszarem al-Assadem i po raz kolejny wezwać do respektowania zawieszenia broni, które teoretycznie obowiązuje w Syrii od 12 kwietnia. Mimo tego, od tamtej chwili zginęło już 2 tys. osób. Dzisiaj śmiertelne żniwo trwającej od roku wojny domowej w Syrii to już 13 tys. ludzi, w tym 9 tys. to ofiary cywilne.
Nasz ekspert próbuje wytłumaczyć, dlaczego świat bezczynnie na to wszystko patrzy. - Klincz w sprawie bardziej zdecydowanych działań wobec reżimu syryjskiego spowodowany jest sprzeciwem ze strony Chin i Rosji. Nie wiem czy państwa zachodnie są gotowe do operacji militarnej przeciw ekipie Assada bez rezolucji ONZ - mówi Tadeusz Wróbel. Dodając, że kluczowe w tej sprawie będzie jednak stanowisko Stanów Zjednoczonych. Biorąc pod uwagę stanowisko Leona Panetty, nic zatem szybko się raczej nie zmieni. Wróbel podkreśla też, że problem z Syrią, to nie tylko polityka międzynarodowa.
- Tym, co nakazuje ostrożność w podejmowaniu działań militarnych przeciwko reżimowi w Damaszku, jest również skomplikowana sytuacja wewnętrzna w Syrii, która jest mozaiką etniczną religijną. Baszar al-Assad rządzi krajem opierając się o mniejszości, zwłaszcza alawitów, członków sekty, do której należy. Istnieje ogromne niebezpieczeństwo, że po upadku ekipy dziś rządzącej Syrią mogłoby dojść do krwawego zbiorowego odwetu na społecznościach postrzeganych jako jego zwolennicy. Taki scenariusz rozwoju wypadków jest bardzo prawdopodobny, bo związane z reżimem bojówki oskarżane są o liczne zbrodnie - ostrzega ekspert.
Wątpię, aby powodem wypowiedzi polityków brytyjskich była operacja libijska. Libia i Syria to dwa różne państwa, o zupełnie innym potencjale militarnym i znaczeniu w geopolityce.
gen. Merrill McPeack
amerykański dowódca w rozmowie z dziennikiem "Bild"
Moglibyśmy przeprowadzić tam tysiące lotów nie tracąc żadnego samolotu. [...] To tylko kwestia decyzji politycznej.