Dominika Wielowieyska znowu podpadła internautom. Wszystko przez twitta, w którym napisała, że rodzice niedożywionych dzieci są niedbali albo niezaradni, więc 500 zł na dziecko wydadzą nierozsądnie. Internet zawrzał oburzeniem, a dziennikarka broni się, że jej słowa zostały zmanipulowane. Nie jest to jednak pierwsza kontrowersyjna wypowiedź na temat sztandarowego projektu PiS-u.
Wielowieyska nie po raz pierwszy poświęca uwagę problemowi niedożywienia dzieci. Na przykład w połowie grudnia na łamach "Gazety Wyborczej" opublikowała na ten temat obszerny wywiad z dr hab. Joanną Tyrowicz z Wydziału Nauk Ekonomicznych UW. Konkluzja była jasna: dożywianie dzieci, choć potrzebne, jest prowadzone w taki sposób, że nie działa. Efekty? Sporo dzieci nadal jest niedożywionych, bo są wykluczone z programu dożywiania (zapoznaj się z raportem "System, który nie działa").
Wczoraj dziennikarka po raz kolejny wróciła do tematu na Twitterze łącząc kwestię niedożywienia dzieci z niezaradnością życiową ich rodziców. Zawyrokowała, że 500 zł na dziecko nie pomoże, bo rodzice wydadzą pieniądze na coś innego niż na jedzenie.
Na co zdaniem Wielowieyskiej rodzice niedożywionych dzieci przeznaczą comiesięczny dodatek na dziecko? Można się tylko domyślać. Pola domysłom nie zostawił za to były wicepremier Janusz Piechociński (PSL, MIASTO), który na łamach "Dziennika Gazety Prawnej" skrupulatnie przeliczył 500 zł na 266 puszek piwa.
Śmieciowy dyskurs
Problem niedożywionych dzieci nie po raz pierwszy pojawia się w debacie publicznej. Jedną z najbardziej znanych wypowiedzi jest ta autorstwa Stefana Niesiołowskiego (PO), który w "Kropce nad i" stwierdził, że nie może słuchać o głodnych dzieciach, gdy na ziemi jest tyle niezjedzonych gruszek, śliwek i szczawiu.
W pamięci opinii publicznej utkwiło także buczenie posłów Platformy Obywatelskiej w reakcji na słowa nowo zaprzysiężonego prezydenta Andrzeja Dudy o niedożywionych dzieciach.
Wszystkich przebił oczywiście Janusz Korwin-Mikke (KORWiN), który stwierdził, że konsekwencją 500 zł na dziecko będzie "zaśmiecenie narodu polskiego śmieciem ludzkim".
Abstrahując od słów znanego europosła, który – co warto odnotować – przy okazji mimowolnie przyznał, że kobiety są ludźmi ("człowiek rodzi dziecko"), warto popatrzeć na te wypowiedzi w szerszym kontekście, bo razem wysyłają jasny komunikat zakorzeniony w neoliberalnym dyskursie, głoszącym że każdy jest kowalem własnego losu. Twoje dziecko jest niedożywione? Jesteś niezaradny lub zaniedbujesz swoje dziecko, jesteś alkoholikiem lub wręcz śmieciem ludzkim.
Krzywdzące stereotypy
To bardzo krzywdzące uogólnienie. Oczywiście są rodzice z problemem alkoholowym, gotowi wydać 500 zł na dziecko na alkohol, a nie na zaspokojenie podstawowych potrzeb swoich dzieci. Zgadza się, są rodzice którzy zaniedbują dzieci, bo są niewydolni wychowawczo. Ale czy to znaczy, że KAŻDA rodzina borykająca się z ubóstwem musi być dysfunkcjonalna?
Dla każdego kto choć trochę interesuje się polityką społeczną odpowiedź jest jasna: nie. Opowieść o byciu kowalem własnego losu może brzmieć bardzo dobrze dla kogoś, kto pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny, ma perspektywiczną pracę, dobrze zarabia. Ale nie wszyscy mają równy start w życiu – ujmując rzecz trywialnie są ludzie biedni i bogaci, o znikomym lub wysokim kapitale kulturowym (i ci pomiędzy). I wszystkie, ale nie tylko te, czynniki wpływają na nasze szanse życiowe oraz los naszych dzieci.
Do opisu strukturalnych nierówności używane jest nielubiane określenie "klasa społeczna". Ale to, że neoliberalne elity go nie lubią nie znaczy, że nierówności społeczne nie istnieją i nie zmniejsza ich wpływu na społeczeństwo. Nie zmienia to też faktu, że istnieją pracujący biedni, którzy mimo tego, że pracują, nie są w stanie z niskiej pensji zaspokoić żywotnych potrzeb swojej rodziny. Nie są niezaradni. Nie są alkoholikami. I z pewnością nie są śmieciem ludzkim.
Słowa mają znaczenie. I konsekwencje
Dlaczego dyskurs na temat niedożywienia dzieci i 500 zł jest ważny? Dlatego, że stereotypy dotyczące ubóstwa utrudniają prowadzenie skutecznej polityki społecznej. I nie trzeba być fanem projektu PiS, by to dostrzegać.
Niedożywione dzieci to problem nas wszystkich – pewnie zarówno Dominika Wielowieyska, jak i Stefan Niesiołowski, Janusz Piechociński czy nawet Janusz Korwin-Mikke skończyliby z niedożywieniem dzieci, gdyby dano im czarodziejską różdżkę. Jednak w polityce społecznej nie ma czarów, a kierowanie się stereotypami o ludziach ubogich to prosta recepta na porażkę każdego programu niwelującego konsekwencje ubóstwa.
Jak ja chodziłem do szkoły, to wtedy rzeczywiście, jak ktoś miał bułkę albo kawałek czekolady, to było "daj gryza", "daj kęsa". Myśmy cały szczaw wyjedli z nasypu i wszystkie śliwki ulęgałki, tak zwane mirabelki, żeśmy zjedli. Dzisiaj te wszystkie gruszki, śliwki leżą i nikt tego nie zbiera. Chłopaki grają w piłkę na tych samych boiskach, szczawiu nikt nie zjada. Ja nie mogę słuchać o przynajmniej 800 tys. głodnych dzieci. Czytaj więcej
Janusz Korwin-Mikke
- Albo to 500 złotych nie zadziała, albo spowoduje, że z powodu 500 zł człowiek urodzi dziecko. To w jakich rodzinach te dzieci się urodzą? W rodzinach meneli, które dla 500 zł produkują dziecko. To zaśmieci naród polski śmieciem ludzkim. Ludźmi, którzy płodzą dzieci dla pieniędzy. Czytaj więcej