Twierdzi, że polityką jest zmęczona. Przekonuje, że bardziej niż temperatura debaty na Wiejskiej, dzisiaj interesuje ją klimat panujący w najdalszych zakątkach świata. Zamiast prowadzić kronikę „dobrej zmiany”, woli zastanawiać się, jak dobrze żyć. Z drugiej strony, nawet w rozmowie o tym, co dokładnie znajdzie się w nowej sekcji „Styl”, nie może powstrzymać się od politycznych dygresji. Przyzwyczajenie drugą naturą? Przekonacie się sami. Hanna Lis, jakiej nie znacie, już niedługo w Grupie naTemat.
Polacy kojarzą twoją twarz pojawiającą się w telewizyjnym okienku – trudno z niej wyczytać wiele, zwłaszcza na temat „stylu".
W dodatku ta „twarz” przez ostatnie 20 lat zajmowała się wyłącznie newsami i publicystyką polityczną, choć może w newsroomie naTemat te moje inne zainteresowania były lepiej znane, bo przez jakiś czas prowadziłam tu bloga kulinarnego. Oczywiście nie trafiały tam tylko gołe przepisy - w tych moich opowieściach polityka i sprawy społeczne gdzieś się zawsze pojawiały.
„Styl” to nie jest pomysł, który się zrodził wczoraj czy po odejściu z telewizji. Tak naprawdę o moim przejściu do naTemat rozmawialiśmy z Tomkiem Machałą już od momentu, w którym wystartowałam z blogiem. naTemat jest mocno zorientowane na politykę i wiem, że Tomkowi zależało, aby rozszerzyć zakres poruszanych na portalu tematów również o warstwę apolityczną.
Więc dlaczego trwało to tak długo?
Trochę się wahałam – najpierw bałam się tak wszystko rzucić, potem pojawiły się inne priorytety, sprawy rodzinne, które uniemożliwiały mi podjęcie takiego kroku. Kiedy w końcu jednak z telewizji odeszłam, powiedziałam: „Do polityki nie wracam”.
Mocne deklaracja. Będziemy trzymać za słowo.
Proszę bardzo. Szczerze powiedziawszy, ostatni rok kampanii wyborczej był bardzo intensywny, zwłaszcza w telewizji. Poza tym, jeśli przyjrzeć się dzisiejszej polityce, to jest ona właściwie pozbawiona treści, wyjałowiona. Opozycja może być tylko niemym świadkiem wydarzeń w Parlamencie. Jeżeli komuś nie wyłączy się "przez przypadek" mikrofonu, to wiadomo z góry, że Prawo i Sprawiedliwość przepchnie wszystko, co chce przepchnąć. Zaginęła debata, a co za tym idzie, relacjonowanie wydarzeń politycznych, z punktu widzenia dziennikarza, stało się trochę bezcelowe.
Polityką się znudziłam, zmęczyłam i mam wrażenie, że mój punkt widzenia podziela większość ludzi w Polsce, skoro mamy frekwencję wyborczą na poziomie 50 proc. Polacy albo nie wierzą, że coś może się zmienić, albo zwyczajnie mają dość tej permanentnej walki na wyniszczenie. Długa dygresją się z tego zrobiła...
…z której wiemy, że świat polityki jest stylu pozbawiony. Myślisz, że "styl internetowy" to łatwiejsze poletko do obrobienia?
Wielu rzeczy się dopiero uczę, zwłaszcza tych czysto technologicznych. Z drugiej strony, od lat jestem bardzo żarłocznym konsumentem stylu w internecie, chociaż właściwie nie do końca chciałabym operować tym pojęciem.
Tak aktualnie brzmi, bądź co bądź, nazwa działu.
To na pewno zmienimy, bo „styl” oznacza i wszystko, i nic. Wyobrażam sobie, że będzie to część naTemat, w której człowiek, lekko przybity przeczytaniem 20 tekstów stricte politycznych, znajdzie chwilę oddechu. Dowie się, gdzie może pojechać na weekend, jakie odbywają się w jego okolicy ciekawe wystawy, jak może ugotować swojemu facetowi, albo swojej kobiecie, genialną kolację. Na pewno zajmiemy się podróżami i gotowaniem, bo to moje koniki. Będzie też o, tak zwanym, stylu życia, o kulturze wysokiej i masowej, o wszystkim, w co angażujemy się poza pracą czy polityką.
Grupa docelowa to kobiety?
Nie chcę kategoryzować, pewnie dlatego, że ja sama nie jestem miłośniczką kobiecych portali. Kobiecy sznyt na pewno będzie widoczny, bo „Styl” tworzą właśnie kobiety, ale bardzo bym chciała, żeby faceci też się tam odnaleźli. Postaramy się, żeby nie było hermetycznie.
Przejście z telewizji do internetu nie może być pozbawione trudności. Czego w związku z tym najbardziej się obawiasz?
Postrzegam to jako zupełnie nowe doświadczenie. Sam charakter pracy w newsroomie internetowym jest dokładną odwrotnością pracy w newsroomie telewizyjnym, gdzie panuje permanentny wrzask, naraz chodzi dziesięć telewizorów, a na każdym - inny program. To praca bardzo mocno zespołowa, tutaj natomiast, każdy sam jest sobie autorem. Kiedy pierwszy raz weszłam do redakcji, zastanawiałam się, dlaczego wszyscy tu milczą? Jakaś kara? (śmiech).
Oczywiście, czym innym jest pisanie sobie bloga dwa razy w tygodniu, a czym innym praca redakcyjna, edytorska i wydawnicza w serwisie. Czy się boję? Powiedzmy, że mam tremę, bo bardzo wierzę w sukces tego projektu, ale w przyszłość patrzę optymistycznie.