Przemoc finansowa boli równie mocno jak pięść partnera na twarzy. Upokarza tak samo, jak drwina, która burzy twoje poczucie własnej wartości. Czasem nie zdajesz sobie sprawy, że dotyczy ona również ciebie. A jeśli już wiesz, to masz poczucie, że tkwisz w sytuacji bez wyjścia. Jak się uwolnić z tej pułapki, jak otwarcie rozmawiać o pieniądzach w związku oraz jak wychować swoje dziecko, by nigdy nie stało się ofiarą, ani tym bardziej katem. Rozmawiam o tym z Mieczysławem Jaskulskim - psychoterapeutą Labolatorium Psychoedukacji. Zaparz kawę i porozmawiaj z nami.
Wczoraj rozmawiałam ze kolegą, który opowiadał mi o powszechnym zjawisku przemocy finansowej wśród swoich znajomych. Zaskoczyło mnie, kiedy powiedział, że kobiety, które tej przemocy doświadczają, często nawet nie są tego świadome. Według niego przemoc zaczyna się w momencie, w którym rodzi się dziecko. Ona zostaje w domu, by je wychowywać. On w tym czasie zaczyna więcej zarabiać, więc ona nie musi wracać do pracy, lub po paru latach nawet kiedy chce, to nie bardzo ma jak.
Przede wszystkim takie sytuacje, jak przemoc finansowa nie powstają nagle. One, w taki czy inny sposób, musiały się dziać od początku związku, bo przecież mężczyzna nie zmienił się nagle, pod wpływem pojawienia się na świecie dziecka i tego, że ta kobieta przez pierwsze lata je wychowywała, dając mu tym samym bezcenną wartość.
Czyli historia przemocy w takiej rodzinie musiała mieć miejsce od samego początku?
Oczywiście, był jednak jakiś powód, dla którego oboje tego nie dostrzegali, ale też być może, nie omówili tego, jak widzą na przykład podział obowiązków w tej relacji.
Czy pieniądze są również o władzy?
Pieniądze mogą spełniać przeróżne funkcje, ale przede wszystkim są symbolem – na przykład szeroko pojętej dominacji. Warto jednak pamiętać, że za każdą tyranią najczęściej stoi lęk, rodzaj słabości, a pieniądze są formą siły, która te wszystkie słabości zasłania.
To ważne co Pan powiedział, bo to demaskuje oprawcę, ale przecież wiemy, że on sam z siebie się nie zmieni, dopóki faktycznie nie zobaczy, że ma problem. Co ma jednak zrobić kobieta, która tego doświadcza, a na dodatek nie zarabia?
Wie Pani, w tym ‘nie zarabia’ tkwi pewien haczyk. Bo fakt, że nie zarabia, nie oznacza, że nie wnosi wartości. Pytanie na co oboje partnerzy się godzą i na ile robią to świadomie, a na ile ‘w amoku miłości’, na przykład podpisując intercyzę i widząc same jej zalety. Wtedy powinna zapalić się lampka ostrzegawcza, zwłaszcza jeśli któraś ze stron czuje się do tego zmuszona.
Wracając do sedna, pytanie, jakie kobieta daje sobie prawo do zarobianych przez męża pieniędzy, podczas kiedy ona na przykład wychowywała dziecko. Z pracy z pacjentami w gabinecie wiem również, że często kobiety nie chcą wiedzieć o różnych rzeczach – na przykład ile kosztuje utrzymanie mieszkania, ubezpieczenie samochodu, czy jakie biznesy prowadzi mąż. Bo to je niepokoi, budzi lęk.
Ale przecież to ucieczka od odpowiedzialności…
Tak. Potem, w trakcie pracy, często okazuje się, że mąż jednak nie ma nic przeciwko temu, żeby ona miała dostęp do wszystkich kont, czy wiedziała wszystko na temat interesów jakie on prowadzi. Kobiecie może się wydawać, że partner stosuje wobec nie przemoc finansową, podczas gdy faktycznie problem wynika z braku rozmowy i jej chęci udziału, tworzenia ‘razem’.
Załóżmy jednak, że on faktycznie broni jej dostępu do tych pieniędzy i wykorzystuje je w różny, raniący ją sposób, ponieważ to on je do wspólnego kotła wnosi. Podam Panu z życia wzięty przykład. Oboje zarabiają, z tym że między ich zarobkami jest olbrzymia dysproporcja. Więc on sam jeździ na luksusowe wakacje, bo jej nie stać na dołożenie się finansowo do tych wyjazdów, czego on oczekuje. Albo on jeździ luksusowym samochodem, a ona 'maluchem', ponieważ tylko na takie auto ją stać.
Obiektywnie, jest to bardzo trudna i raniąca dla tej kobiety sytuacja, która wymaga natychmiastowej rozmowy między partnerami, pytania dlaczego on broni dostępu do tych pieniędzy lub na przykład, na ile zarobione przez niego pieniądze są faktycznie wspólne – na ile partner zarabia pieniądze dla rodziny, a na ile dla siebie. Co to faktycznie znaczy i dlaczego. Niezwykle pomocna w tej sytuacji może być terapia. Chciałbym podkreślić, że reparacja relacji w tym zakresie może nastąpić w każdej chwili. W każdej chwili można się obudzić i skorygować swoje życie w różnych obszarach.
Zarówno w wieku trzydziestu jak i sześćdziesięciu lat?
Oczywiście. Kluczowy jest impuls, rozpoznanie, że ‘ja cierpię’, że ta sytuacja, w której tkwię mnie uwiera, że nie jest dla mnie dobra. W końcu, to, że kiedyś zgodziliśmy się na pewną sytuację, nie oznacza, że ona jest na całe życie. Przecież w małżeńskiej przysiędze, nie przyrzekamy sobie – będę od ciebie zależna / zależny finansowo. Tego sobie ludzie nie ślubują.
Będę jednak z uporem maniaka wracała do sytuacji, w której ona czuje, że mąż ją wykorzystuje w obszarze finansów, ale kompletnie nie wie co ma z tym zrobić, od czego zacząć. Uważa, że jest to sytuacja bez wyjścia. Jaki wpływ na wyjście z tego zaklętego koła ma uświadomienie sobie faktu, że w tej grze ona również ma swój udział?
Jeśli czuje, że sytuacja jest bez wyjścia, dobrze byłoby gdyby porozmawiała lub dopuściła kogoś życzliwego – przyjaciółkę, terapeutę, lub mądrego mentora, którzy pomogliby jej temu wszystkiemu się przyjrzeć, spojrzeć na to z boku i faktycznie potwierdzili, że jest to sytuacja bez wyjścia. Ludzie w amoku, labiryncie życia, często go nie dostrzegają. To inaczej niż ci, którzy stoją z boku. Warto wtedy zaufać innym, bo wyjście zawsze jest. Pierwszym jest umiejętność zwrócenia się o pomoc. Szeroko pojętą pomoc – przyjacielską, terapeutyczną, prawną. Przeważnie okazuje się, że tych wyjść jest całkiem sporo. W końcu, jak ktoś wpadnie pod lód, musi wołać o pomoc, zamiast udawać, że to kąpiel morsów, która jest niezwykle przyjemna mimo, że ciało prawie mdleje z wycieńczenia. Nie musimy wszystkiego wytrzymywać. Naprawdę. Możemy prosić o pomoc. To niezwykle ważne, żeby zdawać sobie z tego sprawę.
Często, proszenie o pomoc, oznacza dla ludzi, przyznanie się do słabości…
Ależ przecież w sytuacji przemocowej, w której nie dajemy sobie rady, jesteśmy słabi. Pierwszą zasadą wyjścia z każdego życiowego kryzysu, jest uznanie, że jest się słabym. To tak jak ze zdrowiem. Dopóki nie uznam, że nie jestem chory, dopóty nie pójdę do lekarza. A więc odbieram sobie szansę na wyleczenie. Człowiek nie staje się inny, dlatego, że tak sobie założy. Musi najpierw uznać, że coś dzieje się nie tak, jakby tego chciał i, że sam sobie nie radzi. Dopiero wtedy pojawia się szansa na zmianę. Warto to jednak odróżnić od sytuacji, w której człowiek wie, że dzieje mu się krzywda, mówi o tym dookoła, ale jednak nie potrafi podjąć konkretnego działania, twierdząc, że się nie da. Wtedy mamy do czynienia ze współuzależnieniem, pewnego rodzaju patologią, którą warto nazwać po imieniu.
To co Pan mówi, rozumiem w ten sposób, że każdy jest w jakiejś części odpowiedzialny za sytuację, w której się znajduje
Oczywiście. Nawet w krajach muzułmańskich mamy kobiety, które godzą się na burkę i te, które z tym walczą. Przerysowuję tę sytuację specjalnie, żeby pokazać, że naprawdę mamy wybór. Warto jednak zdawać sobie sprawę również z tego, na ile fakt utrzymywania przez partnera jest po prostu dla wielu kobiety zwyczajnie wygodny.
W naszej rozmowie, to kobietę umownie stawiamy w roli ofiary przemocy finansowej, ponieważ statystycznie, najczęściej ta przemoc ich dotyczy. Ale chciałabym Pana zapytać, czy sytuacja, w której i on, i ona zarabiają - powiedzmy zbliżone pieniądze - ale ona z upodobaniem i całkiem bez kontroli, wydaje te ich wspólne dobra finansowe na rozmaite rzeczy. A to na kosmetyki, a to na coś dla dziecka, na coś do domu. On się wścieka, bo okazuje się, że mimo rozmów, ona tych wydatków nie kontroluje, a nawet uważa, że takie ich wydawanie jest ok. W końcu to do faceta należy utrzymanie rodziny. Czy to przypadkiem nie jest również zachowanie przemocowe?
To jest zachowanie przemocowe, zwłaszcza, jeśli nie uwzględnia potrzeb partnera. Jednak zazwyczaj żadne sytuacje nie są czarno-białe. Po pierwsze, to kompulsywne wydawanie pieniędzy, może być wynikiem tego, że ona nie panuje nad własnymi emocjami, w związku z czym kupuje bez kontroli, żeby wypełnić w sobie jakąś pustkę. A pustka może być spowodowana biedą w domu rodzinnym lub na przykład nieobecnym ojcem, który 'nie dowoził' tego, czego ona jako dziewczynka potrzebowała, czyli atencji, uznania, ojcowskiej troski i miłości. Takie zachowanie może być również formą odwetu na partnerze. Tak czy inaczej, jest to forma przemocy, którą dobrze jest sobie uświadomić.
Jak wychowywać dziecko by nie stało się katem ani ofiarą
Czy wchodzenie w rolę ofiary albo kata, wynosimy z domu?
Moja wiedza wskazuje na to, że żadne dziecko się z tym nie rodzi. Tendencje do wchodzenia w różnego rodzaju wzorce zachowań, kształtują się u dziecka w pierwszych latach życia. W tym kontekście istotne jest, jak rodzice wykorzystują swoją przewagę w stosunku do dziecka, i na ile potrafią nie wykorzystywać przemocy do jego wychowania, używając szerszego, bardziej dojrzałego wachlarza możliwości.
Czy może Pan podać przykład takiego przemocowego traktowania dziecka przez rodzica, które potem wpływa – nazwijmy to – na pewnego rodzaju zdolność wchodzenia przez dziecko w takie lub inne schematy?
Porównałbym to do monarchii oświeconej. Dobrze jest, jeśli dziecko ma poczucie, że ma wybór. Oczywiście nie we wszystkim i nie zawsze, ale na przykład codziennie, ubierając się, może wybrać spośród kilku przygotowanych przez rodzica ubrań, nie natomiast z całej szafy. W ten sposób dziecko widzi, że ma do dyspozycji pewną pulę, ale też, że nie znajduje się w sytuacji bez wyjścia. Rodzicom zdarza się mówić w takich sytuacjach, używając swojego autorytetu - ‘nie ma dyskusji’. Co do zasady, to jest w porządku, o ile stwierdzenie ‘nie ma dyskusji” nie jest jedynym, używanym przez rodzica środkiem wychowawczym. A dyskusja może zawsze mieć miejsce, na przykład w postaci zadania dziecku pytania: a dlaczego nie chcesz tego ubrać, czy dlatego, że to ci się nie podoba? A może dlatego, że jest ci w tym niewygodnie? itd.
Czyli chodzi o to aby dziecko wiedziało, że zawsze jest możliwość rozmowy.
Dokładnie tak, ponieważ rozmowa uczy dziecko, że nie musi się podporządkować, i że nie jest nic nieznaczącym pionkiem, ale że ma pewną, stosowną do wieku, autonomię. To tak, jak w dorosłym życiu. Przecież cały czas wchodzimy w jakiś rodzaj zależności z innymi ludźmi - służbowy, rodzinny czy społeczny. Jednak margines wolności i swobody wyboru, pozwala nam na niewpadanie w pułapkę sytuacji bez wyjścia.
A jak się kształtuje osobowość finansowego kata?
Bardzo ważące jest, co dziecko słyszało w rodzinie na temat pieniędzy, jakie otrzymało przekazy. Przecież popularne są powiedzenia: kto ma pieniądze, ten ma władzę lub wszystko ma swoją cenę i jeszcze kilka innych, czasem odwrotnych typu: gdyby były pieniądze, to byłoby inaczej. Przesiąknięte negatywnymi przekazami, rośnie w przekonaniu, że pieniądze mają pewnego rodzaju magiczną moc. Dokładnie tak, jak dzieje się to w bajkach, gdzie występują skarby, bogactwa materialne, podział na bogatych i biednych…
Rozumiem, ale czy to nie jest tak, że tego typu przekazy to jedno, a wychowanie to drugie?
Oczywiście, że tak, jednak z pewnością pieniądze w tej rodzinie były wykorzystywane w opresyjnym celu. Poza tym niewątpliwie dzieci same w sobie mają zaczątki tego typu zachowań od małego – np. zabrałem ci zabawki, więc jestem lepszy i teraz to ty mnie musisz prosić, i być ode mnie zależny. To częsty motyw w zabawach dzieci – posiadania przedmiotów, żeby być lepszym od innych, i żeby nad nimi górować. Tu niezwykle ważna jest rola rodziców. Jak oni wkraczają w taki świat zachowań dziecka, jak reagują. Czy pokazują, że lepiej się dzielić, i że to nie jest dobra sytuacja, w której różnego rodzaju dóbr (np. foremki czy wiaderka) używamy do manipulacji innymi. Że dziecko ma też inne dostępne formy, jak na przykład poprosić albo próbować negocjować z kolegą. Oraz, że sytuację typu brak zabawki, mimo, że nie jest najłatwiejsza dla dziecka, można zwyczajnie wytrzymać.
To dla dziecka jest bardzo trudne uczucie...
Zdecydowanie, ale brak reakcji rodziców w tego typu sytuacjach może spowodować, że dziecko w łatwy sposób zakoduje, że posiadaniem można innych rozgrywać. W późniejszym życiu taki przekaz przekłada się wprost na pieniądze, a mianowicie, że są one jedyną drogą do tego by mieć posłuch, szacunek, przywiązanie, być może nawet i miłość. Na taką postawę u dziecka i późniejszego dorosłego, ma oczywiście również wpływ stosunek rodziców do siebie i fakt, jak tłumaczą dziecku świat relacji z innymi ludźmi i rolę posiadania – bogactwa czy też po prostu pieniędzy.
To trudne dla rodziców, odmówić na przykład swoim nastoletnim dzieciom czegoś, zwłaszcza jeśli ich na to stać, kiedy koleżanki i koledzy to mają, a tłumaczyć to poczuciem własnej wartości….
Powiem tak - zręby osobowości kształtują się w pierwszych latach życia, a wszystko co dzieje się w późniejszym wieku, jest jedynie echem. Jeśli dziecko otrzymuje we wczesnym wieku dobre komunikaty, które kształtują zarówno jego właściwe – wewnętrzne poczucie własnej wartości jak i dobre przekazy na temat pieniędzy, to w nastoletnim, rolą rodziców będzie jedynie korekta.
Czy w takim razie rozmowa o pieniądzach to też rozmowa o poczuciu własnej wartości?
Naturalnie!
Jak rozmawiać o pieniądzach w związku
Dobrze, zastanówmy się w takim razie nad sytuacją, w której ludzie się poznają, dopiero zakładają związek. Jak nie stracić czujności? Na co zwracać uwagę?
Dobrze jest zacząć od przyglądania się temu, co dla partnera czy partnerki oznaczają pieniądze. Jak je traktuje. Czy na przykład pozwala nam mieć udział we współfinansowaniu wspólnych przyjemności, czy płaci za wszystko, czy też może, na przykład, zarabiając od nas znacznie więcej, oczekuje, że mimo wszystko za siebie zapłacimy sami. Jak my się z tym czujemy. Błędem jest również brak otwartości w rozmowie o pieniądzach, czy całkowite unikanie rozmowy o finansach. Warto również obserwować, czy partner uznaje nasze zdanie, czy nas słucha. Niewątpliwe to są kwestie którym należy się przyglądać, rozmawiać o nich, mówić o swoich potrzebach. Nie chodzi też o to, żeby walczyć, ale o to, żeby zrozumieć drugą stronę.
A o co chodzi w rozmowie o pieniądzach?
Bywa, że spór o pieniądze jest tylko przykrywką dla innych trudnych rzeczy, które dzieją się w związku. Jeśli para jest w miarę dojrzała i zgodna, finanse nie powinny stać się problemem. Jeśli jednak przyszłaby do mnie para z takim problemem zapytałbym się, co te pieniądze dla nich znaczą. W ten sposób można zobaczyć, co za nimi stoi. Czy faktycznie chodzi o nie, czy może o zupełnie inne rzeczy.
Ludzie faktycznie często mówią „między nami w zasadzie wszystko ok, ale ni stąd ni zowąd wybuchają kłótnie o pieniądze”. Czy to jest tak, że oni de facto nazywają to problemem pieniędzy, a faktycznie chodzi zupełnie o coś innego?
Tak, bo pieniądze bywają fantastycznym tematem zastępczym dla innych trudnych, nieuświadomionych problemów. W dobrym związku naczynia zmywają się same. Podobnie jest z pieniędzmi - w dobrym związku zarządzają się same. To oczywiście pewna parafraza, która jednak otwiera oczy na to, że łatwiej jest nam upchnąć problem w naczynia lub pieniądze, niż dostrzec faktyczny problem. A problemem może być kryzys w relacji, depresja partnera, jego ciągła nieobecność w domu i wiele innych, głębszych kwestii.
Dziękuję za rozmowę.
Mieczysław Jaskulski – absolwent Wydziału Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego, od 1985r. pracuje jako psychoterapeuta. Ma certyfikat psychoterapeuty Sekcji Naukowej Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego oraz certyfikat trenera Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Szkolił się w ośrodku Synapsis oraz w Laboratorium Psychoedukacji. Zajmuje się terapią indywidualną i prowadzi warsztaty umiejętności psychologicznych. Jest członkiem – kandydatem Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychoanalitycznej.