fot. mat. prasowe MUMU
Reklama.
W tej historii jest wszystko – dobry produkt, rzemieślnicy z doświadczeniem, projektanci trafiający we współczesny gust i właściciele z pasją. A zaczęło się od spotkania trzech przyjaciół Polaka, Szweda i Włocha, razem stworzyli firmę MUMU. Włoch wniósł do spółki skóry sprowadzane z najlepszych toskańskich garbarni, projekty i włoskie wyczucie mody. Polak dołączył z zespołem rzemieślników – kaletników, krojczych i szwaczek. A Szwed dołożył skandynawski pragmatyzm i logo z reniferem.
Razem stworzyli markę torebek wyjątkowych na tyle, by pokochały je gwiazdy (Anna Mucha, Malgorzata Foremniak, Mela Koteluk, Ola Kisio), bloggerki (Jessica Mercedes, czy Horkruks) czy tak zwane zwykłe kobiety. Współpraca z najlepszymi w kraju stylistami, fotografami zaaowocowała kilkoma docenionymi sesjami i kampaniami reklamowymi. MUMU przebojem wdarło się na salony, by w konsekwencji podbić także polską ulicę. Klientki doceniały ponadczasowość wzorów, jakość, wykonanie i trwałość. MUMU zauważono także poza granicami naszego kraju.

A jednak na tym pozytywnym obrazie jest pewna pesymistyczna z polskiego punktu widzenia rysa. Po czterech latach istnienia na polskim rynku właściciele MUMU podjęli decyzję o przeniesieniu firmy do Szwecji, gdzie jak twierdzą są lepsze warunki do prowadzenia tego typu działalności. Nie tylko ze względu na przyjazne i przejrzyste przepisy podatkowe, i system urzędniczy, który pomaga obywatelom i przedsiębiorstwom zamiast je niszczyć, ale także dlatego, że Szwedzki rodowód wzbudza większe zaufanie na zagranicznych rynkach, mających większą finansową głębie.
Rynki takie jak Skandynawski pełne są klientek poszukujących nowych, świeżych firm i trendów, a rodzimy design jest kochany i wspierany przez Szwedów, podczas gdy Polacy zachowują się jakby mieli kompleks odczytywany jako „polskie, znaczy się gorsze”. Z czysto biznesowego punktu widzenia towary luksusowe można tam sprzedawać z uzasadnioną jakością ich produkcji marżą, pozwalającą działalności tego typu nie tyle „przetrwać” co się rozwijać, tworząc choćby nowe miejsca pracy.
Po debiucie na prestiżowym Fashion Week Stockholm, MUMU zostało przez Szwedów docenione i rozpoczęło szturm tamtejszego rynku. Najwidoczniej z powodzeniem, gdyż kreatywni Szwedzi pochłaniają markę bez reszty przy okazji wyrywając ją z polskich korzeni. Zresztą, to nie odosobniony przypadek. Najbardziej znane z „polskich marek”, takie „biznesowe symbole narodowe” nie są już od dawna nasze. Wedel, Hortex, Fortuna, Allegro, Biedronka, Belvedere – wszystkie zostały pochłonięte przez zagraniczne grupy kapitałowe. Tylko kac pozostał polski.

I choć MUMU nie może się (jeszcze) mierzyć z tymi gigantami, to jednak na podstawie tego mikro przypadku możemy powiedzieć o pewnej niepokojącej tendencji– odpływania polskich najlepszych marek, pomysłów i ludzi za granicę. Za łatwiejszymi i przejrzystymi przepisami podatkowymi, za życzliwym systemem urzędniczym i by zachować wiarygodność rynkową, bo metka „Made in Poland” wciąż na zachodzie nie kojarzy się z przełomowym myśleniem projektowym, czy bezkompromisową jakością. Pojedyncze sukcesy firm takich jak MSBHV, czy Local Heroes cieszą, ale „W Polsce czyli nigdzie” zdaje się być ciągle obowiązującym mottem.
Nasz rynek ciągle postrzegany jest jako niestabilny. Przykrę, że przez dwadzieścia pięć lat nie zapracowaliśmy nawet na to, by z „Made in Poland” brzmiało solidnie zamiast egzotycznie. To m.in. dlatego tak wiele polskich produktów ukrywa się pod hasłem „Made in UE”, jakby fakt, że coś zrobiono w Polsce był trochę kłopotliwy, czy wstydliwy.
Szkoda. Polska powinna wspierać każdą przedsiębiorczą inicjatywę, a niestety od lat tego nie robi. Powinna wzmacniać klasę średnią, która ma nie tylko ogromny wpływ na finanse państwa, ale także może pozwolić sobie na zakup towarów, które nie są „pierwszej potrzeby”, i przez to pośrednio (lub bezpośrednio) przyczyniać się do powstawania nowych miejsc pracy np. przy produkcji przedmiotów, o których nawet nie wiemy, że będziemy ich wkrótce potrzebować (bo jeszcze ich nikt nie wymyślił, a może nie ma dla kogo).
„Cudze chwalicie, swego nie znacie” to kolejna gorzka mądrość ludowa, której nie potrafimy przyswoić. Pozostaje otwarte pytanie jak postrzegane będzie MUMU (i jakie będzie miało ceny) kiedy wreszcie wróci do Polski jako firma „zagraniczna”. Czy będzie równie lubiane jak np. dużo słabszy gatunkowo, choć marketingowy gigant Michael Kors? Możliwe.
logo
fot. mat. prasowe MUMU

Choć pewnie międzynarodowe pożądanie będzie wiązało z wyższą ceną zakupu. Nie dlatego, że ktoś będzie bardziej chciwy, albo że trzeba będzie zapłacić fakturę za „cały ten marketing”, ale przede wszystkim dlatego, że codziennie pozwalamy sobie na utratę dobrych, polskich marek i odpływ tego co powinno być uznawane ze najcenniejsze w biznesie – kapitału polskich pomysłów, entuzjazmu i dumy narodowej. Choć właściciele MUMU zapewniają, że nadal będą wspierali polskich rzemieślników, doceniając ich kunszt, zaangażowanie i pracę to zrobią to już pod szwedzką banderą i zarobi już na tym wyłącznie Szwecja.
A ja się cieszę, że mam już swoją torebkę MUMU. Może kiedyś osiągnie na aukcji niebotyczne ceny, jako relikt „polskiej” historii firmy.
Basia Relli