
W sobotę na ulice stolicy Węgier wyszli uczniowie, rodzice i nauczycieli. Zebrali się przed parlamentem, by wyrazić sprzeciw wobec zmian w systemie oświaty - a stoi za nimi rząd Viktora Orbana.
REKLAMA
Na placu Kossutha można było dostrzec transparenty z napisami "Nie wyganiajcie z kraju naszej młodzieży" czy "Oddajcie nam wolność nauczania". Tak Węgrzy chcą zapobiec ideologizowaniu szkół i odebrania im autonomii. Krzyczeli choćby "Nie dopuścimy do tego!" i "Orban precz!".
Organizatorami protestów są nauczyciele, którzy walczą m.in. o przywrócenie prawa do wyboru materiałów edukacyjnych, ograniczenia programu nauczania i liczby przedmiotów wymaganych od uczniów i przywrócenia dyrektorom szkół prawa do podejmowania decyzji w sprawie zarządzania placówkami. Ich zdaniem Viktor Orban i jego rząd swoimi decyzjami rujnują system oświaty.
Cały sprzeciw kierowany jest przez największe związki zawodowe nauczycieli na Węgrzech. Przewodnicząca jednego ze znaczących Piroska Gallo przekonuje, że władze działają na szkodę "dzieci, nauczycieli, rodziców i całego kraju". A tymczasem "klucz do rozwoju znajduje się w klasie".
Orban już trzy lata temu zażądał całkowitego nadzoru nad szkołami od centralnej instytucji. Dzisiaj to ona decyduje o losie wszystkich państwowych placówek i ok. 120 tys. nauczycieli. Rząd argumentował to, jak podaje agencja APA, potrzebą wychowywania uczniów w duchu chrześcijańsko-patriotycznym. Ale innego zdania są obywatele, którzy demonstrują już od zeszłego tygodnia. I to nie pierwszy raz - jak pisaliśmy, w 2014 roku wyszli na ulice, gdy Orban zapowiedział opodatkowanie internetu.
źródło: Radio Zet
Napisz do autorki: karolina.blaszkiewicz@natemat.pl
