– Mieszkanie? Samochód? To nie są prawdziwe marzenia – przypomina mi się niedawna rozmowa na temat tego, co w życiu ważne. – Wyjechać za granicę, czytać książki, oglądać filmy, spotykać ludzi – tego kiedyś chcieliśmy, na to oszczędzaliśmy. Bo w życiu piękne są tylko chwile – podsumowała śpiewnie znajoma. I choć refren kultowego utworu powstał już właściwie na przednówku „wolności”, to zdaniem mojej znajomej idealnie opisuje marzenia „szarego człowieka” epoki PRL. Pytanie tylko, czy marzeń nie szyliśmy na miarę epoki, w której przyszło nam funkcjonować?
– W kwestii marzeń finansowych trudno o analogie pomiędzy okresem PRL-u, a współczesnością – twierdzi dr Błażej Brzostek z Instytutu Historycznego UW, dodając, że sam okres komunizmu również nie był w tej kwestii jednolity. – Lata 50. znacznie różniły się pod tym względem od 70. Tuż po wojnie w sferze marzeń znajdowały się rzeczy podstawowe. Ważne było, żeby móc się najeść, ogrzać, wyspać, mieć kąt. W latach 70., wraz z pierwszymi oznakami dobrobytu, ewoluowały marzenia: można było śnić o willi w mieście, zachodnim samochodzie, domku letniskowym na Mazurach. Obrazek pomyślności obejmował również możliwość wyjazdu do krajów zachodnich czy posiadanie konta z dolarami w banku – wylicza dr Brzostek.
O ile „dacza” nad jeziorem to już dosyć odważne marzenie, w latach 70. wielu obywateli miało, jak na dzisiejsze standardy, prozaiczne pragnienia. Z przeprowadzonego w 1969 roku badania pt. „Jak nam się żyje?” wynika, że do rangi materialnego Mount Everestu urastała... lodówka. Jako najbardziej potrzebny, a nieposiadany w tamtym czasie przedmiot, urządzenie chłodzące wskazało 19,4 proc. „robotników niewykwalifikowanych”, 24 proc. „robotników wykwalifikowanych” i 25 proc. „urzędników”. Trend przełamali tylko „specjaliści”, z których 19,6 proc. marzyło o posiadaniu samochodu. Co ciekawe, auto pojawia się w rankingu jeszcze tylko raz – jako przedmiot pożądany przez 8,6 proc. „urzędników”. Obie grupy „robotników” marzyły ewentualnie o motocyklu (odpowiednio: 5,8 proc. i 7 proc.), ale i tak mniej intensywnie niż o telewizorze (16,7 proc. i 11,1 proc.), pralce (15,1 proc. i 7,7 proc.) czy odkurzaczu (9,9 proc. i 7,2 proc.).
Marzenia o awansie... w kolejce
– Lepiej było niż teraz, wszystko było za darmo – ucina rozmowę zaprzyjaźniona seniorka, którą na okoliczność artykułu usiłowałam podpytać, o czym marzyła „za komuny”. Odpowiedź, choć wymijająca i pozornie nie na temat, sensu nabiera uzupełniona komentarzem dr Brzostka:
Dzisiaj, kiedy umiejętność sprawnego pozycjonowania się w kolejce można wykorzystać najwyżej podczas wsiadania do autobusu, marzenia, zamiast na „kombinatorstwie”, budujemy w oparciu o bezpieczeństwo finansowe.
– Zbadaliśmy marzenia aspirującej i najbardziej innowacyjnej grupy Polaków – mówi Leszek Niemycki, Wiceprezes Zarządu Deutsche Bank Polska. – Z naszego punktu widzenia, międzynarodowej instytucji finansowej, wyraźnie widzimy, jak w ciągu ostatnich 25 lat zmienił się nasz kraj i jego mieszkańcy. Dostrzegamy, ile pracy i wysiłku kosztowało nas, Polaków, osiągnięcie finansowej niezależności. Ile czasu i energii poświęciliśmy, aby zbudować solidne podstawy finansowe. Ile wyrzeczeń musieliśmy wszyscy ponieść, aby ziściły się nasze marzenia – tłumaczy wiceprezes Niemycki.
Inne dane zawarte w raporcie również dowodzą, że w kwestii finansów najbardziej zależy nam dzisiaj na bezpieczeństwie. 18 proc. badanych marzy, aby nie musieć się martwić spłatami zobowiązań, a 17 proc. – aby kwestie finansowe nie były kluczowe w ich życiu. Wychodzi więc na to, że przynajmniej dla co piątego Polaka, „piękne chwile” nie są całkiem bez znaczenia.
Co więcej, jak twierdzi dr Brzostek, dzisiaj liczą się one nawet bardziej niż w czasach PRL-u. – Gros marzeń dotyczyło wtedy sfery materialnej – przedmiotów, o które trzeba się było „wystarać”. W latach 60. ludzie szukali pracy nie ze względu na wysokość zarobków, tylko np. dlatego, że dany zakład pracy dysponował dużą pulą mieszkaniową; kierowali się pobudkami materialnymi, nie finansowymi – dodaje.
Zachodowi zazdrościliśmy słodyczy
Jako osoba, która w starym systemie funkcjonowała zaledwie rok i to tylko w powijakach, mityczne kolejki „za czymkolwiek” znam tylko z „Misia” albo rodzinnych opowieści. I choć „dżinsy z Pewexu” były nieodłącznym elementem sentymentalnych wycieczek rodziców w czasy młodości, nie myślałam, że właściwie większość marzeń w tamtym okresie ograniczała się do przedmiotów, i to nie tylko tych z zachodnia metką.
– Zazdrościło się także zachodowi słodyczy, kubańskich pomarańczy, które na pół zielone, można było kupić tylko w okresie świąt. Banany z kolei były dostępne na receptę, tylko dla diabetyków – śmieje się pani Wiesława, rocznik... wystarczająco kompetentny, aby temat marzeń okresu PRL komentować. – Jeszcze samochód, który był w cenie domu – towar nie do zdobycia – dodaje mąż pani Wiesławy – Zbigniew. – Poza tym marzyło się o łatwiejszej dostępności reglamentowanych przedmiotów: cukru, papierosów, mięsa, alkoholu. Nawet o butach, które też były przez pewien czas na kartki – dodaje.
– Marzyło się o zagranicznych wycieczkach – mówi pani Wiesława, dodając, że marzenia nie zawsze wytrzymywały zderzenie z rzeczywistością – Kiedy już pojechaliśmy na wczasy w 81., to przewodnik wycieczki zajmował się organizowaniem papierosów, a nie animacją czasu wolnego. Załatwiał „Sporty”, przeważnie połamane, różnej długości, do których później dokupowano szklane lufki, żeby w ogóle dało się je palić – podsumowuje, jednocześnie odnajdując jeden z niewielu punktów stycznych pomiędzy marzeniami „wolnorynkowych” i „komunistycznych” Polaków. Podróże to bowiem nadal coś, na co chętnie odkładamy pieniądze. Z raportu Deutsche Bank wynika, że w tym roku niemal co piąty z nas (22%) przewiduje większe wydatki związane z wakacyjnym wyjazdem. Dla porównania zakup samochodu planuje tylko 6% ankietowanych.
Wolny wybór?
– Dziś mamy społeczeństwo wyboru. Wtedy tego wyboru nie było. W PRL-u dobra były zawsze bardzo drogie w stosunku do zarobków i, przede wszystkim, trudno dostępne – podsumowuje dr Brzostek, a ja zastanawiam się, czy sfera marzeń wolna od materialistycznej dyktatury nie jest przypadkiem utopią? Czy gdyby moje konto opatulił bufor bezpieczeństwa grubości, powiedzmy, pięciu milionów złotych, przestałabym pragnąć „rzeczy”?
Dysponując taką kwotą, ponad 40 proc. z nas zainwestowałoby w nieruchomość – kupiło mieszkanie, zbudowało dom lub nabyło ziemię – to akurat żadne zaskoczenie. Inne pozycje rankingu prezentują się jednak ciekawiej: 28 proc. z nas twierdzi, że chciałoby zapewnić swoim dzieciom wysoki poziom edukacji. 27,5 proc. podzieliłoby się z wybraną instytucją charytatywną (co ciekawe, rodzinie pomogłoby niecałe 8 proc.). Jedna czwarta pojechałaby w daleką podróż. A 7 proc. twierdzi, że ze szczęścia na wieść o gigantycznej wygranej „rzuciłoby pracę i już nigdy w życiu do niej nie wróciło”. Wychodzi na to, że 25 lat życia w wolnej Polsce jednak nauczyło nas marzyć – przynajmniej teoretycznie.
Jeżeli porównamy np. dzisiejsze problemy z kupnem mieszkania, kredyty i brak oszczędności, to „za komuny” w ogóle sobie tymi sprawami nie zaprzątano głowy. W PRL-u mieszkania się nie kupowało, tylko dostawało, ewentualnie kupowało za tzw. wkład, wysokości którego w ogóle nie można porównywać z cenami dzisiejszych „M”. Kiedyś pragnęliśmy mieszkania, dzisiaj – pieniędzy na jego zakup. – Ludzie w PRL marzyli o tym, aby dostać mieszkanie od zakładu pracy albo awansować w kolejce po nie. W sferze marzeń znajdowały się też „znajomości”, które by to ułatwiły.
Leszek Niemycki
raport Deutsche Bank
Dzisiaj głównym marzeniem Polaków związanym z finansami jest bezpieczeństwo. Co trzeci ankietowany (33 proc.) wskazał, że jego marzeniem jest możliwość zgromadzenia majątku, który będzie mógł przekazać swoim dzieciom. Identyczny odsetek badanych marzy o wystarczająco dużych dochodach, które umożliwiłyby odkładanie co miesiąc 500 zł. Co czwarty badany (24 proc.) chciałby, aby zakup dóbr materialnych nie stanowił dla niego problemu, tzn. żeby nie trzeba było na nie oszczędzać. Podobna liczba (23 proc.) wskazała jako swoje marzenie możliwość kupienia domu lub mieszkania bez potrzeby zaciągania kredytu.