Po ujawnieniu dwóch obszernych teczek dokumentów, które mają pokazać współpracę Lecha Wałęsy z SB, IPN pokaże kolejny zestaw dokumentów. – Zawartość drugiego pakietu dokumentów Kiszczaka nie jest tak medialnie wybuchowa co teczki "Bolka" aczkolwiek lektura też będzie ciekawa – zapowiada Andrzej Gajcy z "Rzeczpospolitej".
Przedstawiciele ponad 40 redakcji zebrali się pod czytelnią IPN. Dziennikarze i badacze czekali w długiej kolejce, aby zobaczyć część ujawnionych akt związanych z domniemaną agenturalną przeszłością Lecha Wałęsy. Niektórzy ze zgromadzonych nie wątpią we współpracę byłego prezydenta z SB , inni starają się zachować powściągliwość w ferowaniu wyroków.
Prezes IPN Łukasz Kamiński zdecydował się na udostępnienie dokumentów ze względu na spore zainteresowanie. – Uznałem, że opinia publiczna nie może czekać wiele tygodni, a tyle zajęłyby jakieś dodatkowe badania, które oczywiście będą prowadzone w swoim rytmie – powiedział. Prezes Instytutu przyznał jednak, że weryfikacja - w tym ekspertyza grafologiczna - dokumentów mających dowodzić współpracy Wałęsy z SB będzie prowadzona już po ich udostępnieniu.
Atmosfera przed budynkiem czytelni IPN była nerwowa.
Na kilka minut przed otworzeniem drzwi do budynku poinformowano zgromadzony tłum, że utworzona przez dziennikarzy lista kolejkowa nie będzie respektowana – przy wejściu miała obowiązywać zasada "kto pierwszy ten lepszy".
Przed budynkiem zgromadziły się również redakcje zagraniczne – byli m.in. dziennikarze z Niemiec i z Kanady. Pojawili się również przedstawiciele Associated Press i Agence France-Presse. IPN wpuszczał jednocześnie do budynku 40 osób. Pozostałe musiały poczekać na swoją kolej. Tłum napierał na drzwi. Ktoś krzyczał, że się dusi.
Niektórzy dali ponieść się emocjom. Wewnątrz budynku dało się usłyszeć okrzyk: "hańba". IPN przygotował dla dziennikarzy 30 stolików w czytelni oraz 10 dodatkowych wystawionych na korytarzu. Atmosfera uspokoiła się dopiero w trakcie przeglądania dokumentów przez dziennikarzy.
Jedną z pierwszych osób, której umożliwiono wgląd w dokumenty był lustrator Wałęsy, historyk i szef Centralnego Archiwum Wojskowego Sławomir Cenckiewicz. Na swoim facebookowym profilu umieścił m.in. zdjęcie przedstawiające arkusz wypłat i świadczeń. Wśród dokumentów znalazł się również raport z domniemanego werbunku Wałęsy podpisany: E. Graczak
Były prezydent odniósł się już do upublicznienia dokumentów na swoim mikroblogu. "Tak przegrałem , ale tylko w tym miejscu gdzie prawie wszyscy uwierzyli że jednak jakaś zdradziecka agenturalna współpraca z SB 46 lat temu incydentalnie krótko ale była , i na krótko zostałem złamany. To nieprawda. Nie jestem w sanie jednak Was Przekonać Dziękuję zdradziliście mnie nie ja Was" – napisał Lech Wałęsa.