To miała być rutynowa operacja. PiS, który wygrał wybory, chciał po prostu wymienić ludzi na swoich, tak jak w innych spółkach skarbu państwa i mediach publicznych. Jednak trafiła kosa na kamień, a raczej na konia. Środowisko hodowców i miłośników koni arabskich wrze z oburzenia po tym, jak PiS bez słowa wymienił troje wybitnych fachowców na swoich "amatorów". Co naprawdę stoi za złą "dobrą zmianą"?
Oględnie rzecz ujmując
Sławomir Dudek, dziennikarz z miesięcznika "Świat Koni" ruchów kadrowych PiS w państwowych stadninach nie ocenia pozytywnie. Jakim słowem by je określił? – Wydaje się, że "bezmyślność" to bardzo dobre określenie – mówi. Ale od razu zastrzega, że daleko mu politykowania. – To nie chodzi o kwestię tej czy innej partii. Gdyby tak pochopne i szkodliwe decyzje podjęło inne ugrupowanie, to też byśmy solidarnie protestowali – tłumaczy. –Środowisko hodowców i miłośników polskich koni arabskich jest zróżnicowane światopoglądowo jak wiele innych, ale wszyscy jak sądzę zgodzą się co do tego, że konie nie powinny być rekwizytami w walce partyjnej – mówi.
Środowisko "koniarzy" rzeczywiście nie zamierza poddać się bez walki. Tematyczne fora internetowe buzują od gniewnych postów, mniej lub bardziej cenzuralnych form krytyki, apeli do rządzących o opamiętanie. Jednak na internecie się nie skończy - już w tę niedzielę hodowcy i miłośnicy koni zgromadzą się w Warszawie, by zaprotestować przeciwko "dobrej zmianie" w stadninach.
Za, a nawet przeciw
W internecie padają różne hipotezy: zdaniem jednych PiS połasił się na wielkie pieniądze, które przepływają przez stadniny. Inni widzą w tej decyzji podszept prywatnych hodowców, którzy mając w perspektywie pogorszenie sytuacji państwowych stadnin mogą tylko zacierać ręce. Jeszcze inni widzą w tym po prostu walec dobrej zmiany, który przejechał się po stadninach tak jak po wszystkim innym.
Są jednak też tacy, którzy bronią zmian kadrowych Agencji. Pytają, czy prezes stadniny jest stanowiskiem pełnionym dożywotnio i wyrażają opinię, że w kierowaniu stadninami przyda się świeża krew. Inni sprowadzają cały konflikt do awantury w POPiS-owej rodzinie. Jest im tym łatwiej, że w zeszłej kadencji paramentu zespół ds. jeździectwa i wyścigów konnych składał się głównie z polityków Platformy.
Ale zdaniem oburzonych "koniarzy" partyjne ujmowanie sprawy to wierutna bzdura.
Kto na tym skorzysta?
Pytanie, jakie stawiają sobie wszyscy czytelnicy i widzowie poruszeni losem koni, które zdaniem ekspertów trafią w niekompetentne, a więc złe ręce, brzmi: dlaczego? Dlaczego PiS wymienia fachowców na amatorów?
Po sieci krąży wypowiedź nowego prezesa Skomorowskiego, działacza związanej z PiS-em Solidarnej Polski, który sam przyznaje, że nie jest ekspertem od koni, a swoją nową pracę traktuje w kategoriach życiowej przygody. Duża część komentarzy do tych słów w mediach społecznościowych nie nadaje się do powtórzenia.
Krytyczny jest również Sławomir Dudek ze "Świata Koni". Gdy pytam go o motywację PiS, mówi: – Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem teorii spiskowych, ale przy tak radykalnych zmianach warto zastanowić się, kto na tym skorzysta. Agencja Nieruchomości Rolnych już jest właścicielem obu stadnin, więc nadwyżki finansowe i tak trafiają do niej, niezależnie od tego kto kieruje stadniną – tłumaczy.
Ale ma też swoją hipotezę. – Być może całe to zamieszanie to efekt niezdrowych ambicji części prywatnych hodowców, którzy doradzali w tej sprawie partii rządzącej? Przecież to nie jest tak, że rządzący nagle sami wpadli na taki pomysł, musieli z kimś o tym rozmawiać. Być może pogorszenie sytuacji naszych państwowych stadnin, które mają światową renomę, będzie na rękę niektórym prywatnym hodowcom?
Kwestia ignorancji
Z kolei znany miłośnik koni, Michał Szczerba, poseł Platformy Obywatelskiej, który pod wpływem decyzji rządowej ANR przyspieszył reaktywację "końskiego" zespołu parlamentarnego (w środę został jego przewodniczącym), przypisuje ruchy kadrowe PiS-u zwykłej niewiedzy.
– Myślę, że decyzja ANR wypływa z ignorancji. Politycy Prawa i Sprawiedliwości są bardzo zaskoczeni oporem ze strony opinii publicznej – mówi.
Przywilej wątpliwości
Czy naprawdę jest aż tak źle? Może należy dać nominatom PiS przywilej wątpliwości i oceniać ich dopiero po efektach działalności? Sławomir Dudek jest głęboko sceptyczny:
– No cóż, można mieć nadzieję, że słoń w składzie porcelany niczego nie stłucze, ale jest pewna granica, po której łudzenie się staje się zwykłą mrzonką z pogranicza bajek i pobożnych życzeń. Osobiście nie mam nic do następców wybitnych szefów stadnin. Jedyny problem polega na tym, że nie mają kompetencji – mówi.
Może jednak nominaci ANR są w stanie je zdobyć? Dudek wyjaśnia: – Nawet jeśli przyjmiemy bardzo optymistyczne założenie, że nowi prezesi będą gotowi się uczyć i nie będą wykonywać gwałtownych ruchów, które z miejsca zniweczą dorobek swych wybitnych poprzedników, to w najlepszym wypadku następne lata będą czasem stagnacji dla stadnin. A stagnacja to tylko mniej spektakularna forma destrukcji - podsumowuje.
Nadzieja umiera ostatnia
Czy połączeni pasją do koni dziennikarz i poseł wierzą, że PiS przywróci fachowców na stanowiska?
Sławomir Dudek żywi nikłą nadzieję. - Chciałbym, żeby tak było. Miarą wielkości człowieka nie jest to, że się nie myli, bo błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi, ale to, że potrafi przyznać się do błędu i znaleźć sensowne wyjście by błąd ten naprawić. Obawiam się jednak, że w naszej rzeczywistości politycznej moje nadzieje mają charakter utopijny.
Poseł Szczerba też nie jest tego taki pewny: – Robię to, co mogę w tej sytuacji zrobić. Zadałem już pytanie ministrowi rolnictwa o merytoryczne powody zmian kadrowych w stadninach, w czwartek około 10:00 przedstawicielka ministerstwa ma w Sejmie przedstawić odpowiedź. Mam nadzieję, że PiS się z tego wycofa, ale czy to zrobi - nie wiem.
Powody merytoryczne
Umocowana w rządzie Agencja Nieruchomości Rolnych o powodach swoich decyzji milczała pięć dni. Ponawiane prośby o komentarz spotykały się z apelami o cierpliwość, aż zarząd właścicielski wraz z biurem prasowym sformułują odpowiedni komunikat. Teraz w trzypunktowym oświadczeniu ANR wyjaśnia, dlaczego pozbyła się ze stadnin doświadczonych fachowców.
Na wyjaśnieniach przedstawionych przez Agencję Sławomir Dudek nie zostawia suchej nitki.
– Punkt pierwszy można odebrać jako totalną ignorancję ludzi z ANR, którzy pisali ten komunikat. Wszyscy byliśmy w szoku gdy padła Pianissima - to była naprawdę zjawiskowa klacz już wycofana z życia pokazowego, która zdobyła wszystkie możliwe nagrody, które koń czystej krwi arabskiej może zdobyć. Ale dostała skrętu kiszek - każdy kto choć trochę zna się na koniach wie, że to spada jak grom z jasnego nieba i może przytrafić się każdemu koniowi. Jeśli już dotknie jakiegoś konia, to te które mają szczęście przeżywają. Inne padają, mimo troskliwej opieki – tłumaczy.
– Zresztą to tak jak u ludzi - czasami już nic nie da się zrobić, mimo dobrych chęci. Skręt kiszek u konia to jeden z tych przypadków. Poza tym konie, tak jak ludzie, nie są nieśmiertelne. To może jeszcze niech ANR wyciągnie wszystkie konie, które padły przez te lata gdy fachowcy pracowali w stadninach? Taki komunikat byłby równie sensowny - ironizuje Dudek.
A jak skomentuje zawrotną różnicę w cenach koni przytoczoną przez Agencję? – Koń jest warty tyle, ile zwycięzca licytacji jest gotowy za niego zapłacić. Popyt - podaż. Jak wszędzie - kwituje.
– Jeśli ANR ma dowody na zarzuty z punktów 2. i 3., to powinna była je pokazać już w piątek, gdy podjęła decyzję o zwolnieniu dyrektorów. Teraz, niemal tydzień później, wygląda to na szytą grubymi nićmi manipulację, by po fakcie usprawiedliwić wcześniejsze decyzje – mówi Dudek.
Dudek, podobnie jak reszta środowiska "koniarzy" nadal chce, by ANR przywróciła do pracy wybitnych ekspertów. – Polska hodowla koni czystej krwi arabskiej to jedna z niewielu rzeczy, z której Polska słynie na całym świecie. Czy naprawdę rządzący chcą to zaprzepaścić w imię walki o stołki? – pyta retorycznie Dudek.
1. Brak odpowiedniego nadzoru hodowlano-weterynaryjnego nad końmi arabskimi czystej krwi w przypadku Janowa Podlaskiego. Skutki braku odpowiedniego nadzoru potwierdzają m.in. okoliczności związane z zachorowaniem, leczeniem i eutanazją klaczy Pianissima, która wyceniona została na 3 000 000 €. Śmierć klaczy nastąpiła w październiku 2015 r. Dla porównania w rekordowej aukcji, jaka odbyła się w Janowie Podlaskim w sierpniu 2015 r., uzyskano za klacz Pepita kwotę 1 400 000 €.
Agencja Nieruchomości Rolnych
punkty 2. i 3. oświadczenia z 24.02.2016 r.
2. Dopuszczenie przez Zarządy obu stadnin do pobierania przez zagranicznych kontrahentów większej liczby zarodków niż dopuszczają to polskie regulacje.
3. Zawieranie przez Zarządy obu spółek umów dzierżawy klaczy z zagranicznymi ośrodkami hodowlanymi w sposób, który nie zabezpieczał w pełni interesów polskich podmiotów oraz ograniczał możliwości dochodzenia roszczeń.